You're so very speciaI, I wish I was special

43 2 4
                                    


   Piccolo na ogół nie zdarzało się słuchać niczego w stylu smutnej lub do bólu wręcz ckliwie romantycznej muzyki. Nie czuł, żeby było mu to jakoś szczególnie potrzebne do życia. Jednak, gdy już się stało i jakaś piosenka z tego rodzaju przypadła mu do gustu, cały jej tekst zawsze skrycie odnosił do siebie i swojego wychowanka, nie mogąc na długo zapomnieć o danym utworze.

   Nie rozumiał, dlaczego właśnie tak się działo, jednak fakt pozostawał faktem. Nie znając wcześniej tego typu uczuć, początkowo całkiem obce były mu pierwsze sygnały, świadczące o zmianie jego uczuć do bruneta w coś znacznie silniejszego, niż byłby gotów się na tamten czas przyznać, nawet przed samym sobą. Znacznie bardziej wolał karmić swoje wybredne sumienie stwierdzeniami takimi, jak: ,,Gohan jest dla mnie jak syn'', czy też: ,,nauczył mnie, czym jest rodzina bez właściwie pojętych więzów krwi.''

   Wracając już po raz setny w myślach do swojej relacji z Gohanem, nie mógł pozbyć się też lęku o jego nieustannie wystawianie się na niebezpieczeństwo, czego nie mógł w żaden sposób wybić młodszemu z jego upartej głowy. Zawsze kończyło sie w ten sam, do znoju schematyczny sposób: młodszy Son pakował się w kolejne niebezpieczeństwa, po ciężkiej walce wyglądał zupełnie, jakby z widocznym trudem uciekł właśnie z piekła, stojąc już jedną nogą w grobie. Błagając oczywiście nikogo innego, jak syna samego Szatana o pomoc.¹

   I nie, żeby ojciec młodego Sayanina nie miał na tym polu żadnych udziałów, co to, to nie. Właśnie Goku zazwyczaj namawiał syna do wskakiwania w sam środek wiru niosącej największe zagrożenie demolki, bez przemyślenia sobie przedtem wszystkich za i przeciw. Więc to Piccolo potem łapiąc się za głowę, krzyczał na Goku, że ten jest skończonym durniem, by tak narażać swoje, nieważne jak cudownie uzdolnione i waleczne dziecko. Następnie – zostawiwszy resztę niezbyt przychylnych komentarzy na jego temat dla siebie – spieszył młodszemu o cztery lata chłopakowi na pomoc za wszelką cenę.

   Wolał przemilczeć różnicę między wizjami tego, jakim ojcem Goku powinien być, a jakim niestety został, często znikając na długie miesiące z domu. Oczywiście celem miała być jak zwykle chęć ochrony Ziemi i ludzkości. Tyle, że zdaniem zielonoskórego, najpierw wypadałoby jednak zadbać od czasu do czasu o własną rodzinę, i to nie tylko poprzez zapewnienie im w miarę godnego życia, dzięki pracy własnych rąk.

   Jezu, jak bardzo trzeba być ślepym, by nie zauważyć, że zaniedbuje się emocjonalnie żonę i synów? Nigdy tego nie zrozumiem, a sam przecież też jestem wojownikiem i jakoś odnajduję dla Gohana i Goten'a czas.² Bo niby czemu miałbym go nie mieć?

   Jednakże, choć jego pretensje miały prawdziwe podłoże, faktem pozostawało, że Goku od ostatniej walki z Cell'em pozostawał w Zaświatach, to jest: od kilku dobrych lat, więc cokolwiek Nameczanin sobie teraz o nim myślał, nie miało to jakoś specjalnie wielkiego znaczenia, ani wpływu na bieżące wydarzenia.

   Będąc już od dłuższego czasu totalnie z głową w chmurach, Piccolo o mały włos nie oberwał drzwiami, przez które na dokładkę właśnie wchodził, a raczej próbował wejść jego przyjaciel, Kuririn. Z racji tego, że człowiek i Nameczanin wpadli na siebie w wyniku tak nagłego zderzenia, a niższy z mężczyzn miewał niekiedy problemy z utrzymaniem należytej równowagi, z rozmachem wleciał teraz do środka, lądując swoim szerokim czołem na twardej, nie tak dawno odnawianej przez Boskiego Miszcza podłodze.³

   Ten ostatni miał okazję szkolić Goku wraz z Kuririnem w ich wczesnym dzieciństwie do walki w turnieju na najsilniejszego wojownika na świecie, zwanym inaczej Tenkaichi Budokai. I choć często powtarzał, że jego najlepsze czasy przeminęły, jak na swój mocno podeszły wiek, wciąż trzymał się całkiem dobrze. Stąd też w jego domu często kręciło się całe stado, to znaczy przyjaciele i sprzymierzeńcy Goku, do których od nie tak dawna zaliczał się również sam Piccolo.

You made my heart openOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz