Tak bardzo chcę stąd uciec...
- Jimin-ah...
Niepewnie wypowiada moje imię. Nie odpowiadam. Udaję, że nie słyszę. Nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę. Tym bardziej, że wiem, czego będzie ona dotyczyć.
- Jimin-ah.
Powtarza, tyle że tym razem głośniej i bardziej zdecydowanie. Otwieram oczy, wzdychając ciężko. Obracam ku niemu głowę i skupiam na nim całą swoją uwagę. Nasze spojrzenia krzyżują się, a ja czuję, jak stopniowo ogarnia mnie złość. Hoseok patrzy na mnie w sposób, którego najbardziej w świecie nienawidzę - w jego oczach mieszają się współczucie, troska i bezsilność. Przez chwilę przygląda mi się w milczeniu, jakby analizując każdy fragment mojej twarzy.
- Dlaczego to robisz?
Pyta, a ja ciężko wzdycham w odpowiedzi. To wszystko na co mnie stać - żałosne westchnięcie, którym rozpaczliwie próbuje odwlec to, co nieuniknione. To właśnie ono jest moją ostatnią linią obrony. Nie mam nic więcej, czym mógłbym zbyć jego pytanie, ponieważ jego cholerna dociekliwość rozprawiła się ze wszystkimi moimi dotychczasowymi wymówkami.
- Powiedz mi, przed czym uciekasz?
Jak możesz mnie o to pytać - myślę sobie, prychnąwszy pod nosem - Byłeś przy mnie cały ten czas i co, nadal nie wydaje ci się to oczywiste?
- Ja... - dukam, odwracając głowę. Obraz przed moimi oczami zaczyna się rozmazywać, a ja nie jestem w stanie tego powstrzymać. Mam wrażenie, jakbym tonął we własnym żalu. Zachłystuję się własną goryczą, starając się wydusić z siebie bodaj słowo. Bezskutecznie. Przez narastającą gulę w gardle mogę jedynie milczeć. I robię to, dobrowolnie rezygnując z przysługującego mi prawa głosu. Robię to, bo uderza we mnie świadomość, że czegokolwiek bym nie powiedział i tak pozostanę tchórzem w oczach ignoranta, któremu poszczęściło się w życiu; któremu moje problemy wydałyby się zbyt obce lub wyolbrzymione; który, poklepując mnie pocieszająco po ramieniu, zapewniłby mnie, że wszystko będzie dobrze. Może w jego świecie tak bywa. W moim nie.
- Jimin-ah, proszę. Powiedz, co czujesz. Powiedz cokolwiek. Nie będę w stanie ci pomóc, jeśli się przede mną nie otworzysz.
Czuję ciepło łez na policzkach. Podnoszę ręce i zasłaniam nimi twarz. Mam dość. Chcę stąd uciec. Chcę ruszyć przed siebie bez zastanawiania się, dokąd dobiegnę i co się ze mną stanie, kiedy się zatrzymam. Chciałbym powiedzieć, że jest mi to obojętne, ale czy rzeczywiście tak jest, skoro tak bardzo liczę na to, że moje nogi wciąż pamiętają drogę nad krawędź urwiska, z którego zdecydowałem się już kiedyś skoczyć, i że poniosą mnie tam znowu? Gdyby to zrobiły, mógłbym dokończyć to, co zacząłem. Jeszcze raz stanąłbym nad przepaścią i spojrzał wprost w jej ziejące pustką ślepia - może odnalazłbym w nich tę samą obietnicę spokoju, która oczarowała mnie wtedy, gdy pierwszy raz w nie patrzyłem - a potem rzuciłbym się w ten gęsty mrok, w tę bezkresną otchłań nieistnienia, wpadł w jej tęskno wyciągnięte ku mnie ramiona, tak zimne i znajome, i został w nich. Tym razem już na zawsze.
Niespokojne wiercenie na materacu wywołuje we mnie niepokój, który momentalnie przeradza się w panikę, gdy uświadamiam sobie, co się dzieje. Hoseok siada na moich biodrach, a ja zamieram w bezruchu, będąc przerażony jego bliskością. Jego palce z bolesną dla mnie czułością obejmują moje nadgarstki i delikatnie odciągają je od twarzy. Nie wyrywam mu się, mimo że jest to pierwsza myśl, która rodzi się w mojej głowie. Przyznaję, że jest coś hipnotyzującego w tym dotyku, coś uspokajającego, co nie pozwala mi go odrzucić. Wiem, że później będę żałował, że tego nie zrobiłem. Bądź co bądź długo sobie powtarzałem, że nie potrzebuję niczyjej bliskości. W końcu nie miałem nikogo, kto mógłby mnie nią obdarzyć, więc wmówienie sobie tego wydawało mi się jedynym słusznym rozwiązaniem. Z czasem uwierzyłem w to kłamstwo. Uwierzyłem, bo nie chciałem cierpieć. Sądziłem, że wierzę, bo z tym przekonaniem jakoś łatwiej było znosić jej brak. No właśnie, było, było aż do teraz, do momentu, w którym miękkość i ciepło jego skóry nie przypomniały mi, jakie to wspaniałe uczucie być z kimś naprawdę blisko. Oddałbym wszystko, żeby móc je przy sobie zatrzymać. Tyle że to „wszystko" nie istniało, nie miałem nic i sam byłem niczym. Mogłem się jedynie pogodzić z przykrą świadomością, że prędzej czy później - jako bardziej prawdopodobne jawiło się to „prędzej" - będę musiał pożegnać się z tym dotykiem, strzepać jego palące resztki z mojej skóry i załatać tę wielką wyrwę sercu, która powstała na jego skutek.
Uchylam oczy, jednak niewiele udaje mi się zobaczyć, bo wciąż mam w nich łzy. Hoseok jako jedna wielka, kolorowa, rozmazana plama pochyla się nade mną, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czemu dokładnie się przypatruje. Może lustruje całą moją twarz, a może przygląda się jej tylko fragmentarycznie, skupiając się tylko na najbardziej żałosnych detalach. Przestaje o tym myśleć, gdy jego palce zsuwają się na moje przedramiona nie bez powodu schowane pod długimi rękawami bluzy. Nie jestem przygotowany na ten ruch. Jak dziecko pozwalam się zaskoczyć i nim zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, jest już za późno. Syczę cicho. Ten jeden dźwięk w zupełności mu wystarczy, żeby domyślić się, co chowam pod ubraniem; że na moich pokrytych bliznami rękach pojawiły się nowe sznyty - wciąż zbyt płytkie, żeby mogło uciec przez nie życie, ale wystarczająco głębokie, aby mogły odwracać uwagę od bólu, który w sobie noszę.
Hoseok momentalnie puszcza moje ręce. Być może robi to z przestrachu, a być może dlatego, że nie chce przysparzać mi bólu. Czy jego gest ma jednak jakiekolwiek znaczenie, skoro samo oddychanie wiąże się dla mnie z cierpieniem?
- Jimin-ah...
Jego głos drży. Żenujące. Tak samo jak moje łzy.
Dochodzę do wniosku, że obaj jesteśmy godni pożałowania - on ze swoją nieporadną próbą ratowania mnie, ja ze swoją nieudolną ucieczką od życia.
- Nie wiem, co czujesz, być może nigdy nie będę tego wiedział... To nie zmienia jednak faktu, że jestem dla ciebie. Zawsze. - wierzchem dłoni wyciera moje mokre od łez policzki - Zawsze cię wysłucham i zawsze spróbuję ci pomóc. Tylko mi na to pozwól, proszę. I błagam cię, nie okaleczaj się więcej. To nie rozwiąże twoich problemów.
Prycham drwiąco. Odkrywczość tego stwierdzenia jest iście porażająca. To zdanie po raz kolejny utwierdza mnie w przekonaniu, że w jego świecie wszystko jest albo czarne, albo białe, podczas gdy w moim niepodzielnie królują odcienie szarości.
- Masz więcej złotych rad? - pytam z przekąsem.
W odpowiedzi dostaję coś, czego się kompletnie nie spodziewam. Hoseok wtula się we mnie mocno. Leżę pod nim jak sparaliżowany, nie wiedząc, co powinienem zrobić. Odsunąć go? Przytulić? Nie zareagować? Czuję na sobie jego przytłaczający ciężar, który sprawia, że zapadam się w materac. Zanurzanie się w tej gąbczastej materii przypomina zstępowanie w głąb otchłani. Jego ramiona, tak ciepłe i obce, obejmują mnie mocno, odcinając wszelką drogę ucieczki. Powinienem czuć się osaczony, a tymczasem jego bliskość daje mi poczucie bezpieczeństwa i ukojenie. Czy to ten sam spokój, który zobaczyłem, stojąc wtedy nad przepaścią?
- Proszę, nie uciekaj więcej. Inaczej będę musiał pobiec za tobą.
Ciepły oddech owiewa moje ucho. Przyjemne uczucie, wywołujące dreszcze na plecach.
- Dlaczego?
- Bo nie będę umiał żyć ze świadomością, że nie potrafiłem ochronić mojego najlepszego przyjaciela przed najgorszym.
Uśmiecham się pobłażliwie, czego Hoseok nie może zobaczyć. Obejmuję go i przyciskam do siebie. Teraz już naprawdę nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że pochodzimy z dwóch różnych światów. Bo kiedy w jego świecie najgorsza wydaje się śmierć, w moim najgorszy jestem ja sam. Ja i moje demony. Mimo to, a może właśnie dlatego...
- Naprawdę byś to zrobił, gdybym ja...?
- Tak.
...nie mogę pozwolić, żeby pobiegł za mną.
Nie chcę, żeby dopadły go moje demony.
Nie mogę dopuścić do tego, żeby czerń i biel jego świata zlały się ze sobą, przeistaczając się w smutną szarość, którą tak dobrze znam. Nie ma w niej nic dobrego. Nigdy nie było.
Nie wiem, czy nadal będę potrafił stąd uciec, mając świadomość, że Hoseok może zrobić to samo. On musi żyć, bo na to zasługuje. Zasługuje na długie i szczęśliwe życie.
Tak bardzo chcę stąd uciec, ale zaczynam mieć wątpliwości, czy nadal będę potrafił...
CZYTASZ
Run - (BTS - Jimin/J-Hope)
FanfictionKrótka historia o wewnętrznych demonach, przed którymi nie sposób uciec, czyli o nieustającej walce o siebie, dla siebie i z samym sobą. //Zespół: BTS Pairing: Jimin/J-Hope (bardziej bromance) Gatunek: miniaturka/angst, poważna tematyka (depresja...