09. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

928 52 21
                                    

Malfoy, uważaj! – ryknął ktoś z prawej strony, a Draconowi ledwo udało się uchylić od zaklęcia.

― Jest ich z cztery razy więcej niż nas. Nie mamy szans. – krzyk z lewej strony dobiegł do blondyna, jednak on był skupiony na ataku.

― Nie gadać tyle. Do roboty. – krzyknął w ich stronę Malfoy, kiedy trafił kolejnego Śmierciożercę, który spadł z miotły. – Niech zdychają.

Mimo przewagi zwolenników Voldemorta, walka była naprawdę wyrównana. Zarówno oddział Malfoy'a, jak i Eastwooda był świetnie przeszkolony. Dawali radę. Zaklęcia latały nad głową każdego, w jednej chwili ktoś mógł stracić życie, ale tak przecież wyglądała wojna, a do jej końca była jeszcze długa droga.

Nagle Draco usłyszał krzyk i natychmiast odwrócił się w tamtą stronę. Zauważył tylko, jak jego przyjaciel Anthony spada z miotły. Nie zastanawiając się ani chwili, skierował swoją w dół. Musiał zdążyć i złapać mężczyznę, zanim rozbije sobie głowę o ziemię. Nachylił się mocno, praktycznie leżąc na miotle.

― Osłaniajcie mnie. – ryknął i z niezwykłą prędkością ruszył za Anthonym.

Liczyła się każda sekunda. Nie mógł go stracić. Po prostu nie.

100 metrów.

80 metrów.

60 metrów.

Zaraz gruchnie o ziemię.

40 metrów.

20 metrów.

I..

― Mam go! – wrzasnął, łapiąc Thony'ego za fragment jego płaszcza i z wielkim wysiłkiem próbując go jedną ręką wrzucić na miotłę. To nie było wcale takie proste.

― Zwycięstwo!! – usłyszał nagle wiwaty swoich kolegów i spojrzał w górę. Śmierciożercy zrobili odwrót.

Draco odetchnął z ulgą, lądując na ziemi i z ostrożnością, kładąc Anthony'ego. Natychmiast sprawdził mu puls i odetchnął.

― Żyje. – mruknął z wyraźną ulgą, gdy Zabini i trzech innych czarodziejów wylądowało obok. – Chyba dostał w głowę i jest nieprzytomny.

Draco wyprostował się i przetarł dłonią pot z czoła. Był naprawdę wyczerpany. Po chwili obok nich znalazł się Eastwood ze swoim oddziałem.

― Malfoy.

― Eastwood.

Mężczyźni spojrzeli na siebie, a po chwili uścisnęli się klepiąc po plecach.

― Kopę lat, gdzie Twoje platynowe włoski. – zaśmiał się Rob Eastwood, który razem z Draconem chodził do Hogwartu. Nigdy nie byli szczególnie blisko, ale miło zobaczyć znajomą twarz i przede wszystkim żywą.

― Tam, gdzie Twój mózg. – odszczekał blondyn z tym swoim złośliwym uśmiechem. – Dawno wytarte.

Oboje zaśmiali się, a po chwili dołączył do nich kolejny mężczyzna z oddziału Eastwooda.

― Dziękujemy Wam za pomoc, bez Was mogłoby być różnie. – dodał po chwili Rob.

― Mam złe wieści. – powiedział nagle niski i krępy chłopak, który dopiero co pojawił się obok. – Nie macie już dokąd wracać. Może przenocujecie u nas?

Ani Draco, ani Zabini, ani reszta oddziału nie bardzo rozumieli o co mu chodzi.

― O czym Ty mówisz?

― Ktoś Was sprzedał. Wasza kwatera stoi w płomieniach. Śmierciożercy ją podpalili. – odpowiedział na jednym tchu.

Te słowa sparaliżowały blondyna. Natychmiast rzucił spojrzenie na Zabiniego, a ten na niego.

WŁOSKI SŁOWIK (+18) [Z] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz