Matteo
- Już czas. - Odstawiam na blat baru pustą szklankę po whisky i zbieram się do wyjścia. Za mną wychodzą moi ludzie. Są tak kurewsko dobrze wyszkoleni, że nie muszę im mówić, co i kiedy mają robić. Wiedzą, że jeśli nawalą, sam osobiście odstrzelę im łby. Wsiadamy do trzech czarnych SUV-ów i ruszamy w drogę. Kolejny raz jedziemy do burdelu tej starej zdziry Debry, jednak dziś rozmowy nie będzie, a nasza wizyta jest tam ostatnią. Miała wystarczająco dużo czasu na spłacenie długu, ale oczywiście, kurwa, musiała przeciągnąć termin. Lubiłem tam czasem zajeżdżać i spuścić z krzyża, niestety ostatnie odwiedziny wiązały się z czymś innym. Z kimś innym. Jakiś czas temu wybraliśmy się z chłopakami na ostre dymanko. Jak zwykle zaparkowaliśmy z tyłu budynku, a w momencie, gdy miałem opuścić auto, zadzwonił do mnie ojciec. Machnięciem ręki pokazałem reszcie, żeby już weszli do burdelu; miałem do nich dołączyć po skończeniu rozmowy.
- Gdzie jesteś? - Głos po drugiej stronie zabrzmiał poważnie. - Zresztą nieważne. Pojedziesz do Debry i dasz jej, kurwa, ostatnią szansę, nie będzie ze mnie robić wała! - Ojciec wydarł się jak poparzony, po czym się rozłączył. Nie dyskutowałem z nim, przyjąłem do wiadomości, co mam zrobić i tyle. Stary trochę popsuł mi chęć zabawy, która na szczęście wróciła do mnie ze zdwojoną siłą po jednej kresce. Zacisnąłem ręce na kierownicy, żeby stłumić jebane szczypanie w nosie. Nienawidzę tego uczucia. Podniosłem wzrok, gdy usłyszałem nadjeżdżający samochód, z którego wysiadło dwóch goryli, a potem mała blondyneczka. Wyglądała całkiem zwyczajnie, nie jak prostytutka, może bardziej jak córka którejś z tych wywłok, co tak ochoczo otwierają przede mną swoje cipki. Gdy wiatr rozwiał jej włosy, wyglądało to jak w pierdolonym Matrixie. Chyba wciągnąłem za dużą krechę, bo dziewczyna poruszała się w zwolnionym tempie. Mogłem dokładnie ją zlustrować. Była drobniutka, jednak miała wszystko na swoim miejscu. Poczekałem, aż wejdą do środka i ruszyłem za nimi. Rozejrzałem się dookoła, ale dziewczyny nigdzie nie było, więc poszedłem na zaplecze, do burdelmamy. Najpierw przekazałem pozdrowienia od ojca, a potem spytałem o tamtą blondynkę.
- Owszem, jest pod moimi skrzydłami. Dopiero skończyła osiemnaście lat i jest dziewicą.
- Wygląda na starszą. - Spróbowałem sprowokować Debrę, żeby sprawdzić, czy nie robiła mnie w chuja.
- Za miesiąc odbędzie się licytacja jej dziewictwa, więc jak masz ochotę, to zapraszam w późniejszym terminie.
- Chyba sobie ze mnie kpisz?! Ile?! - zapytałem, gdy skończyła mi się cierpliwość.
- Matteo, znasz warunki! Zamierzam zarobić na niej sporo kasy, ale po znajomości mogę ci powiedzieć, że licytacja zacznie się od stu tysięcy. Prychnąłem na tę bezczelność, choć sam dałbym dużo więcej.
- Dam ci dwieście i zabieram dziewczynę od razu - oświadczyłem.
- To niemożliwe. Wszyscy już wiedzą o licytacji i jest wielu chętnych. Nawet jej nie widzieli, a już są gotowi słono zapłacić. Mogę zbić na niej majątek, dlatego jeśli chcesz ją mieć, weź udział. - Stanowczość w jej głosie dała mi do zrozumienia, że rzucała mi wyzwanie i prowokowała do sięgnięcia głęboko do kieszeni.
- Będę! - Nie czekając na odpowiedź, wyszedłem z pomieszczenia. Cena będzie wysoka. Wiedziałem, że znajdą się chętni,
by tyle zapłacić, ale to ja miałem wygrać. Po drodze do sali głównej dziwki same rzucały mi się na szyję. Wiedziały, że jestem dobry w tym, co robię i marzyły, żebym wybrał właśnie je, gdyż oprócz kasy miałyby dobre ruchanko w pakiecie.
Dziś tak nie będzie. Zero dymanka, tylko czarna robota. Uzbrojeni po zęby wpadamy przez główne drzwi i zaczynamy strzelać do wszystkich w zasięgu wzroku. Nie ma litości dla nikogo. Gdy właścicielka zalicza kulkę prosto w łeb, idziemy na górę. Wchodzimy do każdego pokoju i strzelamy. Nieważne, kto znajduje się w środku, wszyscy giną, a ja mam nadzieję, że znajdę dziewczynę przed moimi żołnierzami.
- Czysto - komunikuje Frank, kiedy już prawie wychodzimy z ostatniego pomieszczenia. Wtedy słyszę ciche westchnienie ulgi. Przykładam palec do ust, dając do zrozumienia mojemu towarzyszowi, że ma milczeć. Podchodzę do łóżka i wywalam je na drugą stronę. Próbująca ukryć się pod nim blondynka cofa się pod ścianę. Czuję jej strach i karmię się nim. Kucam przy niej, aby się jej przyjrzeć i jestem kurewsko zadowolony, że jej od razu nie zabiłem. To jest dziewczyna, którą miałem wylicytować, a teraz będę miał ją za darmo.
Bianca
Krzyki dziewczyn wyrywają mnie z i tak lekkiego snu. Zrywam się ze swojej pryczy w malutkim pokoju na końcu korytarza, uchylam drzwi i zamieram z przerażenia. Wszędzie jest pełno krwi. Na podłodze dostrzegam ciało Casandry. Jej oczy są zwrócone na mnie, a z rany na szyi tryska posoka. Nad nią stoi dwóch mężczyzn w garniturach obryzganych czerwienią, śmiejących się głośno, że była z niej dobra dziwka i szkoda, że więcej nie wsadzą jej w usta. Muszą znać Casandrę, pewnie byli jej klientami. Jestem tu od trzech lat, ale nigdy nie miałam żadnej bliższej styczności z mężczyznami, którzy korzystali z usług tego domu. Debra, kobieta, która mnie tu sprowadziła, obiecała, że dopóki nie skończę osiemnastu lat, nikt mnie nie tknie. Chociaż jest burdelmamą, nigdy nie wystawia dzieci. Zresztą wszystkie dziewczyny są pełnoletnie. Ufam jej, zaopiekowała się mną, gdy moja mama skoczyła z mostu. Debra była tego świadkiem. Akurat przejeżdżała w pobliżu, kiedy miałam zrobić to samo. Z krawędzi ściągnął mnie jeden z jej goryli. Co było dalej, nie za bardzo pamiętam. Nie mam żadnych koszmarów, nawet nie tęsknię za matką. Nigdy nie było między nami żadnej więzi, mam wrażenie, że byłam dla niej tylko problemem, złem koniecznym. Ojca w ogóle nie znam. Nie wiem, kim on jest i mało mnie to interesuje. Gdyby był dobrym człowiekiem, na pewno nie zostawiłby nas na pastwę losu. Postanawiam ukryć się w pokoju przed mordercami, którzy strzelają do dziewczyn. Treść żołądka podchodzi mi do gardła, a serce mało nie wyskoczy z piersi. Chowam się pod łóżkiem, nie znajdując lepszej kryjówki, a usta zakrywam dłonią, próbując stłumić przyspieszony oddech, kiedy oprawcy wchodzą do pomieszczenia.
- Czysto - mówi jeden z nich, a ja, czując ulgę, że mnie nie zauważyli, głośno wypuszczam powietrze z płuc. Zbyt głośno. Nagle łóżko zostaje przewrócone. Nie patrząc na nich, na czworaka cofam się do ściany. Podciągam kolana do klatki piersiowej, a z oczu płyną mi łzy. Wiem, że czeka mnie ten sam los, co Casandrę. Przełykam ślinę i jestem gotowa. Jeden z mężczyzn podchodzi do mnie i łapie za brodę, zmuszając, bym na niego spojrzała. Ma duże brązowe oczy, a rozszerzone źrenice sugerują, że jest pod wpływem narkotyków albo wysokiej adrenaliny. Pewnie morderstwa dają mu chorą satysfakcję.
- Wyjdź! - ryczy do towarzysza.
- Rozumiem, szefie, chcesz się zabawić, zanim ta mała dziwka podzieli los swoich koleżanek po fachu. - Śmieje się szyderczo i zamyka za sobą drzwi. Trzęsę się jak osika; brakuje mi powietrza, chyba zaraz się uduszę.
- Błagam, zastrzel mnie, tylko mnie nie dotykaj - szepczę ledwo słyszalnym głosem. Przez chwilę przygląda mi się bardzo uważnie i unosi brew, jakby wpadł na jakiś genialny pomysł.
- Oj, zabawię się z tobą, maleńka, ale nie tutaj. - Szarpnięciem ciągnie mnie w kierunku wyjścia. Wlecze mnie korytarzem, na którego końcu leży Casandra. Wyrywam się temu bydlakowi i podbiegam do przyjaciółki. Klękam przy jej jeszcze ciepłym ciele i biorę jej dłoń w swoje, zanosząc się płaczem. Casandra była dla mnie jak starsza siostra. Pilnowała, żebym się dobrze uczyła, opowiadała mi historie o świecie, którego nie jest mi dane poznać. Pewnie ten bandyta mnie wykorzysta, a potem zabije.
- Wstawaj, bo skończysz jak ona! - warczy, łapiąc mnie za kark.
- Zrób to! To i tak lepsza opcja niż to, co zamierzasz mi zrobić! - Podnoszę się na trzęsących nogach i krzyczę ze złością, jakiej nigdy jeszcze nie czułam.
- Spodoba ci się to, co zamierzam z tobą zrobić. - Przejeżdża palcami po moim sterczącym z zimna sutku, przebijającym się przez cienki materiał koszuli nocnej ubrudzonej krwią Casandry. Czuję obrzydzenie i spluwam na podłogę. Chcę go sprowokować, żeby szybko mnie zabił i zakończył moje męki.- Nie rób tego więcej! Nie chcę uszkodzić twojej ślicznej buźki - syczy przez zaciśnięte zęby, ściskając moją brodę. Siłą zaciąga mnie do czarnego SUV-a, gdzie wiąże mi ręce i zakleja usta po tym, jak próbowałam uciec. Wyjeżdżamy z New Jersey w nieznanym mi kierunku. Dawno nie czułam tego, co teraz. Przez ostatnie trzy lata nie spotkała mnie żadna krzywda. To, że dziś zginę, jest więcej niż pewne. Błagam Boga, aby w tym momencie zatrzymał moje serce i pozwolił umrzeć bez cierpienia. Facet, który mnie porwał, siedzi obok, cały czas bacznie mnie obserwując. Posyłam mu groźne spojrzenie, na co on reaguje śmiechem. Nawet w jego mimice twarzy dostrzegam, że jest silniejszy ode mnie. Nie mam szans na przeżycie, bo nie ma drogi ucieczki - nie ma dokąd. Faceci w czerni wymordowali wszystkie bliskie mi osoby i zostałam zupełnie sama.
CZYTASZ
Mroczni mężczyźni # 1 Matteo Wydana
RomanceMatteo Castelli jest synem, a zarazem następcą bezwzględnego capo Nowego Jorku. Kiedy wpada do domu publicznego prowadzonego przez znajomą burdelmamę, urządza tam piekło na ziemi. Oszczędza tylko jedną osobę - dziewczynę o imieniu Bianca. Mężczyzna...