Wracam do domu. Tym razem nie z oddali, uciekając przed brązem. Teraz toczę się na słabych nogach do łóżka, aby rozkoszować się żalem. Droga jakby się wydłuża, a chwila zatrzymuje, nie popadam w zadumę, jedyne co czuję to otępiająca pustka. Jedyne co może mi ją wypełnić, to coś co ją spowodowało. Jak żyć nieopodal tego wszystkiego, wstawać codziennie rano i zastanawiać sie, czy akurat tego dnia wymienisz te pełne uczuć spojrzenia, aby za chwilę zapomnieć o sobie na kolejną krótką wieczność. Jak żyć z tą pustką, wypełniającą się na ułamek sekundy gdy go zobaczę, ale później poczuć 2 razy większe uderzenie osamotnienia. Jak żyć w świecie, który zabiera ci zanim zdążysz wsiąść?