część druga

227 24 17
                                    

Stał przed drzwiami i czekał aż Ned znajdzie klucz, żeby mu otworzyć. Kiedy wreszcie usłyszał zgrzyt zamka i zobaczył w progu kolegę, nie wiedział, jak powinien się zachować. On chyba też nie, bo stali tak przez chwilę. W końcu uścisnęli się i poklepali po plecach, ale było to raczej niezręczne.

Teoretycznie nie widzieli się tylko kilka tygodni, ale mieli świadomość, że w rzeczywistości minęło tyle lat.

– Chcesz pobudować z Lego? – spytał Ned, gdy już siedzieli na łóżku w jego pokoju.

– Ta, jasne. – Peter kiwnął głową, udając, że słucha, chociaż tak naprawdę zajęty był rozglądaniem się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło i właśnie to go najbardziej dziwiło. Jakby pokój zdawał się nie zauważyć tego, co działo się przez ostatnie lata i żył zajęty swoimi sprawami.

– Który zestaw wolisz? – Podsunął Peterowi dwa pudełka pod nos, wyrywając go z zamyśleń.

– Um, Sokół Milenium chyba będzie okej.

Wysypali klocki na podłogę, rozłożyli instrukcję i zaczęli składać w ciszy. Ciężko było zacząć rozmowę na jakikolwiek temat ze świadomością, co przeszli. Nie chcieli o tym mówić, a jednocześnie wiedzieli, że i tak będą musieli. To za duża sprawa, żeby jej wiecznie unikać. Woleli jeszcze przez chwilę udawać, że wszystko jest w normie. Budowali przecież z klocków jak za starych czasów!

– Oglądałeś ostatnio jakiś film? – Udawania normalności przez Petera ciąg dalszy.

– No, całkiem sporo. Mógłbym to nazwać maratonem filmowym, bo przez kilka dni siedziałem i tylko gapiłem się w ekran.

Pokiwał głową.

– Jakieś ciekawe tytuły?

– Wszystko już widzieliśmy. Powtórka z rozrywki. – Och, czyli Ned też wolał kiedyś od teraz. Nic dziwnego, wszystko się skomplikowało.

Nagle do Petera dotarł absurd całej sytuacji. Siedzi ze swoim przyjacielem, bawią się jak małe dzieci, a kilka tygodni temu odbyła się bitwa tysiąclecia, w której brał udział i stracił kogoś, kto był dla niego jak ojciec. Zaśmiał się.

– Wyobraź sobie, że niektórzy z naszej klasy mają pewnie ponad dwadzieścia lat, a my nadal siedzimy i budujemy z klocków – powiedział, próbując przestać się głupio chichotać. Ned też zaczął. Po chwili obaj rechotali. Śmiali się i śmiali. Nie mogli skończyć. Peter przestał pierwszy. Tak nagle, jak zaczął.

Nie powinien być taki radosny, przecież Tony nie żyje. Nawet nie było to śmieszne. Może potrzebowali tylko rozładować emocje, ale on nie powinien robić tego w ten sposób. Powinien raczej płakać przy grobie, myśleć o nim, przywoływać w pamięci jak najwięcej szczegółów na jego twarzy, póki wspomnienia były jeszcze świeże. Nie wyobrażał sobie o nim zapomnieć, ale równocześnie to był jego największy strach. Bo to jedyne, co mógł teraz zrobić dla Pana Starka. Pamiętać o nim.

On się wyciszył, ale dla Neda spięta atmosfera już się rozluźniła.

– Więc naprawdę byłeś w kosmosie? – zaczął wypytywać.

Peter unikał kontaktu wzrokowego. Patrzył intensywnie na instrukcje i klocek, które trzymał w ręce i udawał, że upewnia się, czy na pewno tego szukał.

Równocześnie czuł na sobie spojrzenie Neda, a jego oddech i bicie serca stały się nieznośnie głośne wśród (nocnej) ciszy.

– Ta, taki tam sobie wypad.

– Nazywasz to „takim sobie wypadem"? Żartujesz!

Peter chciałby żartować, naprawdę chciałby. Ale zabawa się skończyła, kiedy najpierw umarł on sam, a potem Tony. Nie, żeby kiedykolwiek była to zabawa. Co to, to nie! Ale kiedyś miał świadomość, że mimo wszystko niebezpieczeństwo minie, a kolejnego ranka, gdy wstanie, wszyscy jego bliscy będą żyli.

telefon do dinozaura (peter parker) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz