Było słoneczne popołudnie, pierwszy dzień wakacji. Jak co dzień przechadzałam się po tym cudownym miejscu, jakim były kanały. Mój ziomu Peni mi je kiedyś pokazał, od tamtego czasu zakochałam się w tym pięknym zapachu szamba. Bardzo mnie to uspokajało. Kończyłam sobie właśnie mój spacerek i zmierzałam do wyjścia z kanałów, kiedy usłyszałam czyjeś rozmowy. Wyszłam zza zakrętu i moim oczom ukazała się grupka chłopców z mojej szkoły.
-Elo-powiedziałam, a oni podskoczyli jakby normalnie Peni przed nimi stanął. W sensie ja wiem, że oszołamiam ludzi swoim ponad przeciętnym urokiem osobistym, no, ale, żeby aż tak?
-C-c-c-c-c-c-c-c-c--c-c-c-c-c-c-c-c-c-c-c--c-c-c-c--c--c-c-c--c-c-c-c-c-c-c----c--cc--c--cc--c-c-c--c-c--c-cc--c-c-c---c-c-c--c--c-c-c--c-c-c-c--c-c-c---c-c--c-c-0 ty t-t-t-t-t-tt-t--tt-t--tt-t-ttt-t-t----t-t-t-t-t-t-t-t-t--t-t-uta-j-j-j-j rooobi-sz-sz-sz?-pierwszy ocknął się ten jąkający, chyba Żejden, a nie tak nazywał się ten aktor co go gra. To był Will ten ze strenżer finks, a nie to nie to uniwersum...
-Halo typiara odpowiesz nam?-spytał ten przystojniak w okularach..
-Nie-w końcu asertywność to podstawa cn?-nie widzisz, że myślę????????!!!!1!!!?!!?!1!1?
-Łał potrafisz myśleć-powiedział.
-NO SAMA SIĘ ZDZIWIŁAM!!!!!!1!!!!!!1111!!!!-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Wyłącz kapsloka i przystopuj z wykrzyknikami i jedynkami-powiedział zakrywając uszy, bo kapslok jest głośny, zaufajcie mi.
-ok- i wyłączyłam. Peni nie byłby dymny, że tak łatwo się poddaje, no, ale jakoś trzeba wyrwać tego mraśnego boja, on nie wygląda na kogoś, kto lubi sprzeciw.
-ja tu j-j-j-j-j-jj--j--j-j-j--j-j-j--j-j-j-j-j---j--j-j-j-j-j-j--j-j-j-j-j-estem-powiedział Dżejkob, a nie to nie ten film, sry.
-Nie-odpowiedziałam, a okularnik latarnik popatrzył się na mnie z uznaniem. Już wtedy wiedziałam, że coś nas łączy, na przykład to, że stoimy sobie w kanałach bez celu-co tu robicie??
-Najpierw ty odpowiedz- powiedział w ogóle niepotrzebny w tej historii Stan, ten od dzikich bib w synagodze.
-Nie- powiedziałam, Peni daje dobre lekcje życiowe, muszę mu kiedyś za to podziękować.
-Tak-o nie, skubany wykorzystał moją własną broń, on jest za mądry na tą książkę-wiem.
-Qué?
-Mówiłaś to na głos-wytłumaczył ten tam czwarty ziom, chyba Eds.
-A no spoko loko-powiedzialam-po prostu sobie chodzę po kanałach, fajnie jest. Teraz wasza kolej na kju end ej.
-No spoko loko ziomuwa-odpowiedział ożywiony całą sytuacją okularnik Ryszardino-szukamy brata Billa.
-Kogo?
-Billa
-Kim jest Bill??
-No on-wskazał na ślimaka(kto wie ten wie)- myślałem, że wiesz, jest twoim sąsiadem.
- Aaaa no tak, tak jakoś inaczej wygląda w tym świetle, ale i tak wiedziałam, że to on, po prostu was prankowałam haha-powiedziałam dalej nie wiedząc kim jest w sumie ten Bill czy tam Will. Jeden pies.
-Nie-powiedziała ten gupi żyd z loczkami, co mi psuje całą otoczkę tej mądrej, swoją asertywnością.
-Będziemy tu tak stali?-przerwał naszą kłótnię Edi Ber.
-Nie-powiedziałam, z czym wszyscy się zgodzili. Nareszcie. Jej. W momencie, kiedy przechodziłam koło okularnika latarnika, akurat musiałam się przewrócić. Moje szczęście życiowe, lofciam cię, naprawdę, ty zawsze wiesz, kiedy się uaktywnić. Już przygotowałam się na kąpiel w szarej wodzie, jednak mijały sekundy, a ja dalej byłam sucha. Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. Jakieś 2cm ode mnie wpatrywały się we mnie te kocie oczy Rysia, a nie jednak to było 20cm, tylko te jego okulary zrobione z jakiejś potrójnej warstwy szkła kuloodpornego zaginają przestrzeń dookoła i czasoprzestrzeń tak przy okazji. Gapiłam się w jego piękne tęczówki, a on w moje(jakieś zjebane zielone, kto to wgl wymyślił fa tfu). Miał takie ładne oczy, ale miał też ładny nos(fetysz nosów się odzywa). Wpatrywanie się w siebie nawzajem przerwał nam ten ziemniak Bendżamin, który zaczął szamotać się w dzikim szale w rzece. Ryszardo się go wystraszył i o mnie zapomniał, a ja w końcu wpadłam do tego szamba. Znowu jej. To mój szczęśliwy dzień. Wszyscy rzucili się na pomoc tej klusce, a ja dalej dryfowałam na powierzchni wody, szarej wody. MMM JAK CUDOWNIE. Nagle poczułam jak ktoś przerywa mi kąpiel, wyciągając mnie z mojej kanałowej wanny. Gupi ludź, a nie to Ryszard , to jednak nie. Okularnik latarnik wytłumaczył mi, co mnie ominęło i udaliśmy się połatać Bena. Poszłam z nimi, bo mi się nudziło. Zostawilimy Ryszarda na straży, bo on taki protektiw boj i udaliśmy się do apteki. Tak, ja już byłam sucha, bo Tozier jest taki hot, że mnie wysuszył, tym, że koło mnie przebywał. Taki miły. Weszliśmy do apteki i od razu zobaczyłam tam swojego wroga-paracetamol. Przeszukiwaliśmy alejki w poszukiwaniu odpowiednich leków i tych tam innych rzeczy. Czułam się ciągle przez kogoś obserwowana, ale w końcu to nic dziwnego, bo jestem piękna. Kiedy wszystko już mieliśmy, okazało się, że nie mamy wystarczającej ilości hajsu. Nagle wparowała na nas moja spoko dziomcha-Bev. Patrzyła się na nas dziwnym wzrokiem, a tej Elewen odebrało głos, więc ja musiałam prowadzić konwersacje.
-elo stara
-no elo, emm co robicie.
-nie twoja sprawa-odezwał się ten gupi Stan.
-zamknij się-uciszył go Eds.
-Bierzemy jakieś leki dla tej kluski z WOS'u-kontynuowałam-ale nie mamy hajsu, ale spoko mam plan i opowiedziałam im swój super sprytny plan, bo ja jestem klewer gerl. Nawet Stan mi się nie wymądrzał. Wszyscy zgodzili się z moim pomysłem i przystąpiliśmy do jego realizacji. Ja z Bev podeszłyśmy do lady i zaczęłyśmy odwracać uwagę aptekarza-zboczeńca. Chłopcy ze swoją zawrotną prędkością uciekli z apteki wraz ze skradzionymi bandażami itp., wtedy zdałyśmy sobie sprawę, że zostałyśmy sam na sam z ojcem Grety. O kurczaczki. Zaczął się na nas dziwnie patrzeć, tak przerażająco. Chwycił nas nagle za nadgarstki i zaczął zaciągać na zaplecze. Próbowałyśmy się wyrwać, ale on był jakiś strasznie silny boj, więc nam siê nie udało. Kiedy już myślałam, że nie damy rady uciec do apteki wbił...damdamdam...Ryszard i nas uratował, bo jego hawajska koszula dodaje +100 do siły. Przytuliłam się do niego, nie wiedząc co się dzieje. Bev chyba się przykleiła do Hoppera, ale to nieważne. Zaciągnęłam się kul perfumami Ryszardino. Były takie męskie, na oko +10 do męskości. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Skubany to wykorzystał i mnie pocałował i tak sobie stalimy, bo łaj not, ale przerwał nam odgłos jakby zombi. Na szczęście był to tylko ten aptekarz gupi. Kopnęłam go i na do widzenia splunęłam na niego. Wiedziałam, że Ryszard nie chce tego mówić, ale był ze mnie dumny.
Przepraszam za błędy jeśli jakieś tam znaleźliście, mam nadzieję, że się podobało. Piszę to ledwie patrząc na oczy, więc liczę, że to ktoś doceni. Papa, dobranoc, czy jaką wy tam macie teraz porę.
~Yuuhi
CZYTASZ
Jakieś łan szoty, bo łaj not
Fanfictionsieema ludziaka przychodzimy do was z najkulniejszymi łan szotami z Marsa z naszej koloni Albama