5

16 3 0
                                    

   Już następnego dnia Amelie spotkała się ze Stephanie na stacji metra, który według planu, powinien zawieść je na drugą stronę Nowego Jorku.
Dziewczyny zajęły wolne miejsca obok siebie w niemal pustym wagonie metra.

   — Czemu nie ma tu ludzi? Kiedyś często jeździłam o tej porze i wszystkie miejsca były zajęte — błogą ciszę przerwała Stephanie, rozglądając się na około.

   Oprócz nich miejsca zajmowała tylko kobieta z kilkuletnim dzieckiem i starszy pan, który był niezwykle zajęty nowym wydaniem magazynu dla fanów muzyki klasycznej.

   Amelie wzruszyła jedynie ramionami. Tego dnia była nadzwyczaj ostrożna. Na głowie miała kaptur cienkiej bluzy, a znudzony wzrok wbity w podłogę.

   Metro zatrzymało się na pierwszej stacji. Kobieta z dzieckiem szybko wyszła na zewnątrz, krzycząc to nowe przekleństwa do słuchawki telefonu. Do środka jednak wpadło trzech wyraźnie upitych nastolatków w koszulka drużyny koszykarskiej z pobliskiej szkoły. Chłopacy usiedli na samym końcu, lekko się zataczając.

   — Znam ich — szepnęła Stephanie. Niemal zagłuszyła ją melodia piosenki "I Walk the Line" Johny'ego Casha, którą nowo przybyli pasażerowie puścili z przenośnego głośnika.

   Amelie ledwo zauważalnie pokiwała głową, na znak że blondynka ma kontynuować. Wielką zaletą Stephanie było to, iż wiedziała wszystko o każdym mieszkańcu Nowego Jorku w promilu dwóch kilometrów od swojego domu.

   — Ich rodzice należeli do zgrupowania strajkujących przeciw nowej władzy. Polegli jakiś tydzień temu. Byli bogaci. Teraz cała trójka mieszka u ciotki jednego z nich w takim dużym wieżowcu dwie przecznice dalej ode mnie — streściła szeptem blondynka, nie spuszczając oczu z trójki, aktualnie kiwających się w rytm muzyki country, nastolatków.

   Amelie była pod skrytym w głębi duszy podziwem. Z drugiej strony to w jakimś stopniu ją zaniepokoiło, lecz teraz nie to było najważniejsze.

   Pociąg stanął na kolejnej stacji. Starszy mężczyzna nie wytrzymał towarzystwa trójki licealistów, więc dosyć podirytowany opuścił metro. W przejściu minął sporą grupę ludzi. Amy natychmiast rozpoznała wśród nich Lilę wraz z jej dwoma siostrami.

   — Wysiadamy — Amelie błyskawicznie poderwała się z miejsca, ciągnąc za sobą zdziwioną blondynkę.

   Prędko opuściły pojazd drugimi drzwiami i znalazły się na stacji. Znalazły się w centrum. Akurat ta stacja nie uległa dużym zniszczeniom.

   — Tamten — obeznana w podróżach metrem Stephanie, pociągnęła za sobą Amy.

   W ostatniej chwili wpadły do środka pojazdu. Nikt jednak nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi. Obie usiadły, więc w kącie, taszcząc ze sobą dwie, prawie puste, torby.

   — Lubię obserwować ludzi — oznajmiła Stephanie, uważnie rozglądając się po wagonie. Wiedziała, że nie otrzyma odpowiedzi. Szczerze mówiąc to na nią nawet nie liczyła. Mimo wszystko kontynuowała.
— Mogę wtedy się czegoś o nich dowiedzieć. Na przykład tamten facet — gestem dłoni wskazała na mężczyznę w garniturze z kubkiem kawy w ręku. — Spieszy się do pracy w korporacji, ale raczej ona mu nie odpowiada. Ma żonę lub dziewczynę i przy okazji kochankę, co świadczą dwa ślady różnych szminek na kołnierzu koszuli.

   Amelie była naprawdę pod głębokim wrażeniem. Czuła się niczym John Watson, który uważnie wysłuchuje obserwacji Sherlocka Holmesa. Niesamowite...

   — Tamta dziewczyna właśnie oblała jakiś test. Jej rodzice są bardzo wymagający, więc ona boi się ich reakcji. Jest w totalnej rozsypce, bo bardzo tęskni za najprawdopodobniej swoim chłopakiem — mówiła Stephanie, przyglądając się niskiej dziewczynie niedaleko.

New King • loki laufeyson •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz