Największy skarb

55 9 4
                                    

Jest godzina 02; 30. Potrafiłam tak siedzieć w bezruchu kilka godzin, a nawet dni. Codziennie wyczekiwałam na swoją ulubioną porę dnia- zachód słońca.

Tylko zachód słońca pomagał mi w przetrwaniu kolejnego dnia. W każdym zakątku świata inny, zawsze piękny. Cudowna, wielka czerwona, kula na tle żółto-czerwonego nieba się nie znudzi ludziom, bo za każdym razem, gdy na nią patrzą, dostrzegają w niej na nowe piękno. Sama nie wiem czy bardziej lubiłam zachód, czy jego koniec- otaczająca mnie ciemność, która uśmierzała mój wewnętrzny ból. Dochodziła do tego nostalgia - doskwierająca tęsknota, za czymś, co już nigdy nie wróci.

Przez całą tą sytuację z Agrestem, straciłam poczucie czasu. Nie wiedziałam już ile tu siedzę, a co lepsze- ile tu siedzieć jeszcze będę. Na moje szczęście rodzice opuścili Paryż kilka dni temu. Wzięli sobie mały urlop od codziennej pracy w piekarni. Nalegali, żebym pojechała razem z nimi; Oczywiście nie pozwoliłbym sobie na parę dni wolnego, nie mam pewności czy Władca Ciem nie zaatakowałby akurat w tym czasie. Odnośnie Władcy Ciem; ostatni raz zaatakował jakiś miesiąc temu, nie mam pojęcia, co ten człowiek ma w planach, wiem tylko, że w każdym momencie może zaatakować z większej siłą, i również wiem, że przegrałabym w pierwszej sekundzie walki z braku moich sił. Nie wspominając o tym, że Tikki pewnie jest na mnie wściekła- od razu po powrocie do domu, ściągnęłam kolczyki i do teraz nie mam odwagi ich założyć.

W końcu zdecydowałam się wstać z łóżka. Moje nogi miały chyba wobec tego inne plany, ponieważ odmawiały posłuszeństwa. Ostatkiem sił zeszłam z mojej antresoli, na której znajdowało się moje wielkie łóżko- to tam przesiadywałam te wszystkie dni. Potykając się o własne nogi, zdążyłam dojść tylko do mojego biurka, na którym leżało niedojedzone jedzenie i parę projektów do szkoły. Zaczęłam po omacku ​​szukać telefonu. - Brawo Marinette, jesteś tak otępiała, że ​​nawet nie zapaliłaś światła- mrugnęłam do siebie. Moje ręce odnalazły zakopany telefon pod projektami; swoją drogą, uświnionymi do granic możliwości projektami. -Będę musiała zrobić je na nowo - syknęłam poirytowana i szybkim krokiem wlazłam ponownie na antresole, już z telefonem.

- 20 nieodebranych połączeń od Ayli? - mrugnęłam, ze zdziwieniem cicho pod nosem. Zrobiłam dwa szybkie ruchy palcem. Gdy przyłożyłam telefon do ucha już słyszałam sygnał.

Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał.

- Marinette! Mała, co z Tobą? Nawet nie wiesz jak się martwiłam, co się z Tobą działo?! - przyjaciółka pytała nie dając mi dojść do słowa.

- Przepraszam Als... - zawiesiłam na chwilę głos. - chodzi o Adriena... - jakby wielka gula w gardle nie pozwala mi mówić dalej. Po drugiej stronie telefonu zastała cisza. Mój rozmówca należał do cierpliwych, ponieważ spokojnie czekał, aż przejmę kontrole nam własnymi emocjami. Jednak to nie nastąpiło. Gdy chciałam zacząć, gula nawracała się do góry mojego przełyku, uświadamiając mi chyba, że ​​ten temat jest już dawno skończony. Im dłużej próbowałam, tym bardziej czułam nacisk na moją krtań. Odpuściłam.

- Mari, zaraz u Ciebie będę. - mrugnęła pośpiesznie przyjaciółka. Pewnie domyśliła się, że na tą chwilę niczego więcej się ode mnie nie dowie.

- Ayla, jest po trzeciej! Czemu w ogóle nie śpisz?

- Bo czekałam całe trzy dni kiedy dasz jakikolwiek znak życia! Pukałam! Dzwoniłam! Nic... A nie śpię bo mnie obudziłaś.

- Przepraszam, straciłam poczucie czasu... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię mam - wydukałam zaciskając zęby.

- Daj spokój. Będę za godzinę. Nino jest razem ze mną, odprowadzi mnie. –Połączenie zostało zawieszone po ostatnim jej słowie, a ja odetchnęłam z ulgą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 23, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

be with me || MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz