tęskno mi
Eddie, pomimo tego że już nie przyjaźnili się od dwóch lat to codziennie Chodził drogą, która znajdowała się koło domu Richie'go. Jak zwykle szedł przybity I nie mający ochoty na nic. Derry zdążyło się przyzwyczaić do tego że nigdy nie było widać uśmiechu na jego twarzy. A ludzie zdążyli już się przekonać że najmniejszym ruchem mogli go, spłoszyć jak małego, nieoswojonego kotka. Eddie spojrzał na dom Toziera, a jego oczy stały się jeszcze smutniejsze niż przedtem. Dolna warga zadrżala mu niebezpiecznie, więc odwrócił wzrok i zaczął iść dalej. Nie pamiętał już nawet jak wygląda Richie, patrzący I uśmiechając się tylko do niego. Teraz za pewne miał kogoś innego, lepszego przyjaciela I to na niego patrzył w ten wyjątkowy sposób. Eddie był tego pewnień. Nawet nie zauważył jak ktoś go szturchnąl ramieniem I Wyszeptał ciche "Przepraszam". Chłopak znał ten głos, aż za bardzo. To definitywnie był brunet który zajmował zbyt dużą część jego myśli. Znowu minęli się przypadkiem, czy gdyby kiedyś postąpił inaczej mogło być teraz lepiej?
Ile mogłoby być jeszcze takich chwil, W których wtulałby się w niego czując bezpiecznie? Ile razy całą paczką czekaliby pod szkołą, aż ten przestanie opowiadać swoje żarty? Ile razy przyjmowałby go do domu wiedząc że ten nie ma spokoju u siebie, przez ojca?Cóż, koniec-końców Eddie był po prostu zbyt naiwny na lepszą przyszłość I za bardzo tęsknił za nimi. Pierw myślał że będzie mu lepiej, był zbyt przerażony żeby myśleć o samotności. Teraz zauważył jak bardzo sie mylił. Poszedł całkowicie w inną stronę od frajerów, przynajmniej tak mu było wiadomo. Z innego miejsca patrzył co noc na gwiazdy w wakacje. Skończyły się nocowania, wymykanie się w nocy, wspólna zabawa, liczenie gwiazd I dużo innych rzeczy. Skończyła się cała ta przyjaźń. Było mu z tym cholernie ciężko. W domu jak I szkole czuł się przytłoczony i opuszczony. Samotny. Nie pamiętał kiedy ostatnio się uśmiechnął, naparwde przestał to robić. Zaczął też być bardziej nieśmiały I, każda rozmowa z jakimś człowiekiem wydawała mu się wręcz niemożliwa. Kiedy zauważył przy szkolnym murku Beverly, od razu chciał do niej podbiec i wtulić sie najmocniej na świecie, wiedział co się stało. Widział że popadła w nałóg. Gdyby był chociaż odrobinę bardziej odważny, to może by podszedł, napisał, zostawił kartkę w szafce, albo przynajmniej poszedłby do jej domu. Ale nie mógł. Strach za bardzo go kontrolował, poza tym nie widział że ona chciałaby go widzieć. Pomimo tego że miał możliwość przeglądania się jej, to nie pamiętał zbytnio jej twarzy. Tłumaczył sobie że to przez to, że zbyt długo nie patrzył prosto w oczy, że już nie stał naprzeciw niej. Przegryzł wargę I wszedł do szkoły, idąc korytarzem niestety wpadł na Mike'a I jego kolegów. Szybko osunąl się w cień, nie chcąc robić sobie problemów. Miał pecha że, akurat go zauważyli. Wręcz bezczelnie wpatrywali się w niego, aż w końcu Mike zaczął iść w jego stronę. Serce zabiło mu mocniej, widząc że jego były przyjaciel jest coraz bliżej.
-Mógłbyś się przesunąć? Zasłaniasz mi kosz.
Mruknął czarnoskóry, nawet nie darząc go spojrzeniem. Jego serce ponownie tego dnia zostało złamane, nawet się nie odzywając odsunął się.
-Eddie, uważaj na siebie.
-C-co?
-Po prostu uważaj, mały. Chyba nie ma kto Cię bronić, a podobno Bowers wraca.
Mike się do niego odezwał. Chciał krzyknąć ze szczęścia. W jego sercu pojawiła się nadzieja że może jeszcze da się to jakoś odratować. Tak szybko jak się pojawiła znikła.
Nie bądź głupi Eddie, on jest popularny. Ma lepszych znajomych. Pewnie powiedział to z grzeczności.
Przegryzł warge I nieśmiało spojrzał wyższemu w oczy.
-T-teraz już nie, kiedyś było inaczej.
Nawet nie chcąc usłyszeć odpowiedzi, zostawił za sobą chłopaka który chyba zbyt długo patrzył się w miejsce gdzie przed chwilą był brunet. Kiedy byli dziećmi mieli siebie nawzajem, teraz on ma innych przyjaciół więc Eddie jest mu zbędny. Za cholere nie chciał się teraz rozpłakać, więc po prostu poszedł do biblioteki. Zastał tam Ben'a.
Dzisiaj to już są jakieś żarty, to może jeszcze Bill I Stanley pojawią się znikąd?
To nie tak że Eddie nie chciał ich widzieć, nie chciał po prostu znowu cierpieć. Już wystarczyła mu depresja na conajmniej pięć dni. Koniec, końców chłopak był przerażony stanem drugiego. Ubrania na nim zwisały, a kości policzkowe były aż za bardzo widoczne. Eddie wiedział że musi się przełamać, nie może zostawić przyjaciela samego.
Podszedł do jego stolika I usiadł naprzeciw.
-C-czesć B-ben, pomyślałem że może chciałbyś zjeść ze mną moje j-jabłko? Chyba sam nie d-dam rady go z-zjeść.
Czuł jak jego ręce się trzęsą, kiedy wyciągał owoc.
- To naparwde miłe z twojej strony, ale przed chwilą jadłem. Słyszałem że Will Byers, z drugiej b zapomniał śniadania. Możesz mu dać, jeśli chcesz.
Widział jak Ben wzrusza ramionami I patrzy w jego stronę.
-B-ben proszę, to tylko kawałek..
Widząc łzy w oczach przyjaciela chcąc, nie chcąc wziął połówkę jabłka I wsadził ją sobie do ust biorąc gryza.
Już dawno nie czuł się tak swobodnie, jedząc cokolwiek.
-To naprawdę dobre jabłko, a skoro już to jesteś to mam pytanie.
Eddie ugryzł swoją połowę I poprawił ręką włosy.
-T-tak?
-Wiem że się już nie przyjaźnimy, ale chcesz iść ze mną na spacer po lekcjach?
Eddie prawie się uśmiechnął, ale przynajmniej energicznie pokiwał głową.
-To widzimy się po szkole, pa Ed!
Teraz to ten niższy prawie zachłysnął się powietrzem, w pierwszej chwili myślał że starszy powie "Eds". Na jego szczęście tak się nie stało, wiedział że wtedy nie wytrzymałby I zaczął płakać Nie kontrolując tego. Cóż, przynajmniej czekało go miłe popołudnie..____________
CZYTASZ
𝐭𝐨𝐧𝐠𝐮𝐞 𝐭𝐢𝐞𝐝 || 𝐥𝐨𝐬𝐞𝐫𝐬 𝐜𝐥𝐮𝐛 𝐚𝐮
FanfictionTake me to your best friend's house Normally we're making out Oh yeah Take me to your best friend's house I loved you then and I love you now Don't take me tongue tied Don't wave no goodbye