Prolog

17 3 0
                                    

Akompaniament okrzyków radości i smutku, skrzypiących wózków i odgłosów maszyn. To wszystko, zdawało się być całością, zdawało się tworzyć muzykę. Piękną melodię która czeka na odkrycie. Stary peron, w barwach ciepłych, był tak wspaniały. Zabierał dech w piersiach, za każdym razem jak się do niego wracało. Pociąg, przykuwał uwagę od razu. Czekał na uczniów, gotowy zaprowadzić ich do lepszego świata, pełnego magii i przygód. Żeby wyrośli na wielkich ludzi, byli potężni i samodzielni. Gdy patrzyło się na wszystkich zebranych na peronie, nie wierzyło się że coś takiego istnieje..a jednak, Hogward stał otworem przed ludźmi, godnymi Salazara Slytherin, Godryka Gryffindora, Roveny Ravenclaw i Helgi Hufflepuf. Dla wszystkich, mających niezwykłe talenty, otwarte umysły, szlachetne serce i chętnych działań. Hogward dawał nowe możliwości, dla ludzi tak samo biednych, jak i bogatych. Był szkołą i domem, do którego zawsze chciałeś wrócić, nie chciałeś się rozstać. Dawał wspomnienia, nowych przyjaciół i wiedzę potrzebna do nowego życia czarodzieja. Bynajmniej tak myślała Lilith, która trzymając uparcie rączkę wózka, próbowała dostać się do pociągu. Szarpała się w drzwiach, torując wejście. Czuła się okropnie zażenowana, że przeszkadza innym i robi z siebie pośmiewisko. Słyszała śmiech Ślizgonów, z drugiego przedziału i cała zaczerwieniona poddała się. Puściła rączkę, wywalając wszystko z wózka i usiadła na ziemi, starając się zebrać wszystkie rzeczy. To takie głupie...- myślała rudowłosa i sięgnęła ręką po zeszyt. Poczuła jak coś, lub ktoś uderza ją w tył głowy i odwróciła się, z zamiarem odkrycia zbiega. Jednak nie zauważyła nikogo, prócz stojącego obok, pustego wózka. Znów poczuła jak ktoś uderza ją w ramie i złapała szybko w tamtą stronę. Poczuła w dłoniach materiał i szybkim ruchem pociągnęła za niego, zrzucając pelerynę na ziemie. Przed nią stał uśmiechnięty łobuzersko, James Potter. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie, okulary opadały na nos, a zielone oczy błyszczały, w ten sam sposób gdy odkrywał kolejne możliwości do żartów. Był wysokim chłopakiem, kapitanem drużyny Quidditch'a i jednym z najlepszych uczniów, jeśli chodzi o transmutacje. Nic się nie zmienił, jak zwykle zbyt pewny siebie. Ale za to właśnie, Lilith tak bardzo go uwielbiała.

- James, nie dało się łagodniej przywitać?- zapytała rudowłosa, podnosząc się z ziemi i poprawiając swój sweterek.- Trochę bolało.- mruknęła otrzepując spodnie.
- Wybacz, chciałem dobrze rozpocząć nasz kolejny rok.- James posłał jej kolejny uśmiech i objął czule ramieniem.- Widziałaś Syriusza?- zapytał jej przyjaciel, rozglądając się w około.
Lekko zarumieniona Rosier, pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nikogo nie spotkałam. Próbuje się dostać do pociągu.- wskazała na swój bagaż, kompletnie rozwalony.
James wyjął z tylu spodni, swoją ciemno-brązową różdżkę i wyszeptał coś pod nosem. Rzeczy Lilith, unosząc się z początku w powietrze, zaczęły szybko wskakiwać w wyznaczone miejsca.
- Ten problem co zawsze, ma się rozumieć?- James zaśmiał się gardłowo, pod nosem, w trakcie próby pomocy rudowłosej.
- Niestety.- Lilith szybko podbiegła do naprawionego bagażu.- Dziękuje, byłbyś jeszcze tak miły i wsadził mi to do pociągu?- zapytała uśmiechając się nieśmiało.
- Jasne. Wingardium Leviosa.- James'owi udało się unieść, wszystkie rzeczy dziewczyny w powietrze.

No jasne! Przecież mogła użyć czarów.- nastolatka skarciła się w myślach i wbiegła jak najszybciej do pociągu. Kurczę, dlaczego ona zawsze robi przy nim z siebie kompletnego idiotę?- myślała, łapiąc końcówki w palce, zaczynajac tym samym zakręcać je. Miała ochotę wszystkie je wyrwać i schować się za nimi. Lub bynajmniej udawać ze nic się nie stało. James przecież i tak nie lubi jej w ten sposób, jest tylko przyjaciółką. Nie biologiczną siostrą, i raczej nikim więcej. Nie miała na co liczyć. Musiała schować swoje uczucia do chłopaka, na dnie serca i przestać się łudzić. Kiwając w zadumaniu głową, szła pomiędzy przedziałami aż w końcu natrafiła na jeden pusty. Otworzyła z lekkim trudem drzwi i powolnym krokiem, usiadła przy oknie. Sięgnęła po swoją torbę, która cały czas wiernie wisiała na ramieniu i wyciągnęła książkę do eliksirów. Obiecała mamie, że będzie najlepsza, nie miała zamiaru zaprzepaścić jej zaufania! Otworzyła na odpowiednim rozdziale, przypominając sobie przy okazji wszystkie poprzednie. Wyciągnęła ołówek i zaczęła poprawiać w książce błędy. Jej głowę zajęły wszystkie składniki, eliksirów, mikstur czy też trucizn. Lubiła się uczyć, nie ukrywała tego. Starała się o stanowisko prefekta naczelnego odkąd spotkała w szkole Toby'ego Lupina. Pokazał jej, jak bardzo warto przyłożyć się do takich rzeczy. Co może dać nam wiedza. Podziwiała go z całego serca, trzymała kciuki aby dostał się na swój wymarzony zawód, żeby dostał się do departamentu tajemnic. Lilith była mieszańcem. Nie była i mugolem i czarownica czystej krwi. Jej matka jest czarodziejka, ojciec mugolem, jednak mimo różnych poglądów na świat kochali się najbardziej na świecie. Lilith Rosier jest rudowłosa dziewczyną, o średnim wzroście. Na jej twarzy można zauważyć mnóstwo piegów, a jej oczy były koloru brązu. Nie wyróżniała się niczym, bynajmniej tak o sobie myślała. Uważała się za najzwyklejszą dziewczynę na świecie, przecież nie była tak ważna jak na przykład James Syriusz Potter, czy jego brat Albus Severus Potter. Była tylko kolejną Kujonką w szkole magii i czarodziejstwa w Hogwardzie.

After all this time?- Always said SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz