25 kwietnia

1.5K 147 114
                                    

25 kwietnia

      Żółtawe światło księżyca tworzyło rozmazane smugi na ścianach pomieszczenia. Łóżko zaskrzypiało lekko pod wpływem ruchu starszego z mężczyzn. Po raz kolejny tej nocy zmieniał swoją pozycję mając nadzieję, że chociaż to pomoże mu zasnąć. Może sam powstrzymywał się przed upragnionym odpoczynkiem w obawie przed kolejnym, mrożącym krew w żyłach koszmarem. Czuł, że poniekąd z własnej woli wpadł w pułapkę personalnych rozmyślań i nie wyjdzie z niej łatwo. Spędził na wierceniu się w łóżku długie godziny, aż w końcu księżyc ustąpił swojego miejsca wschodzącemu słońcu.

Rudowłosy uznał, że dalsza próba zaśnięcia nie ma już najmniejszego sensu i postanowił, że może wykorzystać ten czas na przygotowanie śniadania. Wstał z łóżka, którego miał już serdecznie dość i wszedł do wyłożonej białymi kafelkami kuchni. Otworzył średniej wielkości lodówkę. Uznał, że może wykorzystać zyskany czas na przyrządzenie pożywnego śniadania. Wyciągnął jajka, chleb tostowy, a z szafki umieszczonej nad kuchenką wyjął jedną z niewielu patelni znajdujących się w tym mieszkaniu. Wbił jajka na patelnię i zaczął przyrządzać jajecznicę. W tym samym czasie wrzucił do tostera dwie kromki i mieszając cierpliwie czekał. Kiedy uznał, że wszystko jest gotowe przełożył danie na talerz. Siadł przy małym, kwadratowym stoliku i jedząc obserwował okolicę przez znajdujące się naprzeciwko okno. Mógł się wychylić i zobaczyłby sklep, w którym pracował przeklęty szatyn. Westchnął cicho będąc wyjątkowo zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Zauważył parę siedzącą na jednej  z znajdujących się pod blokiem ławek i mając serdecznie dość jakichkolwiek form miłości sięgnął po telefon. Bezcelowo przeglądał social media do momentu, kiedy przypomniał sobie, że jest bezrobotny, a nie długo będzie musiał zapłacić czynsz za mieszkanie. Szybko wszedł na jedną z popularniejszych stron z ofertami pracy. Pominął większość ofert, a do reszty nie miał żadnych klasyfikacji.  W końcu zauważył propozycję pracy zdalnej dla zagranicznej korporacji. Kliknął w okienko z ofertą i szybko sprawdził szczegóły. Wymagano doświadczenia i znajomości wybranych programów. Odszukał CV, które napisał już dawno, więc zmienił tylko szczegóły i załączył je razem z wypełnionym wcześniej formularzem.

Szatyn schował twarz w dłoniach zaraz po tym jak klient opuścił sklep. Nie miał najmniejszej ochoty tu być, ale musiał zadbać o własność swojej babci. Na samą myśl o niej podłamał się jeszcze bardziej i poczuł jak słona łza spływa po jego policzku. Zaraz po niej popłynęła kolejna i już po chwili jego twarz i dłonie były mokre od namnażających się łez. W jego głowie cały czas rozgrywała się ta sama scena. Widział jak staruszka bezwładnie opada na podłogę uderzając o pobliską półkę.

Dazai wyszedł z betonowego pomieszczenia przypinając do ubrania plakietkę ze swoim imieniem. Przeszedł za kasę i włączył system czekając na pierwszego klienta. Zaczynając się nudzić podszedł do swojej babci, by pomóc jej w rozkładaniu nowego towaru. Rozstawiał kolejne puszki kiedy zobaczył jak siwowłosa kobieta upada uderzając o stojącą za nią półkę. Upuścił wszystko co miał w rękach i natychmiastowo podbiegł do staruszki. Błyskawicznie zdał sobie sprawę z tego, że jest nieprzytomna. Ułożył ją w pozycji bezpiecznej i sprawdził jej puls. Odetchnął zdając sobie sprawę z tego, że jej serce wciąż bije. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer alarmowy. Wyjaśnił sytuację i czekał na karetkę. Zobaczył dwóch mężczyzn w białych strojach wchodzących do sklepu. Staruszkę położono na noszach i wyniesiono ze sklepu. Szybko zerwał się z miejsca, które aktualnie zajmował i podbiegł do jednego z ratowników pytając czy może pojechać z nimi. Ten pokręcił tylko przecząco głową i zamknął drzwi karetki uprzednio podając wszystkie najpotrzebniejsze informacje. Włożył bladą dłoń do kieszeni beżowego płaszcza i wyjął z niej pęk srebrzystych kluczy. Upewnił się, że wszystko w sklepie jest wyłączone, a alarm działa prawidłowo i zamknął drzwi. Ktoś obserwujący go z boku mógłby spokojnie powiedzieć, że na mężczyźnie nie zrobiło to większego wrażenia. Założył na twarz jedną z masek, których nie chciał już nigdy widzieć. Wyparł się wszystkich emocji, bo właśnie to było dla niego obecnie najlepszym rozwiązaniem.

Nie mógł powstrzymać coraz większej ilości łez spływających po jego policzkach. Miał wrażenie, że jest w stanie napełnić nimi cały ocean tylko po to, by finalnie wspiąć się na jedną z tych złowieszczo wyglądających skał, których każdy z nas bał się jako dziecko i stawiając jeden krok za dużo spaść w odmęty niszczycielskiego żywiołu. Jeszcze mocniej ścisnął trzymaną w dłoni czarną komórkę. Od parunastu godzin wyczekiwał telefonu od lekarza, który miał powiadomić go o stanie kobiety tak szybko jak tylko będzie mógł. Osamu zaśmiał się. Nie był to jednak śmiech przyjazny, wywołany starymi wspomnianymi lecz histeryczny, aż po brzegi wypełniony rozpaczą i bólem, który ten dusił w sobie od wielu nieprzespanych godzin. Otarł łzy brzegiem dłoni i wbił wzrok w sklepową ladę. Poczuł jak jego dłoń lekko się trzęsie wprawiona w ruch z pomocą wibracji wytwarzanych przez telefon. Szatyn natychmiastowo przesunął palcem po ekranie akceptując przychodzące połączenie.

─ Dzień Dobry. Z tej strony Doktor Watanabe. Czy rozmawiam z panem Dazaim? ─ zapytał głos po drugiej stronie słuchawki.

─ Dzień Dobry. Tak to ja. Dzwoni Pan w sprawie stanu zdrowia mojej babci?  ─ Szatyn stawał się coraz bardziej zdenerwowany. Oddychał coraz szybciej mając wrażenie, że zaraz wykorzysta cały tlen pozostały w pomieszczeniu.

─ Tak, dzwonię właśnie dlatego. ─ nastała cisza, którą przerywał tylko zegar tykający gdzieś w tle ─ Pańska babcia zmarła dziś o 17:03. Powodem zgonu było niedotlenienie mózgu. Proszę przyjąć moje najgłębsze kondolencje.

Dazai nie do końca wiedział co się właśnie stało. Wpatrywał się tępo w ekran urządzenia zaczynając się trząść. Stracił ostatnią osobę, która się nim przejmowała. Nie miał już nikogo do kogo mógłby zadzwonić kiedy nie czuł się dobrze. Wszyscy go z jakiegoś powodu pozostawiali j zaczynało go już to wykańczać. Nie miał pojęcia czy i tym razem da sobie radę. Nie miał pojęcia czy kiedykolwiek się jeszcze uśmiechnie. Został całkowicie sam w zimnym, samolubnym świecie, w którym każdy martwił się jedynie o czubek własnego nosa.

─ Halo? Naprawdę mi przykro, ale niestety musi Pan przyjechać do szpitala, by załatwić wszystkie formalności związane z pogrzebem.

─ Dobrze, rozumiem. Przyjadę kiedy tylko będę mógł. Dziękuję za starania wszystkich lekarzy. Jestem pewny, że walczyliście o nią do ostatniej chwili. Do widzenia i jeszcze raz dziękuję ─ odparł i rozłączył się szybko nie czekając nawet na odpowiedź doktora. Rzucił telefon na blat obok i oparł się o jedną z szafek opadając cicho na ziemię. Dawał upust swojej rozpaczy wypłakując wszystkie swoje emocje w rękaw białej koszuli.

Nie chciał już dłużej tu być. Nie bez niej.

•••
Witam wszystkich tutaj zgromadzonych,

Wreszcie udało napisać rozdział na tysiąc słów. Szczerze mówiąc stało się to tylko dlatego, że początkowo akcja miała być podzielona na dwa osobne rozdziały jednak uznałam, że muszę przyspieszyć z akcją, więc tak oto jest. Jesteśmy już na półmetku książki jako, że planuje ją zakończyć na 29 kwietnia + epilog.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i jak zwykle proszę o rady!

xx
Meei

Odcienie czerwieni | SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz