Otaczał mnie dźwięk wystrzałów, wszędzie latały kolorowe lasery, było dosyć ciemno, zdecydowanie stawiałem na ukrycie się niż na atak. Broń i kamizelka bardzo mi ciążyły i powoli miałem dość, tą gra zdecydowanie nie była dla mnie, i okej, może przesadzałem, ale kto w ogóle pomyślał, że strzelanie do siebie z zabawkowych pistoletów laserowych jest zabawne? Oczywiście, macie rację, Louis, pieprzony, Tomlinson.
Tak bardzo nienawidziłem go w tym momencie, mógłbym robić naprawdę wiele rzeczy, na przykład sprzątać mieszkanie, które wiecznie skąpane jest w bałaganie i chaosie, które zdaje się są już nieodłączną częścią Louisa. Co prawda zauważyłem to już gdy spotkałem go po raz pierwszy, ale wciąż nie przestaje mnie to zadziwiać.
Gdy się poznaliśmy pracowałem w kawiarni na kampusie, byłem na pierwszym roku studiów, miałem wiele marzeń i ogromnie dużo nadziei. W deszczowe popołudnie przez drzwi lokalu wpadł wtedy niski szatyn, który, jak się później okazało, był właśnie Louisem, chłopak był cały przemoczony, ale wciąż uśmiechał się od ucha do ucha. Na ramieniu miał torbę z której wystawały kartki, włosy były potargane, a sam Louis gorączkowo przeszukiwał kieszenie, zamówił wtedy herbatę z mlekiem.
Chłopak pojawiał się potem jeszcze wiele razy w kawiarki aż w końcu postanowiliśmy wybrać się na randkę. I tak o to trzy lata później z okazji naszej pieprzonej rocznicy zostałem zmuszony do uczestniczenia w tej głupiej grze, niech to szlag! Czy jakiś pięciolatek właśnie mnie postrzelił?! Czy wspominałem już, że nienawidzę tej gry?
Odetchnąłem głęboko, muszę zmienić kryjówkę, pomyślałem. Zacząłem rozglądać się dookoła, na przeciw mnie znajdowała się wręcz idealna ścianką żeby się ukryć, ale musiałbym przebiec mniej więcej pięćdziesiąt metrów przez otwartą przestrzeń. Chyba muszę zaryzykować.
Zacząłem biec, po chwili byłem już na miejscu, myślę, że nikt mnie nie widział, doczekałem chwilę starając się nie oddychać zbyt głośno tylko by zaraz wychylić się lekko i sprawdzić otoczenie. Teren jest czysty, dobrze. Opadłem najciężej jak potrafiłem na ziemię i zdecydowałem, że to czas na odpoczynek, tą grą naprawdę działała mi już na nerwy.
***
Zauważyłem postać zbliżającą się do mojej wybranej kryjówki, czy to przypadkiem nie Harry? Tak, okej, te długie nogi jak marzenie, to na pewno mój chłopak. Rozejrzałem się i gdy nikogo zauważyłem po cichu skierowałem się do kryjówki. Brunet byk rozkojarzony, nie usłyszał jak się zbliżałem, gdy znalazłem się odpowiednio blisko odwróciłem do siebie chłopaka i zakryłem jego usta dłonią, by nie krzyczał. Chwilę się szarpał, ale gdy zauważył, że to ja momentalnie się uspokoił.
- cześć, skarbie – zamruczałem w jego ucho – stęskniłeś się?
- Lou, przestraszyłeś mnie.
- Wiesz, chyba nie jesteś zbyt dobry w tą grę – wyszeptałem powoli zbliżając swoje biodra do tych jego – nie potrafisz się skradać, co gdyby zauważył cię ktoś inny nie ja?
Chłopak szybko się zreflektował i sam zbliżył się do mnie kładąc swoje dłonie na moją klatkę piersiową i przyciągnął mnie tak, że on opierał się o ścianę, a ja byłem tuż przy nim.
- dobrze, że to ty mnie znalazłeś – wymruczał swoim niskim głosem i, jejku, jak to na mnie działało.
Zacząłem powoli poruszać swoimi biodrami tak, by pocierać nasze krocza, z gardła Harry’ego wydobył się niski i cichy jęk, odchylił głowę do tyłu, a ja od razu zacząłem całować jego szyję. Po chwili załączyłem nasze usta, Harry zawsze całował tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek, jakby tonął i nasze złączone wargi były jedynym co dawało mu życie i może ja też tonąłem, za każdym razem głębiej, mroczniej, ale wtedy pojawiał się Harry i dawał mi wszystko czego kiedykolwiek mogłem pragnąć.
Niezaprzeczalnie Harry był moją kotwicą i moim domem, nie ważne co by się nie działo to i tak zawsze do niego wrócę, czasem przerażała mnie ta myśl, jak całe moje życie mogło kręcić się wokół jednej osoby? Ale nie przejmowałem się tym, to czuło się jak narkotyk i jak na razie nie zdarzały się dni kiedy musiałbym zejść z kolokwialnego haju.
Ale co to, czyżbym zaczął przynudzać? Przecież byliśmy tu żeby się trochę zabawić! Nie przestając całować Stylesa upewniłem się, że chłopak jest podniecony, wtedy oderwałem się od bruneta i spojrzałem w jego zamglone oczy. Cichym, kokieteryjnym głosem wyszeptałem:
- wiesz, Styles, powinieneś być bardziej ostrożny.
- ale... – zaczął się jąkać, ale nie zdążył dokończyć zadania, szybko sięgnąłem po laserowy pistolet i strzeliłem światłem w Harry’ego, śmiejąc się zacząłem uciekać, chłopak z kolei stał w miejscu i nie wiedział co tak właściwie się stało. Na odchodne krzyknąłem jeszcze, że go kocham i szybko oddaliłem się od kryjówki zielonookiego.
I wiecie co? Ostatecznie chyba nawet Harry by się ze mną zgodził, że była to nasza najbardziej udana rocznica do tej pory.
![](https://img.wattpad.com/cover/225018842-288-k326861.jpg)
CZYTASZ
into the night//Larry prompts
Fanfictionjest to zbiór opowiadań/historii/odpowiedzi na prompty czy po prostu sytuację, które lubię opisywać. into the night dlatego, że pisze to głównie w nocy, są to naprawdę bardzo krótkie opisy.