Nadal nie wiem jak do tego wszystkiego doszło, ale moje dłonie pokryte były teraz całkowicie krwią.
Przepraszam, że to zrobiłem, ale nawet po tym wszystkim nadal nic nie zdążyłem jeszcze poczuć.
Spoglądam w lustro wpatrując się w siebie jak w swój jeden z najgorszych koszmarów nocnych jaki mi się kiedykolwiek przyśnił.
Trudno mi teraz wyjaśnić kim właściwie jestem.
Wątpię również, by ktokolwiek był w stanie mi wybaczyć ten grzech, który wkroczył dość niewinnie i niespodziewanie do mojego zwyczajnego życia.
Moją twarz pokrywało tylko to zło, które uczyniłem chwilę temu swoimi dłońmi, tymi dłońmi zwyczajnego nastolatka.
Nie wolno mi się zagłębiać już w umysł, gdyż zapamiętał on zbyt dużo, ale również zbyt mało, aby móc zebrać to w słowa.
Czy także, aby móc się z tego wszystkiego najzwyczajniej odrodzić tak jak codzień.
Lekko obitą i skaleczałą twarz postanowiłem polać trochę wodą utlenioną z jednej z butelek, które trzymałem w szafekach biurka.
Niech ludzie nie widzą twarzy zabójcy mającego na niej wyryte ślady z śmierci tego człowieka, który zbyt wiele złego w życiu raczej nie uczynił, a przynajmniej tak zdawało się "innym".
"Innym", czyli tym, którzy nie byli, ani nie są na pewno mną.
Nie zrobiłem tego jedynie dla siebie, a nawet, ani trochę dla siebie.
Gdyby było to dla mnie to inaczej moja dusza nie byłaby w stanie już oddychać oraz wypełniać wielu innych podstawowych funkcji życiowych.
Chwilę potem gdy skończyłem już nad tym wszystkim ściśle rozmyślać zabandażowałem swoje szorstkie już od krwi dłonie miękkim, białym bandażem, który bardzo mocno je ocieplił.
Następnie sięgnąłęm po całkiem dużą torbę, która była schowana pod łóżkiem i chyba nigdy nie została ona ruszona z tego miejsca.
Teraz nastał czas, aby ją wreszcie móc jakoś wykorzystać.
Spakowałem do niej kilka podstawowych rzeczy, które miały za zadanie utrzymać mnie przy życiu.
Zapiąłem ją szczelnie na suwak, po czym podszedłem szybko jeszcze do niedużej szafy z ubraniami przy ścianie wyjmując z niej długie czarne spodnie i równie ciemną bluzę z kapturem.
Przebrałem się w te ubrania, a poprzednie z których aktualnie ciekła trochę krew i pot wylany przez łzy włożyłem do białej reklamówki.
Zamierzałem wyrzucić je gdzieś po drodzę, bo przecież były na nich wszystkie ślady mojej zbrodni, które pomogły by tylko doprowadzić do mnie ludzi.
"Ludzi", to określa dla mnie jedynie nieznajomych, którzy mnie otaczają, a jest ich zbyt dużo, aby chcieć teraz wyliczać, zazwyczaj są to dla mnie osoby nie chcące w żaden sposób mojego dobra.
Zarzuciłem torbę na ramię i bez słowa wyszedłem po cichu z domu nie zostawiając po sobie żadnego rozgłosu pomiędzy ścianami mojego mieszkania.
Ciekawe co "inni" pomyślą gdy tak nagle zniknę bez żadnego słowa.
Moim zadaniem było teraz jedynie oddalenie się nie zostawiając po sobie śladu, ani niczego co mogłoby doprowadzić "ludzi" do tego gdzie jest ten, który dokonał tego zabójstwa.
Szlajałęm się ciemnymi uliczkami, a żeby nie rzucać się w oczy ulicznym "dziwaką" założyłem kaptur bluzy na głowę, a dzięki temu moja niebieska grzywka jeszcze bardziej zakryła część mojej lewej strony twarzy.
Moja twarz była teraz bardzo blada i obita, a oczy były lekko podkrążone.
Szedłem tak dalej nucąc pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek z nadzieją, że nikt nie będzie w stanie tego usłyszeć.
Powietrze było dość chłodne, jednak nie przeszkadzało mi to w żaden, czy inny sposób, gdyż nie potrafiłem teraz odczuwać takich błahostek.
Księżyc był całkowicie w pełni i czułem, jakby właśnie on oświetlał mi drogę którą mam iść przez kolejne dni, tygodnie, miesiące czy też lata swojego życia.
Życia? Jeśli istnieje dla mnie jeszcze życie...
Zatrzymałem się po chwili przy jednym z dużych koszów na śmieci, po czym wrzuciłem do niego worek z zakrwawionymi ubraniami, a chwilę po tym zauważyłem, że "ktoś" na moje nieszczęście mnie obserwuję.
Wpatrywał się we mnie dość uważnie, a mi wystarczyła dosłownie krótka chwila, aby wiedzieć z kim mam teraz do czynienia.
Fudou Akio.
Przepraszam, ale po tym co zrobiłem jesteś teraz dla mnie "nieznajomym" tak jak wiele innych osób z naszego, teraz tylko waszego grona.
Uniknąłem jego spojrzenia i jak najszybciej skręciłęm w inną uliczkę, która nie była wcale już tak bardzo oświetlona przez księżyc jak poprzednie którymi zdażyło mi się już iść.
Była tak ciemna, że ledwo co widziałem po czym aktualnie stąpam nogami.
Moje oczy po całym dniu były już bardzo zaspane, więc zacząłęm przecierać je dłońmi próbując jednocześnie nienaruszyć swoich bandaży.
Miałem jak najszybciej dostać się do innego miasta, ale nie dawałem już rady, by iść tak dalej, bo moje nogi całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa i miałem ochotę najzwyczajniej rzucić się na tę twardą ziemię.
Oparłem się o jedną z ścian jakiegoś szarego budynku, który niczym się nie różnił od tych wszystkich, które w tej chwili mnie otaczały.
Zjechałem po ściance na dół lądując na ziemi, po czym przymknąłęm swoje oczy z lekką ulgą.
Byłem wręcz zmuszony teraz usnąć na jakiś czas z nadzieją, że nikt mnie od rana nie zdąży zaczepić z powodu miejsca w którym postanowiłem sobie zasnąć.
Mimo iż było mi coraz zimniej to nie przejmowałem się tym jakoś znacząco i po krótkiej chwili zasnąłem zatapiając się w głęboki sen, który w żaden możliwy sposób nie był przyjemny.
CZYTASZ
If I killed someone for you // Zawieszone //
Fanfiction"Przepraszam, że to zrobiłem, ale nawet po tym wszystkim nadal nic nie zdążyłem jeszcze poczuć..." Życzę miłego czytania ~