~3~

310 31 33
                                    

Krzyki Lidera Jiang słychać było w całej Przystani. Nie pomagały łagodne próby obłaskawienia brata przez Panienkę Jiang, nie pomagały groźby z jej strony. Od dwóch tygodni codziennie Wei WuXian prowadził wojnę, której stawką było pozwolenie na ślub. Jednak uparty Jiang Cheng odmawiał gwałtownie.

-NIE! NIE! NIE I JESZCZE RAZ NIE!- Krzyczał z pianą na ustach i szaleństwem w oczach. Uczniowie nie musieli podsłuchiwać by usłyszeć swojego mistrza.- PRĘDZEJ SAM PRZYZNAM SIĘ DO OJCOSTWA NIŻ ODDAM CIĘ LANOM!

Ah tak. Cała ta awantura rozpętała się od pamiętnej biesiady w Wieży Karpia gdzie Lider napadł na Lidera Lan, zdemolował połowę ogrodu i gdyby nie zwinność Lidera Nie zapewne rzuciłby się na Drugiego Panicza Lan. Wszystko dlatego, że ojcem dziecka Brata Wei jest nie kto inny jak Hanguang-Jun. Gdy uczniowie obecni przy zajściu przynieśli tą informację do domu wszyscy doznali zbiorowego szoku. Ale jak? W kuchni plotkowano o potencjalnym miejscu i czasie poczęcia, na strzelnicy o tym czy wcześniej były przesłanki, że ta dwójka ma się ku sobie, natomiast w stajniach rozmawiano o tym kiedy z wrogów stali się kochankami. Innymi słowy plotkowano wszędzie tam gdzie akurat nie przebywał Lider, jego siostra czy sam XianXian.

-I tym sposobem nigdy za niego nie wyjdę.- Lamentował Xian w stronę intensywnie wachlującego się HuaiSang'a.- Dlaczego Cheng musi być taki okrutny?

-Nie wiem. Był to szok dla nas wszystkich.- Panicz Nie złożył wachlarz i wskazał nim na ogromny brzuch przyjaciela.- Plotki rozeszły się po wszystkich sektach z prędkością błyskawicy. Potem do sali wpadł Cheng i wszystko się potoczyło bardzo szybko. Zapytałbym czy to prawda ale wczoraj osobiście słyszałem jak Brat XiChen lamentuje, że wszystkie listy pozostawiono bez odpowiedzi.

-Bo spalił je bez czytania.- Wyburczał wielce niepocieszony Pierwszy Uczeń.

-Gdyby tak istniał bohater, który ocali oblubienicę i jej potomstwo.- HuaiSang westchnął teatralnie rozkładając wachlarz. Wstał ze swojego krzesła i odwrócił się w stronę okna.- Dzisiejsza noc będzie wyjątkowo upalna.

-Dlaczego mam dziwne wrażenie, że coś knujesz.

-Ja? Gdzież bym śmiał.- Panicz Nie uśmiechnął się do przyjaciela na odchodne i poinformował go, że musi znaleźć Chenga.

Wei WuXian został sam w pokoju, a wieczorem poprosił służącego by nie zamykał okna.

***

Gdy XianXian obudził się w środku nocy omal nie krzyknął, gdy z mroku wyłoniła się twarz Nie MingJue. Lider Nie zdążył jednak zasłonić mu usta dłonią.

-Cicho.- Wyszeptał podając chłopakowi buty. - Zbieramy się.

Xian pokiwał głową i w ciszy ubrał na siebie dodatkowy płaszcz. Z butami musiał pomóc mu MingJue.

-Czekaj. - Powiedział, gdy Lider Nie wyciągał go przez okno.- Flet.

-Flet czy WangJi?

-WangJi.

Nie MingJue wziął go na ręce i zgrabnie wskoczył na swoją szablę. Szczęście im sprzyjało akurat była zmiana warty. Lecieli nisko nad dachami Przystani i dopiero, gdy wylecieli z miasta wzbili się wyżej. W chmurach czekało na nich kilku innych Paniczy Nie, których imion Wei Ying nie pamiętał. Cała grupa, kiedy do niej dołączyli, udała się w stronę Gusu.

To było dziwne uczucie, bycie trzymanym przez Lidera Nie. W jego objęciach czuł się dziwnie bezpiecznie. Nie minęła chwila a jego głowa opadła na ramię mężczyzny, a on zasnął.

Słońce wschodziło powoli gdy grupa kultywatorów ujrzała wyłaniające się z mgły szczyty Zacisza.

Nie Zonghui co chwilę oglądał się za siebie. Niebo rozświetlał blask poranka, jednak od kilku godzin ścigała ich coraz wyraźniejsza fioletowa łuna zbliżająca się od strony Yungmengu. Spłoszone poświatą ptactwo wybijało się stadami w przestworza.

SUIBIANWhere stories live. Discover now