Biel - Rozdział I

39 4 38
                                    

                             

— Dążenie do stworzenia utopii. To chyba było największym błędem ludzkości, nie sądzisz? – mruknęła blondynka, wkładając mentolowy papieros między wściekle czerwone wargi.

— Pani Redaktor, mogłaby Pani nie rzucać frazesów, wyciągniętych nie wiadomo skąd i po prostu odpowiedzieć mi, czy mam dać któryś artykuł do korekty?

— Chodzi mi o to, że ciężko wyrwać się z takiego więzienia opartego na chęci idealnego, łatwego życia. — Odpaliła papieros i zaciągnęła się ile sił w płucach. — W tych czasach wszystko jest tak proste, że ludzie na siłę starają się skomplikować błahostki. Ponieważ ludzki umysł nie jest w stanie być zbyt długo szczęśliwy, bez zmartwień czy cierpienia. To siła napędowa od tysięcy lat. — Błyszczące oczy kobiety zdawały się wpatrywać w nikły i szary jak jesienny poranek dym. Jak zawsze, kiedy się zamyślała, jej źrenice zawieszały się na szczegółach krajobrazu, a twarz łagodniała, poza zmarszczonymi z niesmakiem brwiami. — Ciągłe gonienie za szczęściem i niszczenie go, by znowu móc do niego dążyć. Błędne koło, które utopia przerywa. Ludzki umysł gnije w idyllicznym świecie. — Westchnęła i powolnym gestem strzepała popiół do popielniczki, z dziwną gracją i manierą, jaką przybierała, kiedy wygłaszała swoje myśli.

— Ma to chociaż związek z nowym artykułem?

— Nie, cholera! Nie ma żadnego. – Żyłka na czole naczelnej redaktor „Szpiku” zapulsowała, jak to zwykle, gdy kobieta się irytowała (a irytowała się nad wyraz często, trzeba nadmienić)

Drobna brunetka cicho westchnęła. Zapowiadał się kolejny słowotok, który ona będzie musiała wysłuchiwać, albo – co gorsza – przytakiwać na wszystkie żale swojej przełożonej.

Blondynka zaś wyglądała jakby była w swoim żywiole, nakręcając swoje wewnętrzne mechanizmy, sama siebie podburzała do patetycznej przemowy. Niewypowiedziane słowa, myśli i idee sprawiały, że gotowała się od środka i zdawało się, że gdy tylko wypowie pierwszą sylabę, spomiędzy jej ust buchnąć miała para, gorąca niemal tak jak jej temperament.

— A to źle, tak? – Niechętnie spytała jej asystentka.

— Oczywiście, że tak! Ludzie myślą o jakiś bzdetach i chcą o bzdetach czytać! Śmiechu warte! A nasi redaktorzy chcą im jeszcze o tym pisać! „Matka zjadła trójkę dzieci” czy „Księżna Kate odpowiada na słowa kuzynki”. Nie mogę uwierzyć, że ktoś może pisać te bzdety, to muszą być boty.

— Czy to złe, że chcą dawać ludziom to, czego oni chcą? Nie na tym to polega?

— Moja droga, to jest tylko idiotyczne zaniżanie poprzeczki. Ludzie chcą czytać o łatwych tematach, bo nie są przyzwyczajeni do niczego innego. I to jest złe. Nie tak złe jak Hitler, czy Stalin, ale podobnie złe jak cenzura.

— Boże, Pani Redaktor… Brak mi słów. Potrzebujemy artykułu do końca tygodnia, a Pani odrzuca wszystkie propozycje.

— Wydamy albo coś dobrego, albo nic. W sztuce nie ma kompromisów i nigdy nie będzie. — Zgasiła papieros o kryształową popielniczkę i spojrzała w komputer. — Czy ja naprawdę muszę wrzucić kolejny swój felieton? Czemu nie mogę dostać choć jednego odpowiedniego artykułu? Mam na myśli, nie na dupny temat i napisany z finezją, nie trywialny i nie przeintelektualizowany? Czy ja proszę o tak wiele?

— Wychodzi na to, że owszem. A teraz przepraszam, pójdę zrobić sobie melisę.
                                                
                             ♫♫♫♫♫

Nocna mgła otuliła każdy kąt miasta, zmniejszając jego wielkość, do małego pola widzenia utkanego z fragmentów budynków, krótkich ulic i latarni roztaczających ciepłe łuny na osiedlu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 07, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

MonochromatyzmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz