Rozdział czwarty, w którym grzeczność wymusza ustępstwa

33 8 23
                                    

I

Było to na początku jego praktyk u Herr Krausa.

Dopiero co wyjechał z domu, żegnany czule przez rodzinę i wścibskich sąsiadów, zabrawszy ze sobą jedynie niewielki kuferek z całym dobytkiem i głowę wypełnioną z jednej strony ekscytacją, a z drugiej przeraźliwym lękiem. Kojarzył Theodora jedynie przelotnie, z krótkich widzeń lub opowieści ojca, więc nie do końca wiedział, czego można było się po nim nim spodziewać. Równie dobrze mógł być apodyktycznym gburem, który tylko sprawiał dobre wrażenie.

Do dziś pamiętał, jak szybko biło mu serce podczas tych pierwszych dni u Krausów. Z jednej strony nie potrafił usiedzieć w miejscu, z drugiej przerażała go sama myśl o przekroczeniu progu jego bezpiecznego pokoiku. Czy chciał wracać do domu? Chyba, ale świadomość tego, jak bardzo nie może nikogo zawieść sprawiała, że wypierał się tego przed samym sobą. Zresztą, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek prawdziwie zakwestionował ojcowską decyzję. Potulnie podążał drogą, którą mu wytyczono.

Jego pierwszym zadaniem było coś infantylnie prostego: przepisanie listu czy inne podstawowe rachunki. Obawiał się wtedy, że Herr Kraus sądził, że przysłano mu jakiegoś kompletnego półgłówka, ale nie odważył się zwierzyć nikomu z tego lęku — nie żeby miał kogoś, kto mógłby go wysłuchać. Mimo niepewności, postarał się wywiązać z tego najlepiej jak potrafił. Jeśli w oczach Theodora miał być półgłówkiem, to przynajmniej sumiennym.

Gdy jedli obiad, a Otto wciąż nie potrafił wyjść z podziwu nad tym, że robili to przy jednym stole, Herr Kraus obserwował go badawczo.

— Chciałbym, żebyś z tego pobytu wyniósł przede wszystkim jedną, podstawową umiejętność — powiedział wreszcie.

Littermann myślał, że chodziło mu o szybkie pisanie listów, bezbłędne rachunki czy ładne szkice. Zachował to jednak dla siebie — i dobrze postąpił, bo Theodor odłożył widelec na skraj talerza i oznajmił poważnie:

— Myślenia.

Pamiętał, że Frau Kraus prychnęła cicho z boku stołu, jakby myślenie było tak naturalną sprawą, że nie było o czym mówić, a co dopiero czego uczyć. Pamiętał, że Theodor nie zwrócił na nią uwagi i patrzył dalej prosto w oczy Ottona, oczekując jego reakcji. Pamiętał, że sam skinął wtedy głową, dając znak, że dotarło, ale w myślach przychylał się ku opinii Stephanie.

A jednak często zapominał o tym, jak dobrze byłoby zatrzymać się w miejscu i pomyśleć.

Herr Kraus nie był wścibskim człowiekiem. Nie był też zapominalski. Z pewnością więc, skoro znalazł niezidentyfikowany notes, uznał go za należący do Ottona i odłożył na kupkę jego innych rzeczy, nie zaglądając, broń Boże!, do środka.

Wmówiwszy to sobie, Littermann poczuł się lepiej.

II

Umiejętność myślenia była generalnie przydatna. Również podczas poszukiwań kobiety z wozu alias mieszczki z ziemniakami.

Bo do tego, że była mieszczką, a nie jakąś wiejską dziewuchą z okolicznych wiosek, nie miał wątpliwości. A gdzie najprościej było natknąć się na mieszczkę, jeśli nie na rynku? Cóż, zapewne w kościele, lecz przecież nie miał gwarancji, że była luteranką, a poza tym do niedzieli było daleko.

Tak więc, zamiast wypatrywać wozów, w wolnej chwili opierał się o ścianę ratusza i obserwował toczące się powoli mieszczańskie życie Oppeln. Czasem brał ze sobą Wertera, czasem na boku szkicował kamienice, za co parę razy wynagrodzony został krzywymi, podejrzliwymi spojrzeniami. Theodor nie drążył tematu, nie dopytywał. Po powrocie z rejencji zazwyczaj zamykał się na jeszcze kilka godzin w swoim biurze. Rytm jego pracy stabilizował się z wolna, powracając do berlińskich przyzwyczajeń.

Portety odrzańskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz