Panującą ciemność w pokoju od czasu do czasu przerywa jedynie blade światło, rzucane na ściany przez przejeżdżające samochody. Drugim co zakłócało mrok, jest smuga księżycowego światła wpadająca przez okno.
Kilkuletnia Nadia siedzi na łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę, w bezruchu wpatrując się w najciemniejszy kąt pokoju. Dostrzega jakiś ruch. Dziewczynka pisneła. Cień ciężko oddychając, powoli wstaje. Słychać ciche, powolne kroki. To się zbliżało. Krok w przód, kolejny i następny. Światło wpadające przez okno zaczęło z wolna zakreślać sylwetkę nieznajomego. To ludzka sylwetka. Nadia z przerażeniem w oczach, wpatruje się w postać. Gdy ta zbliża się do okna, światło księżyca ujawnia oblicze nieznajomego. Nadia szarpie kołdrę i naciągnęła ją na głowę. Kołdra to magiczna bariera, która utrudni obcemu zrobienie jej krzywdy - tak myślą dzieci w jej wieku. Dziewczynka mocno zaciska powieki. Chce zacząć krzyczeć, ale Przerażenie zacisnęło niewidzialną rękę na jej szyi, skutecznie jej to uniemożliwiając.
Przy oknie stoi mężczyzna. Jest wysoki, i wychudzony, jednak nijak nie ma się to z jego siłą. Jego skóra jest biała. Czarne, tłuste włosy spływają na ramiona, sięgają pasa. Ma na sobie czarne spodnie i bluzę, która kiedyś prawdopodobnie była biała. Plamy zaschniętej krwi szczególnie kontrastują z jej kolorem. Smród unoszący wokół mężczyzny jest nie do zniesienia. Jednak tym co wzbudza największy lek, jest twarz. Trupio blada i zniekształcona. Pokrywają ją liczne szramy i rany. Na miejscu nosa znajdują się jedynie dwie dziury. Jego wyłupiaste, przekrwione oczy wypełnia obłęd. Otoczone krwawymi kręgami na miejscu których kiedyś znajdowały się powieki. Jego policzki są rozcięte w sposób tworzący wieczny uśmiech. Z ust wypływa ślina zmieszana z krwią. W ręku trzyma duży, skrwawiony nuż.
- Idź stąd, zawołam rodziców!! - wydusi przez łzy Nadia. Próbuje brzmieć pewnie, na darmo. Jej głos drży. W oczach nieznajomego iskrzy podniecenie, a jego uśmiech się poszerza. Dźwięk miarowych kroków znów wypełnia dziecięcy pokój. Kołdra drży. Postać ponownie pochłonął mrok.
Zatrzymuje się przy łóżku, lekko nad nim nachylając. Splata palce za plecami i szepcze:
- Słońce.. czemu jeszcze nie śpisz?
Na kilka sekund nastaje cisza.
- Zostaw mnie! - Mówi przerażona dziewczynka.
Mężczyzna spuszcza głowę, cicho się śmiejąc.
Powoli wyciąga rękę, chwyta kołdrę i zsuwa ją w dół. W Nadię uderza adrenalina. Wyskakuje z łóżka i rzuca się w stronę drzwi. Zdąży zrobić kilka kroków, kiedy czuję szarpnięcie za włosy.
- Dokądś się wybierasz!? - Szarpie ją i rzucając na podłogę. Klęka obok.
- Grzeczne dzieci już śpią! - Mówiąc to, podnosi rękę zaciśniętą na nożu. Ostrze lśni w blasku księżyca, po czym z impetem wbija się w ciało dzieciaka. To po chwili zastyga w bezruchu.