𝑅𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎𝑙 1

158 9 3
                                    

Mój błogi sen przerwał ukochany budzik. Niechętnie wyjęłam ręce spod ciepłej koldry i wyłączyłam dzwoniące dalej urządzenie. Po chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i lekko obróciłam się w bok, aby po chwili już poczuc dreszcze na mojej skórze przez spotkanie moich stop z zimnym parkietem. Na nogi zarzuciłam różowe kapcie. Zeszłam z swojego pięta i udałam się do kuchni za zapachem który wydobywał się z kuchni
- Dzień dobry - przywitałam się z moją rodzicielka która właśnie robiła naleśniki - o której przyjdzie Magda? - zapytałam a na imię wymówione przeze mnie odwróciła się i popatrzyła pierwszy raz od początku  dnia na mnie
- A no tak. Dzis ten przeklęty żużel! - powiedziała wywracając oczami. Od kad jeżdżę z moją przyjaciółkach w pobliskim lesie na motorach przeszkadza jej moja pasja dlatego też pogorszyły się nam odrobinkę relacje. Nie żeby jakoś to zepsuło ze nie odzywamy się lecz po prostu moja mama ciągle narzuca mi że jestem zbyt nieodpowiedzialna. - przed 12 ma być - powiedziała szybko i odwróciła się aby nie spalić dania które tak długo przygotowywała. Odczekałam chwilkę żeby podała na stół talerz i zaczęłyśmy jeść w ciszy i spokoju
- Witam moja kochana rodzinkę! - w progu stanął mój tata. Odpowiedziałam mu, uśmiechem na twarzy przegryzając już końcówkę swojego naleśnika. Odeszłam od stołu nie pozostawiając już ani jednego okruszka na talerzu który natychmiast wrzuciłam do zmywarki i w szybkim tempem zaczęłam wybierać ciuchy na dzisiejszy mecz. Koszulka klubowa oraz czarne jeansy sprawdza się idealnie jeżeli chodzi o dzisiejsza pogodę. Nad Lesznem przeszła ogromną burza ale to nie zniszczy tego że dziś jest wyczekiwana inauguracja sezonu. Namierzyłam wzrokiem drzwi do swojej toalety i weszłam tam aby zrobić codzienne czynności. Wreszcie umyta ubrana uczesana ostatni raz spojrzałam w lustro. Niebieskooka długowłosa blondynka o niskim wzroście  wpatrywała się we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i zeszłam na dół otworzyc swojej przyjaciółce drzwi.
- Hejka! - przywitałam się z nią przytulasem i weszłam za nią do domu
-Gotowa? - powiedziała podekscytowana - nie zapominaj kto dziś przyjeżdża - no tak bym zapomniała. Unia Leszno inauguruje dziś sezon z vicemistrzami nijakimi Spartanami z Wrocławia. Nie cierpię tej drużyny a szczególnie kapitana. Macieja Janowskiego. Od początku kiedy już wiem o jego istnieniu nie lubię go. Nie umiem podać powodu. Nawet gdy wiem że to przyjaciel Piotrka którego uwielbiam. Magda za to na odwrót. Nigdy nie powie za co nie lubi zuzlowca Leszczyńskich byków. Ale no cóż.
-Tak tak ale wiesz ze jakoś nie kręci mnie to że będziemy musiały po meczu czekać na tego lalusia. - powiedziałam na co dostałam po głowie - jesus wiesz o tym że go nie lubię. Ale no tak poczekam na niego z tobą. - powiedziałam dla sprostowania sytuacji wymijając ją w przejściu do kuchni.
*𝑆𝑘𝑖𝑝 𝑇𝑖𝑚𝑒*
Szukałam jednego wolnego miejsca na parkingu aby bezpiecznie jednak niedaleko stadionu wysiąść i zostawić auto. Wysiadłyśmy i kierowałyśmy się w Stone kasy biletowej kiedy przez bramki zaczęły wyjeżdżać busy zawodników. Od dziecka radował mnie ten widok. Cieszyłam się gdy mogłam popatrzeć na busy które zaraz będą już puste. Zakupiłam wejściówki i podałam je ochronie która otworzyła nam bramki. Oczywiście wybrałyśmy nasze kochane miejsca na pierwszym, wirazu i tam oto zasiadłyśmy jednocześnie podglądając zawodników.
*𝑆𝑘𝑖𝑝 𝑇𝑖𝑚𝑒*
Prowadziliśmy już dość duża ilością punktów. Bieg piętnasty. Nie trzeba było czekać długo na start tego finałowego biegu. Hałas gwizdy szczęścia i szaliki uniesione w górę. Co jakiś czas cicho przeklinając pod nosem gdy to właśnie nasz zawodnik, zostaje wyminiety przez Spartanina. Czwarte okrążenie w duchu zapewnione mamy już zwycięstwo 5-1. Zdziwiło mnie to gdy na ostatnich metrach zawodnik znajdujący się na trzeciej pozycji wyminął naszego byka. 4-2 zapewnia nam też dość duża przewagę punktową. Zostałyśmy do samego końca. Gdy to speaker krzyczał jeszcze i okna naszej, zwycięskiej drużyny my krzyczeliśmy nazwiska. To było coś co kocham nie licząc szybkiej jazdy adrenaliny i tego co się zaraz wydarzy. Uwinelysmy się szybko z naszego dotychczasowego miejsca pod parkz nadzieją ze wrocławska gwiazda jeszcze nie wyszła.
- Rozchmurz się juz. To tylko Magic. - brunetka przewróciła oczami, widząc moja mi która nie należała do najszczęśliwszych. Gdy tylko zobaczyłam tłum idący w stronę bruneta odsunęłam się lekko mówiąc jej że czekam gdzieś niedaleko. Ona i tak, pewnie tego nie słyszała bo była zbyt zajęta przeciskiwaniem się do jej idola. Wyciągnęłam telefon czując nagle wibracje w kieszeni. Aplikacja PGE Ekstraligii dała o sobie znac. Schowałam telefon widząc moja przyjaciółkę już szczęśliwa że zrobiła sobie fotke z zuzlowcem. Przeszłyśmy już cały stadion od pierwszego łuku po nasze miejsce parkingowe. Niestety ale ja zawsze mogę wybrać źle miejsce bo ciągle wybieram miejsce dalej niż bramki stadionu. Ale cóż za głupotę się płaci. Wsadziłam kluczyk do stacyjki i go przekręciłam. Spojrzałam w lusterka aby nikogo nie przejechać gdy będę wycofywac i ruszyłyśmy wprost do mojego domu. Po drodze nie zamieniłyśmy ani jednego słowa. Panowala cisza. Aż byłam w szoku zawsze włączał nam się talent wokalny jednak każda z nas była pogrążona w własnych myslach
-Przekonam cię do Janowskiego - niemal krzyknęła wybijając mnie z moich myśli. Spojrzałam na nią jak na idiotke. Ehh próbowała za dużo razy. Ile to nie wymyśliła dla mnie sposobu aby jakoś przekonać mnie do wspomnianego wczesniej zuzlowca. - no co? Spróbować zawsze można - powiedziała stanowczo na co się zaśmiałam
- Przypomnij sobie ile razy, próbowałaś - udałam że się zamyśliłam - że 100 już - zaśmiałam się i obróciłam się w stronę szyby. Ciekawie by było jakbym jednak zapoznała się z chłopakami i przekonała się do tego głupiego Janowskiego? No nie wiem jakoś nie chce mi się w to wierzyc. No ale cóż. Po 30 minutowej jeździe spod stadionu do mojego cieplutkiego domku.
- Czesc! - krzyknęłam na cały dom nie słysząc odpowiedzi ale po jakiś 5 minutach odpowiedziała mi moja mama szybkim "𝐂𝐳𝐞𝐬𝐜" i wróciła do robienia tego co robiła. Mojego taty nie było bo wyjechał w delegacje. Weszłam na górę do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi na klucz. Włączyłam na laptopie moja ulubiona play listę Disneya i rozpoczęłam sprzątanie swojej szafy.
                         

𝑴𝒊𝒎𝒐 𝒘𝒔𝒛𝒚𝒔𝒕𝒌𝒐~ 𝑴𝒂𝒄𝒊𝒆𝒋 𝑱𝒂𝒏𝒐𝒘𝒔𝒌𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz