Czas

103 11 5
                                    

   Środa. Wczoraj był wtorek, przedwczoraj poniedziałek. Miesiąc płynie za miesiącem. Rok za rokiem. Czas gna tak prędko do przodu, mi natomiast dni upływają tak samo jednostajnie. Rano śniadanie, przed południem drugie, w południe obiad, po południu podwieczorek, wieczorem kolacja. W międzyczasie przeczytam gazetę, choć wzrok już nie ten i szybko się męczy. Rozwiążę krzyżówkę. Wyjdę na dwór, porozkoszuję się ciepłymi promieniami słońca, poczuję na skórze powiew wiatru lub przyjrzę się przezroczystym kroplom deszczu. Porozmawiam z innymi osobami. Powspominamy dawne czasy młodości, poopowiadamy o swoich dzieciach i wnukach. Na koniec poczytam książkę, by choć na parę chwil oderwać się od rzeczywistości.

   Tak płyną mi dni w domu starców. Panuje tu przyjemna atmosfera, ludzie są życzliwi, aczkolwiek czuć też zapach tęsknoty, unoszący się w powietrzu. Tak dawno nie widziałam swojego syna i wnuków. Minęło pięć lat odkąd tutaj jestem, a przez cały ten czas oni się nie pojawili. Nie mogę nasycić się ich obecnością, której tak bardzo mi brakuje. Chciałabym ich objąć, porozmawiać, po prostu ich widzieć, choćbyśmy mieli milczeć. Pragnę, żeby byli tu ze mną choć przez chwilę. Niczego innego tak mi nie brak jak ich.

   Czekam.

   Ciągle czekam. Czekam każdego dnia. Cały czas żywię nadzieję, że pewnego dnia ich zobaczę. Codziennie siedzę na ławce przy wejściu i patrzę na drogę, marząc, że ich na niej ujrzę. Czekam. Cierpliwie czekam, gdyż nie zostało mi nic innego.

   A gnający czas płynie wolno.

    – Wracaj już do środka, zimno się robi. – Słyszę nagle głos obok mnie.

   Przekręcam głowę i dostrzegam moją przyjaciółkę z ośrodka. Orientuję się, że słońce już dawno zaszło, a na horyzoncie pozostały po nim tylko piękne pomarańczowo-żółte barwy, toczące kolorową wojnę ze zmierzchem.

   – Zasiedziałam się nieco – odpowiadam.

   Kobieta spogląda na drogę prowadzącą do budynku, a następnie na mnie. Jej twarz wyraża współczucie.

   – Dziś również się nie pojawili – mówię z lekkim smutkiem i zawodem.

   – Jesteś najcierpliwszą osobą jaką znam. Naprawdę cię podziwiam. Ja już dawno straciłabym nadzieję. Jak ty to robisz? – pyta zaciekawiona i nieco zdziwiona.

   – Zostały mi strzępki nadziei i się ich trzymam. Po prostu na nich czekam i będę czekać – odpowiadam pewnym tonem.

   Kobieta kiwa tylko głową ze zrozumieniem, nie nie mówiąc. Następnie wstajemy i wchodzimy do środka budynku. Zanim jednak zamykam drzwi, ostatni raz przez sekundę spoglądam z wytęsknieniem na drogę, wierząc, że pewnego dnia się pojawią.

~*~

   – Bardzo mi przykro, ale leczenie nie przynosi skutku i zostały panu może trzy miesiące życia.

   Myślałem, że żadne słowa nie potrafią mnie doszczętnie złamać, lecz po usłyszeniu tych, świat zawalił się na mnie, a ja nie byłem w stanie powstać.

   Ja mam umrzeć? Przecież jestem w kwiecie wieku. Mam rodzinę, którą kocham, dobrą pracę, spełniam marzenia, stawiam sobie kolejne cele i tak życie spokojnie płynie do przodu.

   Tak przynajmniej było do czasu, gdy trzy lata temu dowiedziałem się, że jestem chory na raka. Pogodziłem się z nim, a leczenie przynosiło pozytywne skutki i naprawdę myślałem, że z tego wyjdę. Niestety w  ostatnim roku było mi coraz gorzej i teraz właśnie wyszedł powód.

Czas (One Shot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz