III.Pyszna herbata oraz dwójka szajbusów

884 53 4
                                    

     Srogi wzrok Janosza przeskakiwał z jednego brata na drugiego, dając im do zrozumienia, że zabawa się skończyła. Niestety Pastorowie tak łatwo się nie poddają, walczą do samego końca, może to właśnie dlatego Feri Acz mianował ich dowódcami oddziału uderzeniowego. Zawsze dostawali tego, czego chcieli, nieważne jak. Szkaradne uśmieszki błądzące na ustach miejscowych łobuzów nie wróżyły nic dobrego, a na nieszczęście Boka nie miał przy sobie żadnego z przyjaciół.        

    — Skończmy już tę dziecinadę i rozejdźmy się w zgodzie. — zaproponował po dłuższej chwili, kiedy ujrzał, że członkowie czerwonych koszul nie ruszyli się nawet o milimetr. — Spory o plac nie dotyczą ludności cywilnej, a w szczególności kobiet.


   Dumna postawa chłopaka zaintrygowała dziewczynę, Abi nie mogła oderwać wzrok od ciemnowłosego, który jako jedyny z przechodniów postanowił zainterweniować i jej pomóc. Była mu dozgonnie wdzięczna. Nie miała pojęcia, skąd taki kulturalny młodzieniec mógł znać takich szajbusów, jak ci stojący nieopodal niej bracia. 

    — Coś mi się nie wydaje. — parsknął wyższy z braci, podciągając rękawy krwisto czerwonej koszuli, ukochanego koloru ich przywódcy.


    Stojące w oknie domu ciotki dziewczyny, kobiety z zainteresowaniem przyglądały się zaistniałej scenie, nerwowo krzycząc imię męża Jane, Thomasa. Ten po cało nocnym dyżurze w pobliskim szpitalu był padnięty, więc ociężale zwlekł się z łóżka i ruszył do kuchni, gdzie przebywały obie kobiety. Przemierzając korytarz, mijał setki obrazów, przedstawiały one ludzi, których wzrok niemal na sobie czół, oraz wspaniałe i urokliwe krajobrazy, które uwielbiał podziwiać po stresującym dniu w pracy. Ciemne drewniane schody delikatnie skrzypiały pod ciężarem jego nóg, delikatnie drażniąc słuch mężczyzny.


    — Thomasie pośpiesz się do jasnej anielki! — wykrzyknęła pani domu, kiedy jej oczom ukazał się, nie przyjemy widok. Jeden z braci Pastorów zamachnął się na bohaterskiego Janosza. Chłopak zwinnie unikał ciosów przeciwnika, ale kiedy do wyższego z braci dołączył ten niższy, to szanse pojedynku nie były już takie wyrównane. — Thomasie! 

    — Przecież już idę kochanie, po co te krzyki? Ktoś się bije? — spytał, podchodząc do swej małżonki i obejmując ją jedną ręką w talii. Zerknąwszy za okno, otworzył usta ze zdziwienia. Teraz nie bił się jedynie słynny na całą okolicę Boka, ale także jego ukochana Abigail, chrześnica Jane.— To trochę niestosowne. Nieprawdaż? — spytał po dłuższej chwili.

   — Może i tak, ale każda z nas w jej wieku miała takie niecodzienne pomysły. — wyjaśniła Joanna, śmiejąc się lekko pod nosem. Nie powinniśmy jakoś na to zareagować?

— To i tak nic nie da. — mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą. — Czerwone koszule oraz Chłopcy z ulicy Świętego Piotra rządzą się swoim kodeksem.

     W czasie gdy dorośli prowadzili zażartą dyskusję na temat nieokrzesanych chłopców, którzy chodzą odziani w czerwone koszule, szesnastoletnia Abigail mierzyła się z niższym z braci. Miał on zdecydowanie więcej siły i sprytu też mu nie można było odmówić, jednak mimo wszystko dziewczyna znalazła jego jakiś słaby punkt. Był szybki, jednak brakowało mu zwinności, co nastolatka postanowiła bez skrupułów wykorzystać. Zaczęła tanecznym krokiem opijać ciosy jednego z Pastorów, co w nakręcało go jeszcze bardziej.

     Janosz także nie radził sobie gorzej, miał on więcej siły niż Abigail, więc mógł postawić na nieco prostszą walkę z łobuzami. Wyższy z braci pastorów zamachnął się, by zadać ostateczny cios dowódcy Chłopców z Placu Broni, był pewien, że ten manewr zapewni mu zwycięstwo, jednak nie przewidział jednego. Stojący w cieniu kamienicy Feri Acz ze złością przyglądał się, jak dziewczyna zostaje uderzona dosyć mocnym ciosem w brzuch. Wielokrotnie zabraniał swoim ludziom znęcania się nad słabszymi, jednak jego słowa nie zawsze znajdowały posłuch, co go niezmiernie irytowało. Energicznym krokiem podszedł do leżącej i zwijającej się z bólu Abigail, chciał pomóc jej wstać, lecz ta odrzuciła jego pomoc. Z dumnie uniesioną głową podniosła się, oczywiście przy pomocy stojącego niedaleko ogrodzenia i spojrzała gniewnym wzrokiem na czarnowłosego.

    — Nie potrzebuje pomocy, kogoś takiego jak oni. — warknęła, zauważając rzucającą się w oczy koszulę o charakterystycznym kroju oraz barwie. Lekko kulejąc podeszła do leżącego na ziemi chłopaka, nie przegrał on pojedynku, z powodu ogromnego wysiłku. Musiał jedynie chwilkę odpocząć. Jego warga była przecięta, a policzek spuchnięty, co wskazywało na oberwanie z silnego sierpowego. — Nic ci nie jest? — spytała z troską ciemnowłosa, dotykając niepewnie jego policzka.

    — Nic się nie stało panienko, jestem tylko odrobinkę zmęczony. — odparł słabo niebieskooki, rumieniąc się lekko. — A panienka jest całą?

    — Trochę poobijana, ale cała. — odparła z uśmiechem nastolatka. — Choć trzeba ci przemyć tę wargę, bo jeszcze wda się zakażenie. Pomogę ci wstać. — zaproponowała, na co chłopak lekko się zmieszał.

— Nie chcę robić kłopotów, ludzie raczej nie przyjmują pod swój dach chłopców, którzy się bili z kimś na ulicy.

    — Mogę cię zapewnić, że moja rodzina nie ocenia zbyt pochopnie, a poza tym stanąłeś w mojej obronie. Bardzo ci za to dziękuję, jestem twoją dłużniczką — nastolatka mruknęła pod nosem, pomagając wstać ciemnowłosemu. — To ten dom, więc nie musimy daleko iść. — wskazała za siebie na dość spoty i schludny domek, a zauważając stojące w oknie kobiety oraz swojego wuja, pokręciła jedynie kilkukrotnie rozbawiona głową.

    Boka widząc uroczy uśmiech swojej nowej znajomej, której imienia jeszcze nie poznał, nie mógł odmówić. Mówiła z wielkim przekonaniem, a iskierki tańczące w jej ciemnych oczach niemal go zahipnotyzowały, dlatego nie wiedzieć kiedy skinął głową na znak zgody. Lekko kulejąc, dwójka nastolatków ruszyła w stronę domku Jane Thomasa Blythe'ów.

***

—Czemu oni was zaatakowali? — spytała zaciekawiona matka Abigail, na co dziewczyna od razu spuściła głowę. — Och, mogłam się tego spodziewać. Ja wiem, że mówiłam, że dość prędko wpakujesz się w tarapaty, no ale bez przesady. — westchnęła zrezygnowana kobieta, stawiając przed nastolatkami dwa kubki gorącej herbaty.

    Zawstydzona Abigail unikała ciekawskiego wzroku swojego nowego znajomego. Chcąc nie chcąc to ona jest winna jego wszystkim obrażeniem, przecież nikt inny, tylko właśnie ciemnowłosa sprowokowała tamtych chłopców. Mogła przecież choć raz odpuścić sobie i odejść ze skruchą do domu. Gdyby nie jej wrodzona upartość to życie Wattsów byłoby o wiele prostsze. Jednak, gdyby spojrzeć na to wydarzenie, to zapewne nigdy nie spotkałaby tego intrygującego chłopaka.

    — Jak ma panienka na imię? — spytał po dłuższej chwili niebieskooki, łapiąc przez chwilę kontakt wzrokowy z zażenowaną swoją postawą Abi.

    — Mam na imię Abigail, a ty? Jakie nosi inicjały mój wybawca? — spytała żartobliwie, podpierając brodę na dłoni i wpatrywała się w swojego wybawcę.

    — Nazywam się Janosz Boka, ale znajomi i przyjaciele zwracają się do mnie raczej po nazwisku. — odparł, uśmiechając się do Abigail uprzejmie.

    Biorąc łyk pysznej gorącej herbaty, Janosz gorączkowo nad czymś rozmyślał. Jego błękitne oczy jakby zaszły mgłą, a usta rozchyliły się lekko, zupełnie jakby swoją wyobraźnią przeniósł się do zupełnie innego świata. Abigail z zaintrygowaniem przypatrywała się poczynaniom chłopaka.


    — Ma panienka jakieś plany na jutrzejsze południe? — spytał po dłuższej chwili milczenia, odstawiając pusty kubek z powrotem na blat stołu.


    — Z tego, co mi wiadomo, to nie posiadam żadnych planów na cały jutrzejszy dzień. — odparła zgodnie z prawdą nastolatka, co jakiś czas popijając swój ukochany napój. —Cóż to za pytanie paniczu? O ile pamięć mnie nie myli, to poznaliśmy już swoje imiona. Nie lepiej, by było zwracać się nimi, niż tymi nazbyt eleganckimi zwrotami?


    — Bardzo przepraszam, stare przyzwyczajenia. — mruknął chłopak — Chciałbym cię zabrać Abigail na Plac Broni. Myślę, że mogłabyś się zaprzyjaźnić z resztą chłopaków. Rzadko spotyka się dziewczynę, która umie się bić — wyjaśnił pokrótce.

TEOTIA PODRYWU WEDŁUG CHŁOPCÓW: chlopcy z placu broniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz