7. Smutne pożegnanie.

2.1K 69 1
                                    

Tak jak obiecał szatyn, w czwartkowe popołudnie czekał na mnie pod szkołą. Jako, że byliśmy obserwowani przez innych uczniów, a nawet nauczycieli podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Musieliśmy udawać zakochanych, a  to wymagało poświęceń. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie zapewne by ciągnąć ten cały teatrzyk i poprowadził mnie do drzwi od strony pasażera trzymając za rękę. Otworzył je jak na dżentelmena przystało i zamknął je jak tylko siedziałam wygodnie w jego aucie. Okrążył samochód i zajął miejsce obok mnie. 

-Nieźle nam poszło. Twoje koleżanki chyba uwierzyły. 

-Na to wygląda.-wzruszyłam ramionami. 

-Gotowa?

-Tak, jedźmy już.-poprosiłam. 

Chciałam mieć to już za sobą. Nie miałam ochoty na konfrontację z rodzicami.

Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Kompletnie mi to nie przeszkadzało. Wolałam ciszę niż niezręczną rozmowę która by się nie kleiła. No bo o czym mam niby rozmawiać z dwudziestotrzyletnim biznesmenem za którego mam wyjść z przymusu. 

Kiedy mężczyzna otworzył mi drzwi złapał mnie za rękę i razem ruszyliśmy do drzwi mojego domu. 

Otworzyłam drewnianą powłokę kluczem ciesząc się w duchu, że rodziców nie ma w domu jak z resztą każdego dnia. Przywitałam się z gosposią przedstawiając jej mojego towarzysza i razem poszliśmy na górę. 

Rozejrzałam się po pokoju i wróciły do mnie wszystkie wspomnienia związane z moim życiem. Prawdziwie szczęśliwa byłam prawie zawsze tylko przy dziadku. Tak strasznie za nim tęsknię... Teraz robię to wszystko właśnie dla niego. Czułam zbierające się pod powiekami łzy. Starałam się je odgonić za wszelką cenę. Nie miałam zamiaru płakać przy Zawadzkim.

-Pójdę zapytać Marię czy mamy jakieś pudła.-rzuciłam pośpiesznie opuszczając pomieszczenie. 

Kiedy już się uspokoiłam weszłam do kuchni gdzie znajdowała się gosposia z którą spędziłam wiele lat. 

-Maria, mamy może jakieś puste kartony?

-Czyli to prawda?

-Niestety. Musimy się pożegnać.-przyznałam smutno.

-Będę tęsknić dziecinko.

-Ja też, ale jeśli będziesz chciała, to obiecuję, że będę cię odwiedzać i ty też jesteś mile widziana w Warszawie. Jeśli mój mąż będzie miał coś przeciwko to spotkamy się w jakiejś kawiarni, restauracji albo pójdziemy na jakiś spacer do parku.

-Oczywiście skarbie.-powiedziała śmiejąc się pod nosem mocno mnie przytulając. 

Maria jest dla mnie jak ciocia. Opiekowała się mną przez wiele lat. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. 

Po zamienieniu kilku zdań odwróciłam się aby iść do komórki w której powinnam znaleźć to czego szukałam, ale niemal od razu stanęłam w miejscu. Świadkiem całej sytuacji był  mój przyszły mąż. 

-Mam nadzieję, że będziesz dbać o mojego kwiatuszka.-odezwała się do niego gosposia.

Maria nie jest głupia. Od śmierci dziadka jest jedyną osobą z którą dzieliłam się moimi przemyśleniami. Wiedziałaby jako jedyna gdybym się zakochała. Nigdy jednak nie wspomniałam jej o żadnym mężczyźnie. Ona wie, że coś jest nie tak, woli to jednak przemilczeć i zachowywać pozory zupełnie jak ja.

-Będę. Obiecuję.-jego odpowiedź brzmiała bardzo szczerze. 

Gdybym nie wiedziała o całej sytuacji to sama bym mu w to uwierzyła.

NIEOCZEKIWANY WARUNEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz