00.

6 0 0
                                    

- Zdecydowanie powinnaś kupić tą różową suknię, wyglądasz w niej wspaniale!
- No nie wiem, różowy to chyba nie mój kolor - odpowiedziałam, patrząc sceptycznie na swoje odbicie w lustrze. Warstwy tiulu przylegały do mojego ciała, tworząc suknię w kształcie litery „a", ramiona miałam całe odkryte, a moje piersi wręcz wylewały się z obcisłego dekoltu w szpic.
- Plus to raczej nie jest odpowiedni ubiór na bal szkolny - dodałam, dotykając dłonią odkrytych obojczyków. Usłyszałam głośne westchnięcie i odwróciłam się w stronę Odette, mojej przyjaciółki, która siedziała na szarej sofie na przeciwko mnie i patrzyła na mnie z politowaniem. Jej rude włosy spięte były w niechlujnego koka, a zielone oczy w kształcie migdałów podkreślone były czarnymi kreskami na powiekach. Wąskie usta miała zaciśnięte, przez co jej kości policzkowe nie były tak mocno uwydatnione, jak zwykle. Wstała gwałtownie, a zapach jej kwiatowych perfum uderzył mnie w nos, którymi mimowolnie się zaciągnęłam.
- To nasz ostatni bal w czasach szkoły, kto by się przejmował dekoltem! Zresztą widziałaś sukienkę Nadine? - odparła wyraźnie zirytowana, podchodząc bliżej i dotknęła mojej sukni z wyraźnym zachwytem.
Wywróciłam oczami na jej słowa, przywołując w pamięci zdjęcie Nad, blondwłosej dziewczyny z naszej szkoły, która zawsze wybierała jak najbardziej odkrywające ciało ubrania, co szczerze mi nie przeszkadzało, bo to nie była moja sprawa, co kto nosi, ale nie miałam zamiaru sama decydować się na coś, w czym czułam się niekomfortowo, tylko dlatego, że ktoś inny wybrał takie rozwiązanie.
- Widziałam, i wygląda pięknie, ale ona to ona a ja to ja i nie czuje się zbyt dobrze w takim czymś - wymamrotałam, sięgając po suwak z zamiarem zdjęcia kreacji. Rudowłosa usiadła ponownie i chwyciła telefon w dłoń, nie patrząc na mnie.
- Jak uważasz - rzuciła wyraźnie zawiedziona, na co ja wzruszyłam ramionami. To ja miałam czuć się dobrze, a nie ona a odkrywanie za bardzo swojego ciała na widok publiczny to nie było coś, co chciałabym zrobić. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze w tym różowym chaosie i bez żalu rozsunęłam zamek. Miałam jeszcze trochę czasu, z pewnością uda mi się znaleźć coś idealnego na bal.

- To co, idziemy do Starbucksa? - spytała Odette, gdy w końcu po trzech godzinach opuściłyśmy butik. Ona sama miała szczęście i zdecydowała się na zieloną, satynową suknię bez żadnych ozdób, która była mocno obcisła i idealnie podkreślała jej figurę i moja przyjaciółka wyglądała w niej po prostu obłędnie. Zawsze zazdrościłam jej wąskiej talii, szerokich bioder oraz pełnych piersi, bo we wszystkim wyglądała cudownie, podczas gdy ja biust miałam tylko wtedy, gdy założyłam coś o wiele na mnie za małego, biodra niby były, ale wąskie, jedynie talią mogłam się pochwalić, bo była ładnie zarysowana. Kiedy wiele dziewczyn narzekało, ze chciałoby schudnąć, ja zdecydowanie marzyłam o tym, by przytyć, ale mój metabolizm skutecznie mi to uniemożliwiał. Nawet perspektywa jedzenia tego co chce i nietycia mi tego nie wynagradzała, bo czułam się źle w swoim ciele.
- Starbucks brzmi spoko, możemy wejść  - odparłam, zapominając na chwilę o swoich kompleksach. Pogoda nas dzisiaj wyjątkowo rozpieszczała, ponieważ było słonecznie, ale nie upalnie, więc było czym oddychać. Dodatkowo nie było zbyt wielu turystów, co było naprawdę sporym wyczynem, patrząc na to, że znajdowaliśmy się w Paryżu, stolicy Francji, gdzie wszystko było wiecznie oblegane przez ludzi z całego świata i często żeby móc spokojnie dostać się gdzieś, zamiast pięciu minut zajmowało mi to dwadzieścia, bo wysyp ludzi bywał ogromny. Ale na szczęście nie tym razem, więc zadowolone udałyśmy się do kawiarni, którą również zawsze odwiedzałyśmy po szkole. Dla wielu Starbucks brzmiał sztampowo, bo jak to, sieciówka do wyboru, gdy było się we Francji, gdzie z pewnością jest o wiele lepszych kawiarni, gdzie można wypić kawę i zjeść ciastko? Ale sieciówka z zielonym logo była najbliżej naszej szkoły, stąd decyzja zawsze była jaka była, a ze sklepu do niej również nie było daleko, wiec wydawała się najrozsądniejszą opcją.
- A z kim w końcu idziesz? - spytała dziewczyna, gdy wolnym krokiem zmierzałyśmy do celu. Westchnęłam cicho na jej pytanie, bo miałam nadzieję, że jednak go nie zada, ale się przeliczyłam.
- Cóż... - zaczęłam, przygryzając wargę, zastanawiając się, czy mówić jej prawdę, a może jednak rzucić jakieś kłamstwo, a potem ewentualnie jakoś bym to odkręciła. Ale z drugiej strony rudowłosa była moją przyjaciółką od dziesięciu lat, stąd z pewnością szybko by się domyśliła prawdy, no i z moją umiejętnością kłamania to było bardziej niż prawdopodobne.
- Idę sama - dodałam w końcu, na co Odette natychmiast złapała mnie za ramię, stając na środku chodnika.
- Żartujesz sobie? Jakim cudem ktoś taki jak ty idzie sam? - odparła z niedowierzaniem, szukając na mojej twarzy oznak tego, że mogę kłamać, ale się przeliczyła. Wywróciłam oczami na jej słowa, wyrywając ramię z uścisku i ruszyłam w stronę kawiarni, która była tuż za rogiem.
- Nie potrzebuję męskiego towarzystwa, żeby dobrze się bawić, mam ciebie - rzuciłam bez emocji, słysząc, jak rudowłosa podąża za mną.
- Cath, rozumiem cię doskonale, ale ja jednak idę z Jacobem i nie chcę, żebyś czuła się samotnie, gdy będę z nim tańczyć - powiedziała zmartwiona dziewczyna. O samotność szczerze się nie martwiłam, w końcu będzie alkohol i to on dotrzyma mi towarzystwa, ale nie powiedziałam tego na głos.
- Słuchaj, będzie też Alice i Sophia, one również idą same, wiec damy sobie radę, spokojnie - wymamrotałam, wchodząc w końcu do kawiarni. Zapach kawy uderzył w moje nozdrza i w o wiele lepszym humorze podeszłam do baristy. Złożyłyśmy nasze zamówienia z rudowłosą, zapominając o wcześniejszej rozmowie. Teraz liczyła się tylko mrożona kawa i gofry belgijskie.

prom with strangerWhere stories live. Discover now