Prolog

6.3K 417 86
                                    

Niebo miało kolor intensywnego indygo. Delikatne prążki płynnego srebra raz po raz przebiegały po jego powierzchni, a czarne błyszczące kłęby chmur pęczniały i wybuchały rozpadając się w miliony błyszczących pereł z coraz większym narastającym szumem. Zamrugała oczami, powoli, z trudem, walcząc ze słonym, piekącym uczuciem dookoła. Niebo zafalowało, szum zaczął się niepokojąco wzmagać. Wyciągnęła przed siebie rękę, przyglądając się jej ze zdziwieniem. Była blada, szklista, jakby niewyraźna, powolna. Potrząsnęła głową, starając się rozejrzeć wokół i poczuła jak pukle jej włosów unoszą się powoli coraz wyżej i wyżej nad jej twarzą, zasłaniając oczy i oplątując usta.

Za sobą dostrzegła tylko czarną otchłań, unoszącą się powoli w rytmie uśpionego oddechu czegoś mrocznego i niebezpiecznego. Niebo nad nią kłębiło się, wirowało, huczało. Świat zadrżał, zakołysał się, indygo zmieniało się w błyszczący obsydian, srebrne pręgi przeistaczały się  w fale ciężkiego ołowiu, oddech wiatru stawał się wściekłym, wilczym  wyciem. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, krzyknąć, wezwać pomocy, ale głos uwiązł jej w gardle, zachłysnęła się coraz szybciej wibrującym płynnym ołowiem, który bez ostrzeżenia wypełnił wszystko wokół.

Poczuła nagle ostry ból i brutalne szarpnięcie. Coś ciągnęło ją w górę, w stronę coraz głośniejszego huku, w stronę falującego, szalejącego wściekłego nieba. Ogarnął ją chaos lodowato zimnych strug wody i uderzeń szarpiącego wiatru, który wydawał się jęczeć i wyć jak żywa istota. Zacisnęła z całych sił powieki, starając się uspokoić, skupić na czymkolwiek, ale w głowie miała tylko pustkę.

- Wyrzucić to diabelstwo z powrotem za burtę! – głos był niski i chrapliwy, dochodził gdzieś z góry. Gdy otworzyła oczy zobaczyła kilka nachylających się nad nią w ciemności postaci. Ryczące morze wokół wściekle kołatało pokładem żaglowca.

- To zły omen – warknął drugi głos, niższy, z dziwnym akcentem. Jego właściciel o ogorzałej morskim wiatrem twarzy miał duży złoty kolczyk w nosie i tylko jedno ucho. Splunął zamaszyście i szturchnął ją z odrazą końcem mokrego buta. Wiatr zawył, zaskowyczał i wściekle szarpnął tkaniną żagla.

- Przeklęty północny wiatr... - trzecia postać, niższa i zakapturzona wydawała się nie mieć twarzy, mdłe światło księżyca oświetlało tylko kościsty profil o wydatnym nosie. Wiatr zawył i z wściekłością szarpnął napięte do granic możliwości liny. Zimny deszcz zacinał niemiłosiernie niosąc z sobą zapach jodu i wodorostów.

- Bzdura! – ostatni głos był osty jak brzytwa i dźwięczała w nim nuta niekwestionowanego autorytetu. – to tylko ledwie żywe dziecko! Jak nam tu umrze bogowie z pewnością nie będą zadowoleni! – zaklął w obcym języku i pociągnął łyk ze zmurszałej butelki rumu. Łysa czaszka pokryta była misternym tatuażem wyobrażającym różę wiatrów. – Jorg! Zabierz ją do mojej kajuty i opatrz rany.

- Tak jest kapitanie!

Jakieś szorstkie ręce bez ostrzeżenia podniosły ją nagle brutalnie do góry. Jej ciało wydawało się dziwnie lekkie w swym bezwładzie, a chłód morskiej wody, przenikający ją nadal do szpiku kości sprawiał, że czuła się całkowicie obojętna na wszystko wokół.

- Jak się nazywasz? – zapytał ją potem prawie łagodnie Jorg bandażując jej ramię.

Pustka....

- Skąd się wzięłaś tu, w środku sztormu?

Skąd...?

Jorg musiał coś dostrzec w jej oczach.

- Morze jest bezlitosne mała, ale ostatecznie nic w nim nie ginie. – zaśmiał się ponuro obnażając brak górnych jedynek. Na zewnątrz wiatr jęczał i grzmiał uderzając w burty żaglowca potężnymi szkwałami, jak wściekły olbrzym – pięściami. – Wszystko sobie przypomnisz jak tylko dojdziesz do siebie.

Kłamca.

Krucze Serce: Wyspa Mgieł - już w księgarniach!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz