3.

102 3 0
                                    


Hope's POV

Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które próbowały przedostać się przez rolety. Podniosłam się, ale nie wstawałam z łóżka. Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam która godzina. 6:32.. Okey...  Wypuściłam głośno powietrze z ust.

- Hmm.. Nie ma co robić, to może se pobiegam ? - a potem wybuchłam śmiechem. Ja i bieganie ?! W sumie to mi się przyda, bo gruba jestem.. Na prawdę.! Normalnie, to dziewczyny w moim wieku maja piękne brzuchy, a ja ? Ehh.. Szkoda słów.. Na prawdę jestem gruba.. Na samą myśl, posmutniałam.. Ale dobra, pieprzyć to.! Zaspana poszłam do toalety, wzięłam prysznic, a potem wróciłam z powrotem do siebie. Podeszłam do szafy, i wybrałam komplet (czerwona koszula w kratę, jasnoniebieskie jeansy, biała bandana i jasnoniebieskie Vans'y). Wróciłam się do łazienki i podłączyłam lokówkę do prądu, po czym skorzystałam z toalety. Przejrzałam się w lustrze i zaczęłam kręcić loczki. Po skończeniu odłączyłam ją z prądu i zawiązałam bandanę wokół głowy, po czym zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, gdzie, na szczęście, mojej mamuśki jeszcze nie było. W ogóle po co ja ubrałam jeansy i koszulę ?! Przecież miała biegać.. Ugh.. Pobiegłam szybko przebrać się w szary dres, zgarnęłam jabłko ze stołu i wyszłam. Na szczęście wzięłam telefon. Biegłam w stronę centrum, chyba. Postanowiłam skrócić sobie drogę, więc biegłam przez park. Po godzinie biegu usiadłam na duży korzeń drzewa i oparłam się i pień. Wcześniej kupiłam sobie wodę, więc upiłam duży, bardzo duży łyk. Odsapnęłam chwilę i wytarłam pot z czoła. Spojrzałam na godzinę, 8:03. Muszę przyzwyczaić płuca do biegania. Wiecie.. Nowe miasto, ludzie, postanowienia, szkoła.. Właśnie, szkoła. Ciekawe jak to będzie. Pewnie będą jakieś dziunie. Ugh.. Wiecie, szkolna elita. Cheerleaderki pewnie to takie dziunie, o których już wspominałam, mające najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole, którzy poniżają innych. Tych nowych... Takich jak ja.. No cóż.! Nic na to nie poradzę. Wcześniej też mnie gnębili, i jakoś sobie z tym poradziłam, więc teraz też nie powinno być źle. Znaczy się na początku będzie źle, zawsze jest. Ale później powinno unormować. Mam tylko nadzieję, że jak już się z kimś zaprzyjaźnię, w co wątpię, to nie będziemy musieli się znów przeprowadzać. Dobra, mniejsza. Może, już jest 8:23. Myślałam o tym 20 minut? Okay.. Czas wracać do domu, wymyć się, bo śmierdzę niemiłosiernie, i trzeba wziąć od mamy adres do rodziców Charline. W końcu to samobójstwo.. I znów te wspomnienia..

- Wspomnienia zabijają.. - szepnęłam sama do siebie.

- Zależy jakie - usłyszałam męski głos, już mi znany. Harry. Wywróciłam oczami, wzięłam głęboki, szybki wydech i odwróciłam się do niego. Spotkałam się z tym jego głupim, szczerym uśmiechem.

- Biegasz ? - zapytał. Nie no co ty, ubrałam sobie strój do biegania, bo idę do biblioteki pogłaskać jednorożca..

- No raczej nie inaczej. - powiedziałam, włożyłam słuchawki do uszu i postanowiłam odbiec. Biegłam powoli, bo za bardzo mi się nie spieszyło.

Wróciłam do domu.

~~~

Umyta, przebrana i najedzona ubrałam płaszczyk, buty, zwinęłam torebkę z szafki i wyszłam. Mamy nie ma ? Dziwne. Wróciłam się, wzięłam klucze z blatu kuchennego i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Ta.. Po chuju do raju.. Nie mam adresu..

- Kurwa mać.! - krzyknęłam. Zauważyłam, że jakaś babka się na mnie patrzy. Miała jakiś tandetny sweterek, dresy, okulary,.. Typowa mocherka. Jeszcze ma psa. York. Szczurek, tak też można.

- Fajny szczur - uśmiechnęłam się złośliwie.

- To nie jest szczur.! Kto cię wychował ?!

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz