Pierwszy dzień ferii zapowiadał się zaskakująco spokojnie. Alice siedziała w bibliotece czytając opasłe tomiszcze o starożytnych dialektach. Kończyła właśnie rozdział o mowie rdzennych mieszkańców Pirenejów, kiedy głos Idalii sprawił, że podskoczyła.
-Akuku!- Pisnęła prosto do ucha czytającej przyjaciółki.
-Matko jedyna! Dostanę przez ciebie zawału!- Powiedziała Alice upuszczając książkę, która z hukiem uderzyła o drewnianą podłogę. To zwróciło na dziewczyny uwagę bibliotekarki, która rzuciła im groźne spojrzenie.
-Wybacz.- Szepnęła Idalia i wyciągnęła koleżankę z biblioteki.
-Gdzie mnie ciągniesz? Nadrabiałam właśnie starożytne dialekty!- Bulwersowała się Alice.
-Spokojnie, mogę ci potem pomóc z tym paskudztwem. Musimy iść, wymyśliliśmy z Cyrusem jak załatwić Zeda tak, jak on załatwił nas tą szklarnią.- Idalia była podekscytowana jak rzadko kiedy, a to szybko udzieliło się Alice. Dziewczyny zbiegły po schodach i przemknęły przez skrzydło szpitalne w którym znajdowało się wejście do ich „dormitorium". Na całe dormitorium składały się trzy pomieszczenia pod schodami pobliskiej wieży, które tak naprawdę były starą, wyłączoną już z użytku salą szpitalną podzieloną na trzy pomieszczenia. Drzwi do ich dormitorium były dobrze ukryte za jedną z plansz medycznych wiszących w gabinecie pani Pots. Dziewczęta z wprawą odgięły planszę z obrysem nerki i wślizgnęły się do pierwszego z pomieszczeń. Była to część wspólna ich domu, czyli mały salonik z sofą, puchatym dywanem, którego pochodzenie Idalia określiła „tym nadętym Gryfonom nie będzie już potrzebny", kilkoma lampami i starym fotelem, który podarowała im pani Pots kilka lat temu, gdy w końcu doprosiła się renowacji swojego gabinetu. Jako jedyny dom w Hogwarcie nie mieli w salonie kominka, jednak rekompensowali to sobie stosem niedymiących świec ustawionym pod ścianą naprzeciwko sofy.
-No nareszcie.-Powiedział Cyrus montując stelaż kociołka nad świecami.
-Musiałam ją znaleźć, to nie takie łatwe w tak dużym zamku.- Odparła Idalia i przysiadła się razem z Alice do Cyrusa na dywanie.
-Więc? Co wymyśliliście?- Zapytała Alice.
-Stwierdziłem, że najłatwiej będzie Zedowi wcisnąć bajkę o eliksirze szczęścia i w zamian podać mu jakąś uroczą klątewkę z przepiśnika Idalii.- Powiedział Cyrus.
-Doskonale! Wybraliście już którą?- Zapytała Alice.
-Nie, stwierdziliśmy, że potrzebujemy całej naszej trójki, żeby podjąć decyzję. Pozwoliłam sobie jednak wybrać kilka opcji, które wam zaproponuję.- Powiedziała Idalia i wzięła przepchany notes, który leżał na fotelu. Otworzyła go na pierwszej zakładce.
-Oto Smoła. Przejrzysty napar z kilku ziół, który powoduje pokrzywkę, wysypkę, i potworną zgagę.- Powiedziała Idalia.- Aktualnie posiadam większość składników, oprócz pokrzyw czarnych, które musielibyśmy przynieść z zakazanego lasu, albo rąbnąć ze składziku, co aktualnie jest raczej średnio wykonalne. Następny kandydat to Tojad.-Powiedziała Id przewracając kilka kartek. – powoduje owrzodzenie odbytu, wymioty i biegunkę. Mój absolutny faworyt. Posiadamy wszystkie składniki, więc moglibyśmy zacząć od razu. Ostatnią miksturą jaką jesteśmy w stanie przygotować od ręki jest Śluzawiec. Poza dolegliwościami pokarmowymi, czyli wzdęciami, powoduje też wypadanie włosów. To który byście chcieli?
-Tojad jest chyba najbardziej złośliwą miksturą z czterech składników, jaką widziałam.-Powiedziała Alice wertując notes Idalii.
-Więc chyba się zgadzamy.- Powiedział Cyrus zacierając ręce.
-A więc Tojad.- Powiedziała Idalia.- Cyrus odpalaj świeczki. Ja idę po składniki.- Powiedziała Idalia wstając.
Weszła do pokoju, który stanowił sypialnię jej i Alice. W pokoju stały dwa, dosyć małe łóżka oparte o wspólny zagłówek przykręcony do ściany. Łóżka były rozdzielone dwoma stoliczkami nocnymi. Dziewczyny podzieliły swój pokój ładnym dywanem, który Alice przywiozła z domu. Po stronie Idalii stało całkiem duże biurko, kredens z przeszkloną witryną i komoda. W kredensie Idalia trzymała wszystko, co tylko miało związek z ważeniem eliksirów, które były zdecydowaną pasją Idalii. Po stronie Alice stała taka sama komoda, małe biureczko a zaraz obok niego był przykręcony drążek do ćwiczeń tanecznych, które zajmowały Alice całe godziny. Pokój był mały. Miał tylko jedno okno, więc był też dość ciemny, ale za to był bardzo wysoki. Pomieszczenie ściśle przylegało do klatki schodowej wieży, więc to właśnie spód schodów stanowił jego strop. Gdy spojrzało się w górę oczom ukazywała się najbardziej osobliwa część wyposażenia pokoju młodych czarownic. Każdy stopień tworzący strop pokoju był wydrążony tworząc półkę. Tym oto sposobem każdy z 97 stopni miał wydrążone miejsce na książki i różne bibeloty, których dziewczyny miały naprawdę mnóstwo. Kiedy weszło się do tego pomieszczenia ciężko było uwierzyć, że pomieścił on tyle mebli, jednak obecny ich układ wymagał od dziewczyn wielu starań i przemeblowań.
Idalia otworzyła swój kredens, w którym miała upchane mnóstwo pudeł, pudełek i innych pojemników. Wygrzebała trzy fiolki smoczej krwi, słoiczek ze złotym proszkiem oraz dwie papierowe torebki opisane łacińskimi nazwami ziół, które zawierały. Wzięła też moździerz i zaniosła to wszystko do salonu. Wróciła się jeszcze po szklaną butelkę wody z lawendą.
-Dobra, zaczynamy.- Powiedziała Idalia związując fioletowe włosy w niedbały koczek. Jej przyjaciele lubili patrzeć jak pracuje. Pieczołowicie utarła zioła w moździerzu i dolała kilka kropli smoczej krwi, aby całość nabrała konsystencji pasty. Odłożyła moździerz i wlała do malutkiego kociołka miarkę wody lawendowej i zawiesiła go nad rozpalonymi świecami. Poczekali cierpliwie, aż woda zacznie wrzeć. W tedy wrzuciła do gotującej się wody cały słoiczek złotego pyłku i mieszała, żeby składniki się połączyły. Po zgęstnieniu Idalia dolała wody i do mieszaniny wlała pozostałą w fiolkach smoczą krew. W końcu dodała do kociołka pastę z moździerza i mieszała całość, aż można było zostawić kociołek do odparowania. Cała rójka patrzyła na bulgoczącą breję, której ubywało w zaskakującym tempie. Po zaledwie kwadransie na dnie kociołka zostały góra dwie łyżki gęstej pasty. Idalia zdjęła ostrożnie kociołek ze stelaża i cała trójka przeniosła się do pokoju dziewczyn. Alice usiadła na swoim łóżku, a Cyrus rozłożył się na miękkim dywanie. Idalia odstawiła kociołek na swoje biurko i otworzyła wielki kredens, który skrywał nieskończenie wiele dziwnych przedmiotów. Z tylko sobie znanego miejsca wyciągnęła sporą metalową tackę i rulon papieru do pieczenia, który podarowała jej Alice. Dziewczyna zgrabnie odcięła kawałek brązowego papieru i rozłożyła go na tacce. Potem z szuflady biurka wyjęła zestaw metalowych miarek zawieszonych na dużym kółku. Zaczęła dobierać odpowiednią miarkę mrucząc pod nosem coś, z czego jej przyjaciele zrozumieli, że na razie nie chce nikogo zamordować. W końcu wybrała jedną z mniejszych miarek i zaczęła rozkładać pastę z kociołka na tackę tworząc pastylki wielkości tabletek aspiryny.
-No, to teraz musimy odczekać kilka godzin, aż wyschną i się odpowiednio utlenią. Myślę, że jutro na śniadaniu możemy z powodzeniem otruć tego debila, no, najpóźniej podczas obiadu. Tak czy siak, pozostaje nam czekać.- Oznajmiła w końcu Idalia.
-Wciąż nie rozumiem jak ty to robisz. Jestem tak samo dobra z eliksirów jak ty, ale nie wpadłabym na tyle sposobów, żeby truć ludzi.- Zaśmiała się Alice. Idalia uśmiechnęła się.- Ja po prostu umiem gotować.- Odpowiedziała zabierając się do ugniatania czegoś w moździerzu.
CZYTASZ
Biały Dom Merlina
FanfictionHogwart to niezwykłe miejsce, a życie w nim stanęło do góry nogami, gdy 7 lat temu w jego mury przyjęto trójkę dzieci na tyle niezwykłych, aby nie dało się ich przydzielić do żadnego domu. Niedopasowani nigdzie indziej postanowili stworzyć rodzinę...