Hogwart VS Obóz Herosów

Tu zaczyna się dziać

Przyjazd młodziaków z Anglii rozpoczął się jak wszystko w życiu Rona, od jedzenia. Na lotnisku hamburger, przy odprawie kanapki z domu, potem tuzin czekoladowych żab, a na pokładzie wszystkie dania dostępne w menu sprawiły, że rudzielec zarzygał pół łazienki. Jednej z dwóch. W drugiej godzinie lotu. Dwunastogodzinnego lotu. Smrodek ulatniał się powoli zabijając od środka wszystkich na pokładzie. Wyjście z samolotu było wiec bardzo chaotyczne i niesamowicie szybkie. Po wejściu na lotnisko grupkę nastolatków w zabawnych pelerynkach naskoczyła grupka innych nastolatków, z tą różnicą, że w pomarańczowych koszulkach.
-No faktycznie trudno ich nie zauważyć- zaśmiała się sarkastycznie Thalia patrząc na Grovera.
Ten tylko wzruszył ramionami i podał rękę pierwszej damie w zasięgu wzroku.
- Luna Lovegood- uśmiechnęła się blada blondynka. I tak właśnie nasi bohaterowie się poznali i znienawidzili (No może oprócz Luny i Grovera, oni od początku pałali do siebie życzliwością).
-Co teraz?- Spytał Harry i w tym momencie stało się coś czego nie przewidział chyba nikt, przed grupka dziwacznie wyglądających nastolatków wychodzących z lotniska zajechał różowy kabriolet w stylu Barbie, a wystawała z niego jedna bardzo nie pasująca do scenerii osoba, a mianowicie sam Severus Snape.
-Nie patrzcie tak na mnie- zwrócił się do Gryfonów ledwo powstrzymujących śmiech- Wasz kochany dyrektor uciął mi środki i musiałem przylecieć autem mojej ciotki- trudno stwierdzić kto był bardziej zawstydzony- Malfoy czy sam Snape.
-Tak czy inaczej zabieram was na arenę wiec wsiadać- naprawdę nie wiem jak, ale wszyscy zmieścili się na tyłach i jakoś dojechali do tej nieszczęsnej „areny". Okazał się nią przydrożny motelik w nienajlepszym stanie, co rozbawiło uczestników i wkurzyło profesora.
-Wysiadać- zarządził i wypchnął obozowiczów i własnych studentów- nie dajcie się zabić, bo ukręcę wam te ceglane łby- zwrócił się do uczniów Hogwaru i odjechał.
-Fajno- uśmiechnął się Luke i wszyscy weszli na „arenę".