Rozdział 2

2.4K 94 2
                                    

Matteo


Kurwa,  ale  ze  mnie  farciarz.  Zgarnąłem  więcej  szmalu,  niż  była nam  winna  właścicielka  burdelu,  a  w  dodatku  mam  dziewczynę,  która  w  pewien  sposób  była  dla  mnie  niedostępna.  Zdążyłem się  jej  dobrze  przyjrzeć  –  jest  piękna,  taka  młodziutka  i  niewinna. Na  pewno  nikt  jeszcze  nie  zdążył  jej  tknąć,  co  widać  po  jej  zachowaniu  i  wstydzie,  który  próbuje  ukryć.  Już  teraz  sobie  wyobrażam,  jak  uczę  ją  wszystkich  sztuczek,  jak  jej  pełne  usta  zaciskają się  na  moim  penisie,  a  ja  mocno  owijam  sobie  jej  blond  kucyk wokół  dłoni  i  dociskam  do  swojego  fiuta.  Bianca,  bo  tak  ma  na imię,  a  przynajmniej  burdelmama  tak  na  nią  mówiła,  jest  ubrana tylko  w  delikatną,  białą  koszulę  nocną.  Widzę,  że  jest  jej  zimno od  rozkręconej  klimatyzacji,  jednak  nie  zamierzam  tego  zmieniać.  Od  chłodu  jej  sutki  coraz  wyraźniej  przebijają  się  przez  materiał,  co  kurewsko  mnie  nakręca.  Czeka  mnie  jeszcze  tylko  przeprawa  z  ojcem,  a  potem  będzie  cała  moja.  Nie  wiem  na  jak  długo, ale  na  jakiś  czas  na  pewno.  Muszę  wymyślić  jakąś  śpiewkę  dla ojca,  bo  to,  że  mam  ochotę  się  zabawić,  nie  usprawiedliwia  tego, że oszczędzam świadka naszych popisów strzeleckich. Coś  jednak  mnie  w  tej  dziewczynie  zadziwia.  Uspokoiła  się  i  nawet  nie  zemdlała,  gdy  przechodziliśmy  koło  trupów.  Może takie  widoki  miała  na  co  dzień,  choć  nie  sądzę,  bo  Debra  jak  mało kto  pilnowała,  żeby  było  jak  najmniej  rozlewu  krwi.  Tym  bardziej  jest  dziwne,  że  dopuściła  się  robienia  w  balona  mnie  i  mojego  ojca.  Z  nami  się  nie  zadziera,  a  jeśli  ktoś  jest  na  tyle  odważny albo  raczej  głupi,  żeby  spróbować,  to  ginie  z  takim  rozmachem, żeby  reszcie  wybić  z  głowy  takie  pomysły.  Nim  zdążymy  wrócić do  domu,  o  naszej  akcji  będzie  już  głośno.  Ciekawi  mnie  tylko, czy ojciec już wie, że oszzędziłem Biancę.
Bianca
Po  niespełna  półtorej  godziny  samochód  zatrzymuje  się  na podjeździe  przed  wielkim  domem.  Mój  oprawca  wyciąga  mnie  z  pojazdu  i  popycha  w  stronę  drzwi  wejściowych,  które  otwiera młoda  dziewczyna  w  uniformie  służącej.  Nawet  na  mnie  nie  patrzy,  jej  wzrok  jest  skierowany  w  dół,  jakby  obserwowała  własne buty.  Widocznie  mój widok  w  zakrwawionej  koszuli,  ze  skrępowanymi  rękami  i  z  zaklejonymi  ustami,  nie  robi  na  niej  żadnego wrażenia.  Pewnie w tym domu to norma. Szerokie dębowe drzwi otwierają się, a z nich wychodzi jakiś niski, ulizany mężczyzna.
–  Ettore  już  czeka  –  oznajmia  kurdupel.  Potwór,  który  mnie porwał,  ciągnie  mnie  za  sobą.  Sadza  na  krześle  na  środku  pokoju, a starszy mężczyzna stojący przy oknie odwraca się.
–  Matteo,  synu,  dobrze  cię  widzieć  –  mówi  do  porywacza,  a  potem  patrzy  na  mnie.  –  Nie  wykonałeś  zadania  do  końca.  Przeciwstawiłeś  mi  się  i  będziesz  musiał  ponieść  konsekwencje!  –  Tym razem  ton  jego  głosu  jest  surowszy.  –  Nie  wiem,  co  tobą  kierowało,  że  oszczędziłeś  tę  dziewczynę,  ale  wieść  o  tym  szybko  się rozniesie  i  będziesz  wyglądał  na  mięczaka,  a  przy  okazji  osłabisz też moją pozycję. Nie możemy sobie na to pozwolić! Przełykam  ślinę  i  nerwowo  wodzę  spojrzeniem  po  pomieszczeniu. Czuję, że to zaraz się stanie, że już po mnie.–  Ożenisz  się  z  nią.  W  świat  pójdzie  wieść,  że  cała  akcja  była po to, żebyś odbił swoją przyszłą żonę. Nie  mogę  w  to  uwierzyć.  Z  potencjalnej  ofiary  gwałtu  i  mordu  mam  stać  się  żoną  jakiegoś  popieprzonego  kolesia.  Pewnie te  role  niewiele  się  różnią.  Nie  zamierzam  brać  udziału  w  tym cyrku, pragnę umrzeć właśnie w tej chwili. Ten  cały  Ettore  podchodzi  do  mnie  bliżej  i  jednym  ruchem zrywa taśmę z mojej buzi. Odskakuje jak oparzony.–  Vittoria!  –  krzyczy  i  robi  się  blady  jak  ściana.  Wszyscy  obecni spoglądają  raz  na  niego,  raz  na  mnie.  –  To  niemożliwe.  –  Sapie, jakby  miał  zaraz  zejść  z  tego  świata.  Kroczy  do  barku  stojącego pod  oknem  i  nalewa  sobie  szkockiej,  po  czym  wypija  szybko  całą zawartość. – Jak masz na imię? – pyta już nieco spokojniej.
–  Bianca – mamroczę zdezorientowana.
–  Ile masz lat?
–  Osiemnaście,  ale  jak  się  domyślam,  następnych  urodzin  nie dożyję.  –  Staruch  unosi  lekko  kąciki  ust,  jakby  zrozumiał  mój sarkazm.
–  Czy  twoja  matka  miała  na  imię  Vittoria?  –  drąży,  a  ja  nie rozumiem, o co mu chodzi.
–  Nie, Irina. Chwilę  zastanawia  się  nad  moją  odpowiedzią.  Zbliża  się  do regału  i  zdejmuje  z  niego  album.  Przerzuca  jego  strony,  a  następnie  zatrzymuje  się  dłużej  na  jednej  z  nich.  Wyjmuje  jakieś  zdjęcie i znowu staje przy mnie.
–  Czy  rozpoznajesz  tę  kobietę?  –  Na  widok  osoby  z  fotograf ii  zamieram.  To  moja  matka  w  towarzystwie  dwóch  mężczyzn i  kobiety.  Pierwszy  raz  w  życiu  odczuwam  tęsknotę.  Gdyby  tu była,  nie  dopuściłaby  do  tego  wszystkiego.  Nigdy  nie  rozumiałam,  dlaczego  postanowiła  ze  sobą  skończyć,  zostawiając  mnie na  tym  moście  zdaną  na  siebie. 
–  Domyślam  się,  że  to  twoja mama.  –  Nie  odpowiadam.  Nie  mogę,  bo  w  gardle  czuję  wielką gulę.  –  Maleńka  zmiana  planów.  –  Odwraca  się  do  syna  z  wielkim  uśmiechem  na  twarzy.  – Poślubisz  tę  dziewczynę,  ale  nie  za karę, tylko w nagrodę. Porywacz  stoi  dwa  kroki  ode  mnie;  widać,  że  jest  usatysfakcjonowany  obrotem  spraw.  Podchodzi  do  sofy  i  kładzie  na  niej  marynarkę,  którą  zsunął  zaraz  po  wejściu  do  gabinetu.  Biała  koszula opinająca  jego  potężne  ciało  jest  obryzgana  krwią  i  nikomu  to  nie przeszkadza.  Patrzy  na  mnie  pożądliwym  wzrokiem,  a  kąciki  ust unoszą mu się w uśmiechu pełnym satysfakcji i zadowolenia. –  Urbano,  wiesz,  co  robić!  –  zwraca  się  Ettore  do  swojego  niskiego  przydupasa,  a  ten  bierze  telefon  i  odsuwa  się  tak,  żeby  nie można było nic usłyszeć. Nie  rozumiem,  co  się  tu  dzieje,  co  to  za  zamieszanie  z  moją matką?  Co  jej  zdjęcie  robi  w  tym  albumie?  Kurdupel  kończy  rozmowę i tylko kiwa głową w stronę szefa. –  Katalina!  –  krzyczy  stary  i  w  jednej  sekundzie  w  drzwiach pojawia  się  ta  sama  dziewczyna,  która  otwierała  nam  główne drzwi.  –  Wykąp  Biancę  i  znajdź  jej  jakieś  ubrania,  a  potem  wezwij  lekarza.  Musimy  się  upewnić,  że  nic  jej  nie  jest  i  sprawdzić, czy nie jest w ciąży.
–  Nie  jestem!  I  nie  dam  się  nikomu  tknąć,  prędzej  umrę!  –  wycedzam  przez  zaciśnięte  zęby,  a  na  twarzy  starucha  pojawia  się konsternacja.
–  Przecież mój syn zabrał cię z burdelu, więc jak to możliwe? –  Debra  nie  pozwoliła  się  nikomu  do  mnie  zbliżyć.  –  Zaczynam  łkać,  uświadamiając  sobie,  że  na  pewno  niedługo  by  się  to zmieniło.  Nie  mogę  uwierzyć  w  tę  irracjonalną  sytuację:  rozmawiam  z  obcym  facetem  o  moim  dziewictwie,  w  dodatku  przy innych obcych mi ludziach. Mężczyzna  wyjmuje  nóż  z  pochwy  przypiętej  do  spodni  i  przecina  sznurki  na  moich  nadgarstkach.  Kręci  głową  na  widok różowych śladów po krępacji.
–  Matteo,  nie  dotkniesz  dziewczyny  aż  do  waszego  ślubu.  Rozumiemy  się?  –  Zerkam  w  stronę  mojego  porywacza  i  uświadamiam  sobie,  że  ten  gnój  nie  zrobi  nic  wbrew  woli  ojca.  Dziwnym trafem  Ettore  nie  chce  mojej  krzywdy,  przynajmniej  na  razie.  Ma ku  temu  jakieś  powody,  z  którymi  związana  jest  moja  matka  i ktoś, do kogo dzwonił kurdupel Urbano.
Katalina  zaprowadza  mnie  na  pierwsze  piętro.  Otwiera  drzwi do jakiegoś pokoju i prosi, żebym weszła do środka.
–  To  sypialnia  dla  gości  –  oznajmia.  Przekraczam  próg  i  rozglądam  się  dookoła;  jest  jasno  i  przestronnie,  a  ogromne  łóżko  zachęca  do  rzucenia  się  na  nie  i  ukrycia  przed  całym  światem.  Gosposia wskazuje  wejście  od  łazienki  i  cichutkim  głosikiem  prosi,  żebym się  wykąpała.  –  Przyniosę  ci  jakieś  ubrania  –  oświadcza  i  znika  za drzwiami.  Zdejmuję  z  siebie  zakrwawioną  koszulę  i  wchodzę  pod prysznic.  Woda  przyjemnie  ścieka  po  moim  ciele,  a  ja  pozwalam, żeby  w  tym  momencie  wszystkie  troski  zniknęły.  Nie  wiem,  ile czasu  minęło,  ale  Katalina  zaczyna  dobijać  się  do  drzwi.  Owijam się  ręcznikiem  i  wychodzę  z  łazienki.  Dziewczyna  przygląda  mi się,  jakby  chciała  się  upewnić,  że  jeszcze  żyję.  Nawet  przez  moment  nie  przyszło  mi  do  głowy,  żeby  ze  sobą  skończyć.  Nie  chcę takiej śmierci, jaką zapewniła sobie moja matka.–  Proszę,  załóż  to.  –  Katalina  podaje  mi  krótkie  spodenki  i  koszulkę.  –  Kilka  ubrań  włożyłam  do  szafy,  gdybyś  potrzebowała czegoś  jeszcze.  I  proszę,  zjedz  coś.  –  Wskazuje  na  tacę  zapełnioną smakołykami.  Na  pewno  nie  dam  rady  niczego  przełknąć,  nie  po tym, co dziś zobaczyłam i czego doświadczyłam.
–  Wiesz  może,  co  się  tu  wyrabia?  Kim  w  ogóle  są  ci  ludzie?  – pytam z nadzieją, że cokolwiek uda mi się z niej wydusić.
–  To  mafia  –  mówi  cicho  i  ciągnie  mnie  za  rękę  w  kierunku łóżka.  –  Tylko  błagam,  nie  wydaj  mnie,  że  cokolwiek  ci  powiedziałam. Na znak zgody kiwam głową.–  Ettore  Castelli  to  capo  di  tutti  capi,  czyli  szef  wszystkich  szefów.  Urbano  to  jego  consigliere,  tak  zwana  prawa  ręka  szefa.  Matteo  jest  synem  capo  i  jeśli  dobrze  pójdzie,  to  zajmie  miejsce  ojca po jego śmierci.
–  Jeśli  dobrze  pójdzie?  Myślałam,  że  w  mafii  dziedziczy  się stanowisko z pokolenia na pokolenie?
–  Niby  tak  jest,  ale  patrząc  na  narwany  charakter  młodego, albo  tego  nie  dożyje,  albo  gdy  tylko  zostanie  capo,  inni  będą chcieli  go  obalić.  Muszę  już  iść,  odpocznij,  a  ja  spróbuję  się  czegoś  dowiedzieć  w  twojej  sprawie  i  przyjdę  rano.  Porozmawiamy przy  śniadaniu.  –  Katalina  wstaje  z  łóżka,  po  czym  wychodzi  z  pokoju,  zamykając  drzwi  na  klucz.  Chyba  się  boją,  że  ucieknę  i pewnie bym tak zrobiła, lecz nie mam dokąd. Spoglądam  na  tacę  wypełnioną  jedzeniem,  ale  nie  mam  ochoty  nic  zjeść.  Kładę  się  i  zamykam  oczy.  Widzę  obraz  matki;  dopiero  jej  zdjęcie  wywołało  wspomnienie  tamtego  dnia,  gdy  popełniła  samobójstwo.  Muszę  się  dowiedzieć,  jaki  miała  związek z tymi ludźmi. Nie  wiem,  kiedy  zmorzył  mnie  sen,  jednak  nie  trwał  on  zbyt długo,  bo  dalej  czuję  okropne  zmęczenie.  Jak  przez  mgłę  dostrzegam  postać  siedzącą  w  fotelu  pod  oknem  –  chyba  mam  zwidy albo jeszcze śnię. Ponownie zamykam oczy i odpływam.

Mroczni mężczyźni # 1 Matteo WydanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz