cóż za tupet, panno Lewis!

114 16 63
                                    

Dzisiaj nadszedł dzień wyczekiwanego wyjazdu. Dziewczyna siedziała przed lustrem, które przybite było gwoździem do ściany. Dzisiaj. To właśnie dzisiaj miała wyjechać do szkoły. Do szkoły z... internatem. Podobno, szkoła położona była obok pięknego lasu, a sama szkoła była w zamku. Dziewczynie najbardziej spodobał się fakt, że szkoła to po prostu zamek, bo kojarzyło jej się to z Harrym Potterem, czyli jednych z jej ulubionych filmów. Pamiętała, jak  pierwszy raz czytała ''Kamień Filozoficzny'' i z wypiekami na twarzy czekała na rozwój zdarzeń. 

-Harper, jesteś gotowa?- matka weszła do pokoju uśmiechając się do niej serdecznie. 

-Prawie - powiedziała, spoglądając na swoje odbicie. Matka podeszła do niej, przy okazji biorąc szczotkę do włosów. 

-Głupiutka dziewczynko, zapomniałaś o wstążce - kobieta nadal szarpała jej włosy, by jej brązowe fale były idealnie gładkie. 

-Przepraszam - wybąkała speszona, wracając do przyglądania się swojej twarzy. Bardzo nie lubiła gdy matka mówiła do niej w taki sposób. Czuła się bardzo jak to mówili jej rówieśnicy, ''cringowo''.

-Gotowe! - kobieta wplotła w jej włosy niebieską wstążkę. 

Harper popatrzyła na swoje odbicie. 

-Ładnie - skomentowała, by uratować jej już bardzo kruchą relację z matką. 

-Cieszę się, że ci się podoba - powiedziała z ciut za dużym entuzjazmem i z przesadzoną słodkością matka. 

Uśmiechnęła się w stronę kobiety. 

-Za godzinę wyjeżdżamy. Szykuj się -rodzicielka już wychodziła z jej pokoju. 

-Dobrze - mruknęła tylko cicho.

Czuła się jakby mieszkała w ''gotyckim koszmarze'' niczym Cheryl Blossom z jednego z tych seriali które oglądały jej rówieśniczki. Ostatni raz popatrzyła w lustro i leniwie przeciągnęła się na krześle po czym z niego wstała. Powolnym  krokiem skierowała się w stronę kuchni. Gdy była już we wspomnianym pomieszczeniu, sięgnęła po dwie kromki chleba które szybko przesmarowała masłem, a następnie nałożyła na nie dwa plastry sera. Usiadła przy małym stoliku i zaczęła powoli przeżuwać kanapki. 

-Niech cię bóg trzyma w opiece - matka wparowała nagle do kuchni z wielką złością. 

Usiadła na przeciwko córki. 

-Miałaś już być gotowa! - powiedziała podniesionym głosem. 

-Mamo, przestań już - dziewczyna nie chciała słyszeć teraz wykładów matki na temat tego jaka jest wolna i leniwa. 

-Harper czasami zastanawiam się czy naprawdę jesteś moją córką - kobieta pokręciła głową z rezygnacją i wstała od stołu.  

Dziewczyna przewróciła oczami. 

-To nie moja wina, że ty i tata traktujecie mnie jakbym miała dziesięć lat chociaż mam piętnaście! - krzyknęła. 

-Harper,uspokój się! - Dziewczyna zamilkła. Matka odetchnęła głośno. - jedziemy - powiedziała, już spokojnym głosem.

-Dobrze - mruknęła nastolatka po czym poszła za matką, która już była obok drzwi wejściowych.
***
-To jakiś obłęd! Czemu lecimy do szkoły samolotem?! Żadna normalna szkoła tak nie robi! - oburzyła się Harper.

-W tym roku mają mało uczniów a tak poza tym, tak jest szybciej - powiedziała matka zza kierownicy.

Dziewczyna prychnęła tylko i wyjrzała przez szybę. Nie podobał już się jej ten cały pomysł szkoły szkoły z internatem. Jedyny plus, jest taki że rodzice nie będą jej kontrolować. Uśmiechnęła się lekko na tą myśl.

-Jesteśmy, wysiadaj - na te słowa dziewczyna wysiadła pospiesznie z auta i cierpliwie czekała aż jej matka zamknie samochód.

-Chyba się udało - mruknęła pod nosem jej matka po czym odeszła od auta. Udały się razem w stronę lotniska. Bez problemów przeszły przez barierki a potem dostały się na pas startowy (To się chyba tak nazywa poprawcie mnie bo ja nigdy na lotnisku nie byłam XD) na którym miał być wyczekiwany przez nie samolot.

-Gotowa? - zagadnęła wesoło rodzicielka.

"bardziej niż ty" pomyślała.

-Gotowa - oznajmiła z uśmiechem.

-Świetnie - powiedziała rodzicielka. -Idź już - ponagliła dziewczynę.

-Yhm.. już idę - powiedziała kierując się w stronę samolotu.

-Czekaj! Nie pożegnasz się? - matka popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Harper od niechcenia podeszła do matki i uścisnęła ją tak mocno, jakby już nigdy miały się nie spotkać.

-To.. Pa - pożegnała się i już po chwili siedziała na jednym z miejsc. Rozsiadła się wygodnie. 

-Mogę? - usłyszała czyjś głos.

-Co? - spytała nie rozumiejąc.

-Czy mogę usiąść - sprecyzował ktoś kto stał przed nią. Był to chłopak. Musiała przyznać, całkiem ładny chłopak. Krótko przycięte brązowe włosy i piwne oczy.

-Siadaj - poklepała miejsce obok siebie.

-Dziękuję - powiedział ukazując szereg idealnie śnieżno białych zębów.

-Jak się nazywasz? - wypaliła.

-William. Ale mów mi Will - popatrzył w jej jasne oczy. - A ty? 

-Och.. ja, jestem Harper. Harper Lewis - uśmiechnęła się w jego stronę. 

-Opowiesz mi coś o sobie? - poprosił kładąc rękę na jej udzie przez co poczuła w brzuchu motyle. 

-Mam piętnaście lat, moja rodzina jest okropna i ogólnie mam przesrane -powiedziała niedbale. 

-Cóż za tupet, panno Lewis! - powiedział poważnie chłopak po czym wybuchnął śmiechem. Dziewczyna popatrzyła na niego pytającym wzrokiem. 

-Nie wyglądasz na osobę która mogłaby przeklinać - sprecyzował zdejmując rękę z jej uda. 

-To pewnie przez tą kokardę - wyszeptała cicho chcąc by chłopak nie usłyszał.

-Nie prawda. Dodaje ci uroku - odszepnął zbliżając swoje usta do jej ucha, na co dziewczyna odsunęła głowę, próbując ukryć rumieńce które wkradły się na jej twarz. Chłopak zaśmiał się tylko na ten gest. To będzie długa podróż.

✧∘* ೃ ⋆。˚.

Proszę was o jakieś opinie bo nie wiem czy się wam podoba.

✧∘* ೃ ⋆。˚.

𝐍𝐚𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣𝐚 𝐮𝐦𝐢𝐞𝐫𝐚 𝐨𝐬𝐭𝐚𝐭𝐧𝐢𝐚|| Original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz