Rozdział 15

67 11 1
                                    

Zbliżała się pierwsza grupa zwiadowcza. Szybko pobiegliśmy z Haruką na swoję stanowiska. Były to trzy samochody wosjkowe, a w każdym znich było z pięciu żołnierzy. Kierowali się do jednej z południowych uliczek, w której także były umieszczone bomby. Jeszcze tylko 10 metrów... 8... 5... 4...2...1 i Buuuum!!! Zasadzka się udała. Teraz my wkraczamy do akcji. Zbiegłem szybko na dół i wskoczyłem w chmure kurzu, która utworzyła się po wybuchu. Żołnierze byli zdeziorientowani i nie wiedzieli co się dzieje, więc szybko z zaskoczenia załatwiłem każdego z nich. Kilku zdołało się ocknąć, ale było już za późno na jakiekolwiek działania. Dwóch z nich celowało do mnie z pistoletów, ale zanim zdążyli pociągnąć za spust ja rzuciłem w nich po jednym z moich noży. Zauważyłem, że dwa auta nie dały się złapać w pułapkę i zawracają, ale nimi ma się zająć Haruka. Mi w tym czasie zostało do załątwienia jeszcze z 5 strażników. Usłyszałem pierwsze ślepe strzały w moją stronę. Dorwałem jedną z broni zabitych kolesi i szybko schowałem się w samochodzie. Pył powoli opadał i zaczęła poprawiać się widoczność. Dwóch z  nich powoli zbliżało się do wozu, w którym siedziałem poczekałem tylko na odpowiedni moment i wystrzeliłem do nich z ukrycia. Padli martwi na ziemie. Została jeszcze trójka, tylko nie wiem gdzie się schowali. wyszedłem ostrożnie z auta i rozejrzałem się dookoła. Ani żywej duszy. W dali usłyszałem donośny huk, to musiał był Haruka. Pewnie załatwił resztę. Pobiegłem poszukać tych uciekinierów. Biegałem zjednej do drugiej uliczki, ale nikogo nie widziałem. 

- Kurwa, gdzie oni są?!?

Nagle usłyszałem za sobą jakiś hałas. Odwróciłem się , żeby zobaczyć co sie dzieję. Jedynie co zdążyłem zobaczyć to jak ktoś ogłusza mnie waląc czymś w głowę. Straciłem przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Rin? Odezwij się Rin!!!! Odbiór.

Nic. Cisza. Nikt sie nie odzywał. Kurdę coś musiało się stać.

- Yui słyszysz mnie. Odbiór.

- Słyszę cię Haruka. Co się stało?Odbiór.

- Nie wiem. Rin wogóle nie odpowiada. Jak wróciłem do miasta to zastałem tylko pobojowisko, ale jego nigdzie nie było. Odbiór.

- Spróbuję się z nim skontaktować. Narazie jeśli skończyłeś to wracaj do Luloth. Odbiór.

- Dobra. Oby nic mu się nie stało. Bez odbioru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziło mnie jasne światło. Byłem związany za ręce do sufitu. Nie mogłem się ruszyć. Znajdowałem się w bałym pokoju. Bez mebli, okien i drzwi. Głowa nadal strasznie mnie bolała. Kiedy odzyskałem juz pełną świadomość sytuacji nieźle się wkurwiłem.

- Co jest grane?!?!?!? Wypuśćcie mnie stąd!!!! 

Próbowałem się jakoś uwolnić, ale węzły były za mocne. Starłem się rozbujać, ale to też na nic. Nogi też miałem przywiązane do podłogi.

- Szlak!! Niech ktoś tu przyjdzię!!! Rządam rozmowy!! Wyjaśnień!

- Spokojnie Rin. Nie masz powodu, żeby się złościć.

Dobrze znałem ten głos wydobywający się z głośników. Nie minęła nawet chwila, kiedy do pokoju wszedł mój, jak zawsze dumny, pierdolony ojczulek.

- Witaj synu. Miło cię znów widzieć.

- Szkoda bo ja się nie cieszę na widok twojego ryja!

- Z takim słownictwem do człowieka, który cię począł? Oj nie ładnie.

- Począł?! To chyba musiała być pomyłka. Nie uważam cię za swojego ojca.

- Pewnie poczucie humoru odziedziczyłeś po matce, co? Ona też lubiła żartować.

Nieznajomy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz