XXVII. THE PARTY

3.5K 113 85
                                    

Lekko przyciemnione już uliczki na obrzeżach Londynu nadal tętniły życiem. Wszelkie puby, restauracje czy kawiarnie nadal były otwarte, chociaż powoli wychodzili już z nich ludzie. Nie wiadomo, czy była to wina piątku, czy naprawdę ciepłego jak na Anglię dnia.

Pomimo wczesnej godziny, bo osiemnastej dzieciaki nadal przebiegały między przerwami w kamienicach mieszkalnych czy domów. Przez ciepły wiatr można było usłyszeć szeleszczące liście drzew, które powolutku spadały na ziemię. Jesień nadchodziła coraz bliżej, nawet jeżeli nie było tego widać po pogodzie.

Przez Cornelię Street mknęła też trójka przyjaciół. Każdy z nich ubrany był luźno, ale jednak imprezowo. Dżinsowe kurtki, które mieli zarzucone na plecach miały na sobie jakieś widocznie ciekawe wzory, ponieważ dużo przechodniów zwracało na nie uwagę. Jeden z chłopaków - rudowłosy - przejęcie o czymś mówił, jakby zaraz miało się coś stać.

- Mówię wam, to nie wypali! Na pewno gdzieś w połowie ktoś wytoczy coś ze szkoły i wszystko skończy się jedną, wielką bójką! - Ron krzyknął. - To nie ma prawa skończyć się dobrze!

- Może dałbyś im chociaż szansę? - zapytała Hermiona. - Oni są bardzo podobni do nas. Paczka najlepszych przyjaciół, własne mieszkanie i te same problemy - brunetka kontynuowała. - Może znajdziesz z nimi wspólny język? Oni też bardzo lubią imprezować.

- Ja myślę, że jak co nieco wypijemy, rozluźni się nam język. Ale to tylko moja opinia - powiedział Harry, ubierając kurtkę. Zaczęło robić się naprawdę chłodno.

Kiedy byli coraz bliżej mieszkania byłych ślizgonów, tym bardziej stres narastał. Jednak rywalizowali ze sobą całą szkołę, przez siedem lat. Zaczęło ściemniać się coraz szybciej i robić się chłodniej, kiedy skręcili w o dziwo zupełnie pustą uliczkę.

- To miało być gdzieś tutaj, prawda? - zapytała brunetka, patrząc się na swoich przyjaciół.

- Z tego co pisali, to tak - odparł Ron. - Nie dziwię się, że mieszkają w takiej uliczce. To zupełnie ich klimaty - dodał.

- To chyba tu - rzucił Harry. - Kamienica numer czterdzieści dwa - wskazał na nią palcem, po czym skierował się w tamtym kierunku.

Przyjaciele podążyli za nim, lekko się wahając. Cała trójka stała pod wielkimi, masywnymi czarnymi drzwiami. Były one zbudowane tak, że nawet siłą raczej nikt nie mógłby ich wyważyć.

Obok drzwi znajdował się domofon z dwoma numerami. Pierwszy, numer cztery miał należeć do apartamentu ślizgonów, więc Harry wcisnął szybko guzik.

Drzwi od razu się otworzyły. Widać było, które mieszkanie należało do przyjaciół, po zielonych drewnianych drzwiach ze srebrną czwórką. Naprawdę, nawet po ukończeniu szkoły są związani z kolorami domu? - pomyślał Ron, rozglądając się po klatce schodowej.

Co prawda miejsce było trochę zaniedbane, jednak nie świadczyło o środku mieszkania. Ślizgoni lubili czystość i porządek, dlatego za bardzo nie posądzali ich o klimaty panujące w korytarzu kamienicy. Było tam też wystawionych dużo roślin, one akurat były zadbane.

Zielone drewniane drzwi otworzył głośno Theodor Nott.

- Witam szanownych kolegów i koleżankę! Zapraszamy do naszego skromnego, przytulnego mieszkanka! - powiedział głośno brunet z roztrzepanymi lokami. Miał na sobie czarny, luźny sweter i dżinsowe spodnie z podwiniętymi nogami. Czarne Vansy dopełniały całą stylizację. - No szybko, nie ociągajcie się!

Trójka przyjaciół przeszła przez próg drewnianych drzwi, czując natychmiastowe uczucie ciepła.

Mieli zupełnie inne wyobrażenie co do wnętrza. Po drzwiach i stylu kamienicy myśleli, że będzie to typowe ślizgońskie mieszkanie, jednak środek wyglądał zupełnie inaczej. Białe ściany, na których wisiały różne plakaty były nieskazitelnie czyste. Lustro w przedpokoju wraz z równo przyklejonymi plakatami dodawało harmonii, o którą trudno było w mieszkaniu gryfonów.

we are young, dramione instagram.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz