Rozdział 1

13 0 0
                                    

-Dzięki Zack, to była świetna wycieczka - powiedziałam wychodząc z auta. Brat poszedł w moje ślady i teraz stoimy przed moim domem.
-Cieszę się, że ci się podobało - uśmiechnął się - słuchaj, mam do ciebie takie pytanie... emm - przegryzł wargę. O nie, jak tak robi to nie wróży nic dobrego - rodzice dzwonili.
-Co? - rodzice do nas nigdy nie dzwonią, tylko na święta. Czyli coś musiało się stać.
- Wczoraj dzwonili. Uwierz mi, też się zdziwiłem.   Powiedzieli że... kurwa, nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - teraz to się przeraziłam. Zack nigdy się tak nie denerwował. Nawet przed pierwszym meczem footballu.
-No mów, bo zaraz zawału dostanę - powiedziałam zniecierpliwiona.
-Chcą wynająć twój dom studentom. Powiedzieli, że gdy ty tam mieszkasz, to nie mają z tego żadnych korzyści. No a gdy będą go wynajmować, to coś na konto im tam wpłynie - stałam osłupiała. Że niby co?!
-Czyli mam z tymi obcymi ludźmi mieszkać, żeby rodzice jeszcze bardziej się wzbogacili?! Serio, wyjechali, okej. Ale niech chociaż dom rodzinny mi zostawią w spokoju! - krzyknęłam. Tego już było za wiele. Te wszystkie chwile gdy moja rodzina była jeszcze cała i kochająca były właśnie w tym domu. Każde uszczerbienie w ścianie, było że wspomnieniami. Każda rysa na panelach kojarzyła mi się z czymś rodzinnym. A teraz mam się tym dzielić z obcymi studentami? Znając ich to na pewno nie będą wracać z uczelni i uczyć się do 19, a potem paciorek i spać o 20. Na wstępie ściany zaszpachlują, a panele wymienią. Nie mogę na to pozwolić.
-Nie zgadzam się na to - powiedziałam stanowczym tonem. Zack spojrzał na mnie smutno.
-Ja też tego nie chcę, ale nie mamy nic do gadania. A ci studenci... no... wprowadzają się jutro - rzekł. Aha, no świetnie, nawet nie zdążę posprzątać. Nie żebym była jak jakaś ciotka, która przed czyimś przyjazdem sprząta nawet strych, ale no jakoś się trzeba pokazać.
-Jak to już jutro? Przecież dopiero zaczęły się wakacje, a do roku akademickiego jeszcze trochę czasu zostało - powiedziałam. Zack podszedł do mnie i mnie przytulił. Ja, zważając na swój niski wzrost objęłam go w pasie i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Mmmm... Drzewo sandałowe i mandarynka z jaśminem. Kocham to połączenie. Staliśmy tak 5,10 albo 15 minut. Nie wiem. W końcu odsunęłam się od niego. Spojrzałam w jego niebieskie oczy.
-A jakie pytanie chciałeś mi zadać? - spytałam.
On odrzekł:
-No ten... emmm... dobra. Wiem, jak złośliwi i natrętni mogą być lokatorzy. Więc czy nie chciałabyś przeprowadzić się do mnie?
Zamurowało mnie. Mieszkanie w jego willi to marzenie. Ale razem z nim mieszkają jego przyjaciele. I Dean. Gdyby nie on, to już bym się pakowała. Nie chcę mówić bratu, że nękał mnie, poniżał i bił, bo nie chcę niszczyć ich przyjaźni. Boję się, że gdy się do nich wprowadzę, będzie powtórka z rozrywki z przedszkola i podstawówki. I tak przez niego mam bliznę na brzuchu, po tym jak groził mi nożem. Oczywiście nikt o niej nie wie.
-Zack, wow nie spodziewałam się tego - zrobiłam krótką przerwę - fajnie byłoby z tobą mieszkać, ale nie mogę. Nie chcę zostawiać tego domu, to w nim się wychowałam i mam do niego sentyment. Zrozum - spuściłam głowę. Brat jeszcze raz mnie przytulił i powiedział:
-Doskonale cię rozumiem. Ale nie chcę, żeby coś ci się stało. Jesteś moją małą księżniczką. Pozwolę ci mieszkać w tym domu ze studentami, ale pod jednym warunkiem. Będziesz do mnie, czy kogoś z mojej paczki dzwonić o jakiekolwiek krzyki z ich strony, choćby podniesienie głosu. Masz dzwonić, pisać o każdej porze dnia i nocy. Zrozumiano? - spojrzał na mnie.
-Zrozumiano. Dobra, ja już będę szła. Muszę trochę ogarnąć dom. - powiedziałam i pożegnałam się z bratem. Ten wsiadł do samochodu, pomachał mi i odjechał. Ja weszłam do domu. Zlustrowałam wnętrze. Przedpokój - czysty, salon - może być, kuchnia - w miarę ok, schody - hmmm, trzeba odkurzyć. Wzięłam z szafy odkurzacz i zabrałam się za robotę. Zajęło mi to 15 minut, po czym poszłam do swojego pokoju. Nie był on mały. Wielkie łóżko, które pomieściłoby 4 osoby, biurko, toaletka, półki na książki, lustro, ramki na zdjęcia i ogromną szafa. Pokój zwykłej nastolatki. Ściany szare, a na jednej zdjęcia. Od sufitu, aż do podłogi. Fotografie wszystkiego. Ławki w parku, drzewa sąsiadów, bezdomnego psa, chodzącego w tę i we wtę. I wszystkie czarno-białe. Tak jak moje życie. Podchodzę do lustra. Podciągamy koszulkę. Czytam napis na lustrze, który wykonałam czarnym markerem:
~Co widzisz?~
Widzę wielką, brzydką bliznę ciągnącą się od końca żeber do kości biodrowej bo prawej stronie. Pewnie większość nastolatek poszłaby ją usunąć, czy zatuszować, albo zrobiłaby z niej tatuaż, ale nie ja. Mam ją, bo przypomina mi, jak słaba jestem. Że nie umiem sobie radzić w życiu, że jestem do bani...
Spuszczam bluzkę w dół. Podchodzę do szafki, na której ustawiłam pudełeczka z biżuterią. Prawie wszystkie mają w środku naszyjnik, bransoletkę czy kolczyki. Oprócz jednej. W najmniejszym, białym pudełeczku są żyletki. Tak, muszę je chować, bo brat często wchodzi mi do pokoju.  A chciałabym uniknąć kłótni z nim na temat cięcia się. Otwieram pudełeczko i wyjmuję jedną żyletkę. Przykładam ją do lewego nadgarstka i wykonuję jedno cięcie. Syczę. Trochę boli. Krew zalewa rękę. Chyba trochę za mocno się pociełam. Idę do biurka, z szuflady wyjmuję mazaki i rysuję na żyletce niebieskiego motyla. Na każdej tak robię. Chowam ją z powrotem do pudełka i kieruję się w stronę łazienki. Tam dokładnie opatruję nadgarstek. Biorę szybki i zimny prysznic, po czym owinięta ręcznikiem idę do pokoju ubrać piżamę. Gdy już to zrobiłam położyłam się na łóżku i przytulając mojego misia wielkości giganta ( jest większy ode mnie) śpiewam kawałek z mojej piosenki:
- Czy to tylko ten jeden raz
Nie wiem czemu tak ciągle mam
Ale jedno wiem na pewno
Jutro nie będzie wcale lepiej...

~In love~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz