Rozdział 15.

119 9 8
                                    

Ubierz się ładnie. Co to w ogóle miało znaczyć? I nie, żeby Dean wcześniej nie bywał w klubach, bo bywał, może tylko raz czy dwa, ale był. Oczywiście, w czasie nagrywania teledysku, ponieważ Crowley stwierdził, że trzeba dodać trochę pikanterii. Klub nocny, dużo świateł, zaaranżowany tłum, tancerki, a w tym wszystkim on. Pamiętał jak bardzo się stresował. Mylił się praktycznie we wszystkim. Kroki, choreografia, słowa piosenki, nic mu nie szło. To właśnie wtedy się zaczęło. Miał się tylko rozluźnić, poczuć się pewniej.

Niecałe dwa lata wcześniej

— Co jest z tobą?! — krzyknął Crowley, zamykając za nimi drzwi pokoju, który został przerobiony na garderobę.

— Nie wiem — sapnął Dean, ukrywając twarz w dłoniach. Nie miał pojęcia, co się dzieje. — Nie czuje się tu dobrze, to nie jest w moim stylu.

Crowley patrzył na roztrzęsionego chłopaka przed sobą. Tyle dla niego robił, a ten wiecznie miał z czymś problem. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tego robić, że młody sobie poradzi. Jednak teraz nie widział innego wyjścia. Jego wytwórnia potrzebowała kogoś takiego jak Dean Winchester. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej czarnej marynarki. 

— Masz.

Zdezorientowany chłopak podniósł głowę i spojrzał na wyciętą rękę managera. 

— Co to? — zapytał.

— Marihuana — odpowiedział mu spokojnie mężczyzna.

Dean wytrzeszczył na niego oczy. 
— Nie wezmę tego.

— W takim razie, myślę, że powinniśmy zakończyć naszą współpracę. — Crowley położył skręta wraz z zapalniczką na stoliku stojącym pod ścianą. — Chyba, że zmienisz zdanie. Masz jeszcze... — Spojrzał na złoty zegarek opleciony wokół nadgarstka. — Dziesięć minut przerwy. Dobrze je wykorzystaj.

To było dziwne, ale pomogło mu się zrelaksować. Nie myślał, wtedy o konsekwencjach, a o swojej rodzinie i marzeniach. Robił to nie tylko dla siebie, ale także dla mamy i brata. Praca u Crowley'a przynosiła mu ogromne zyski. Naturalnie, odbiło się to na jego ocenach, które drastycznie spadały. Niestety, w tamtym momencie nie zdawał sobie sprawy, jak wiele będzie go ta decyzja kosztowała. Nie wiedział, że ten jeden raz zamieni się w kolejne razy. Nie widział, że tylko dzięki narkotykom będzie mógł wytrzymać. Myślał, że idzie na przód, ale prawda była taka, że ciągle stał w tym samym miejscu.

Dean wyciągnął z szafy swoją bordową koszulę i ciemne jeansy. To były jedne z lepszych ubrań jakie miał. Szybko się przebrał i zadzwonił po taksówkę. Kierowca powiedział, że jest w okolicy i będzie za niecałe pięć minut. Winchester w tym czasie zszedł na dół i oparł się o zimną ścianę. Inaczej wyobrażał sobie ten niedzielny wieczór. Chciał odpocząć, a zamiast tego, przez Shurley'a, będzie musiał włóczyć się po jakiejś spelunie. Sparks Club. Co to w ogóle było? W sieci nie znalazł zbyt dużo na temat tego miejsca. Teledysk nagrywali w Skin Club, niby jedno i drugie na S, ale był pewien, że nigdy o tym nie słyszał.

Castiel wraz ze swoimi przyjaciółmi od jakiś dwóch godzin zajmował miejsce w jednej z kilku loży. Byli już nieźle wstawieni, ale potrzebował tego, nawet jeśli jutro w szkole miał być ledwo przytomny.

— Cas! — krzyknął Balthazar, szczupły blondyn o niebieskich oczach. — Stary, jak ty to robisz, że wszędzie masz takie znajomości. Gdzie nie pójdziemy, tam cię znają.

— Słuchaj Balth, to jest jedna z moich słodkich tajemnic. — Puścił przyjacielowi oczko i sięgnął po szklankę z drinkiem. Następnie spojrzał na ekran swojego smartfona. Dean powinien wkrótce dotrzeć na miejsce. — Zaraz wracam.

Raper |DESTIEL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz