25 grudnia 2014

160 13 4
                                    

    Gdy usłyszałem moje imie wypowiadane w tak dobrze znany mi sposób, poczułem ulgę. Niestety, tylko na chwilę. Jeszcze nie otworzyłem drzwi, ale już wiedziałem, że coś jest lub będzie nie tak. Przez ten krótki moment między otrząśnięciem się z szoku a znalezieniem klucza, wymyśliłem dwie opcje. 1. Boi się tego spotkania, bo nadal jej zależy i mnie kocha.
2. Boi się tego spotkania, bo mnie znienawidziła, ale czuje coś w rodzaju długu i chce to wyjaśnić.
Sam nie wiedziałem, która opcja przerażała mnie bardziej.

  Po przekręceniu zamka zobaczyłem oszołomioną twarz dziewczyny.
- Zostałeś - mówiła cicho. - Ed, przepraszam. Wiem, że wyglądam teraz jak dziewczynka, która przestraszyła się samotności i leci do pierwszej lepszej osoby, ale...
- Wejdziesz? - zapytałem z uśmiechem. - Mam puste nakrycie.
  Kiedy usiedliśmy, Gwen przez chwilę patrzyła się na mnie z czymś, co odebrałem jako nadzieję. A ja chciałem, by zobaczyła w moich oczach, że nie mam jej niczego za złe, że przebaczyłem.
- Wiem, jak to wygląda, Ed.
Tylko że nie leciałam do pierwszej lepszej osoby. Zbieram się do przyjścia tutaj, od kiedy twoja mama zadzwoniła z przeprosinami. Nie wiedziała o wyjeździe do Francji, tak? Niespodzianka taty? Mogłeś mi powiedzieć. Nieważne, to moja wina.
- Gwen, ja...
- Nie skończyłam, nie utrudniaj - wtedy zobaczyłem małą iskierkę w jej oczach, pojawiała się zawsze, gdy chciała być poważna, ale jednoczśnie miała ochotę się roześmiać. - Nie jesteś pierwszą lepszą osobą. Jesteś jedyną osobą, którą kocham - nie patrzyła już na mnie, wzrok skierowała na ścianę. - Było mi strasznie głupio, czułam się winna, zraniłam cię, Ed - dziewczyna wstała.
- Co robisz? - stanąłem obok i instynktownie położyłem rękę na jej biodrach.
- Brakowało mi tego - przytuliła się do mnie. Rękoma oplotła szyję, palcami bawiła się moimi włosami, twarz wtuliła w sweter, który miałem na sobie. - Strasznie brakowało.
   Po chwili przypomniałem sobie o czymś.
- Mam coś dla ciebie, Gwen.
   Wróciłem ze średniej wielkości torebką i podałem dziewczynie, siedzieliśmy na kanapie.
- Zegarek - powiedziała niepewnie, zakładając go na lewy nadgarstek. - Najpiękniekszy zegarek, jaki kiedykolwiek widziałam, a nawet nie wiedziałeś, czy...
- Wiedziałem - Gwen zrobiła się lekko czerwona, zaczęła płakać. Kciukiem wytarłem jej policzki.
- Tak łatwo mogłam cię stracić, Ed.

  Tak wyglądała najlepsza i najgorsza wigilia w moim życiu. Teraz jest 25 grudnia, 11 rano. Ja leżę na swoim łóżku i jest mi trochę zimno, bo ktoś zabrał mi większość kołdry, a jednak nadal jest we mnie wtulony. Dłoń Gwen znajduje się w mojej, a na jej nadgarstku nadal widzę zegarek ode mnie, mimo że dziewczyna nie ma na sobie nic poza tym. Uśmiecha się do mnie, owija w kołdrę i odwraca. Droczy się, a ja nie robię zupełnie nic, czekam. Nie minęła minuta, a dziewczyna powoli odwraca głowę.
- Wesołych świąt, Gwen.
Dziewczyna uśmiecha się i wyjmuje coś z torebki leżącej koło łóżka, podaje mi. Otwieram paczkę i widzę zegarek. Zna mnie tak dobrze.
- Wesołych świąt, Ed - żaden z jej pocałunków nigdy nie smakował tak magicznie.

***

Kłamałam, opowiadnie ma dwie części, ale pewie nikt nie pamięta.
Fabuła nie jest oryginalna, a zakończenie nieprzewidywalne, ale takie włśnie ma to być.
Wyszło strasznie krótkie i sama jestem tym załamana, ale łatwo byłoby to przekolorować.
To chyba wszystko, co miałam do powiedzenia, więc pozostaje mi życzyć wam, którzy przeczytali również moj dopisek:
Wesołych świąt!

Christmas PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz