Rozglądam się po dachu kasyna, nic się tu nie zmieniło. Posiadłość w całości należała do mnie po śmierci Johna. Zamykam oczy i znów słyszę jego głos tak wyraźnie jak by stał tuż za mną. Kładę ręce na brzuch czując znajomy dotyk, wiatr przynosi już dawno zamazane mgła wspomnienia. Pewnie każdy z was zadaje sobie pytanie jak zginął mój ukochany, ale w tej historii nie ma nic pięknego. Został skazany przez mojego przyjaciela, szefa policji, na karę śmierci za zabójstwo faceta który chciał mnie zgwałcić. Nie było to żadnym argumentem w sprawie, Ed się uparł, nawet nie pozwolił mi się z nim zobaczyć. Wiele razy mnie później za to przepraszał, ale żadne słowa nie zwrócą mi ukochanego.
-Mamo?- delikatne słowa obiły sie o moje uszy. Obrucam sie powoli lustrując, córkę Johna od stóp do głów. Wyrosła przez te wszystkie lata, niebieskie włosy zdobiły jej piekna głowę. Wysoka, szczupla, niebieskooka, tak bardzo przypominała swoje biologiczna matkę, że to aż bolało. Chociaż nigdy nie dała mi odczuć, że kochała ją bardziej.
-Witaj Julio.- Mój głos był cichy i łamliwy. Wiedziałam jak bardzo ją skrzywdziłam, zostawiłam ją samą jak straciła ojca.- Tak bardzo cie przepraszam kochanie...
Następne chwile były jak z bajki, dziewczyna bez zastanowienia ruszyła w moja stronę i szczelnie mnie do siebie przytuliła. Jak to się stało, że teraz to ja czuje się jak mała dziewczyną potrzebując jej wsparcia. Dopiero po chwili otworzyłam oczy i mój wzrok spotkał się z oczki Rickiego. Bliski współpracownik mojego faceta przyglądał mi się dokładnie. Ironia losu można powiedzieć bo zakochałam się w facecie z zupełnie innej rodziny. To nie powinno się nigdy wydarzyć, nie powinniśmy być razem ale to była miłość.
-Jesteśmy razem.-Cichy głos Juli tuż obok mojego ucha wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałam na nią niezrozumiala i dopiero po chwili ogarnęłam się o co chodzi.
-Ty i Ricki?-Dziewiczyna pokiwała twierdząco głową.- Cieszę się to dobry facet.
-Był przy mnie cały ten czas, gdyby nie on...- Głos jej zadrżał, a ja szybko otarłam samotną łzę z policzka.- Nie wiem co by się stało.
-Powinnam przy tobie być, doskonale o tym wiem, ale nie umiałam. Bałam się, że jak zostanę to skrzywdzę cię jeszcze bardziej.
Rozmowa trwała jeszcze bardzo długo, po chwili dołączył do nas tez Ricki. Na początku nie był do mnie zbyt dobrze nastawiony, ale po chwili zrozumiał jak bardzo zagubiona byłam i dalej jestem. Bałam się, że będzie chciał wciągnąć młoda do swojej rodziny, ale poinformował mnie,że rodzina sie rozpadła po śmierci Johna a on teraz nie należy do żadnej rodziny a jeżeli będzie miał do jakiejś należeć to przyjdzie do mnie. O dziwo nawet po tych wszystkich latach ufa mi tak samo.
-To miasto sie zmieniło Mer.- Przymykam oczy słysząc jak mnie nazwał, mówił do mnie tak tylko on i John.- Ludzie się zmienili, każdy leci za kasą, nie ma już w tym żadnych zasad. Wszytko umarło.
-Jestem tu od wczoraj i doskonale, to wszystko widzę. Nie wiem gdzie podziały sie jakieś zasady i lojalność. Ludzie odchodzą od rodziny, rozumiesz od rodziny i nikt im nic za to nie robi. Tylko tobie ufam Ricki, tylko tobie.- Chłopak słuchał mnie uważnie, był mądry za mądry na to żeby być zwykłym popychalem w innej ekipie. Wiedziałam to.-Śmieszne jest w tym to, że nigdy nie byliśmy jedną rodziną a mimo to wiem,że tylko Ty możesz pomóc mi odbudować to wszystko.
-Mówisz poważnie.- Przytaknęłam wyciągając do niego dłoń.
-Nowe porządki?
-Nowe porządki.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę zanim wróciła do nas Julka. Dziewczyna oznajmiła że, niestety musi jechac do pracy a ja w sumie na ranczo na odnowienie omerty, które miała odbyć się za 30 min. Dziewczyna pożegnała się z nami i odeszła. Wyciągnęłam telefon i na darknecie napisałam krótką wiadomość która rozumieją moi ludzie "kk o 20".
-Co to za obowiązkowe spotkanie?- Uśmiechnęłam się do chłopaka, był jedną z dwóch osób nie z mojej rodziny która potrafiła rozszyfrować moje kody, ani on ani John nigdy ich nie zdradził i nie wykorzystał.
-Odnawiam omerte, nowym żeby trzymali się jej zasad, starym żeby sobie o nich przypomnieli, a tym którzy się już zaprzysiągli a sie nie zjawią wykonam egzekucje.- Chłopak przeglądarki mi się zaciekawiony.
-Co jeżeli chcę jednak dołączyć?
-Będziesz moim underbossem.-Nie musiałam nad tym długo myśleć, w sumie miałam taki plan od samego początku.-To jak wspólniku.
Wystawiłam do niego dłoń a on ją obrazu uścisnął. Po chwil już byliśmy w drodze na moją posiadłość gdzie miała odbyć się uroczystość, jeżeli można to tak nazwać. Zaprzysiężenie swojego życia bossowi mafijnemu to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu rodziny. Na podjeździe stało już wiele aut, moim oczom ukazało się wiele znajomych twarzy. Jedni żywo o czymś rozmawiali, inni patrzeli na siebie złowrogo.
-To będzie ciężkie, większość z nich sie nienawidzi.- Przytaknelam tylko na słowa przyjacielia i opuściłam pojazd ruszając do reszty.
-Witam wszystkich, nowe i stare twarze miło was widzieć. To jest Ricki, większość z was go zna, inni nie. Ricki będzie underbossem naszej rodziny.- Szok na twarzy wielu z nich był dla mnie czymś pięknym.- Odczytam wam święta przysięgę. Potem zadam jedno ważne pytanie.- Rozejrzałam się po około setce zgromadzonych czekając na jakiś sprzeciw ale nic sie nie wydarzyło. Wiec zaczęłam dokladnie tak sami jak pięć lat temu.-" Święty zapis praw rodziby The New Beginning, prawo które mówi o przynależności, o omercie której każdy z nas obiecuje przestrzegać. Każdy tu obecny przysiega, przestrzegać prawa szanowanie i chronienia swojego bossa, nigdy go nie zdradzi i nie odwróci sie od niego. Przysiega dotrzymać zmowy milczenia, świętego prawa walki z policja i innymi rodzinami. Odda swoje życie za rodzine i zabije każdego kto jej zagrozi. Nigdy nie postawi nikogo ponad nią a jeżeli kiedykolwiek ją zhańbi w sposób którego skutków nie da się cofnąć podda się egzekucji. Wchodząc do tej rodziny, przysięga jej przynależność aż po sam grób i wyjdzie z niej tylko w worku, ginąc na tarczy, niegy pod."-Zakończyłam odczytać słowa ojca i rozejrzałam się po ludziach.- Jak sama nazwa rodziny mówi, to nowy początek, decyzja więc należy do was. Jeżeli ktoś chce odejść brama jest otwart tylko teraz za minutę bedzie za późno.- Dwie osoby odeszły odrazu, przysięgały wcześniej, 10 sekund nikt się nie ruszył. Spojrzałam na Rickiego i w tej samej chwili wyciągnęliśmy broń strzelając zdeajac prosto w tył głowy.- Tak kończą zdrajcy, reszta rozumiem zostaje. Każdego więc proszę jak nakazuje prawo wyciągnąć nóż i naciąć swą dłoń, następnie upuścić parę kropel do kielicha.- Zrobiłam to jako pierwsza, następnie Ricki i reszta chłopaków.- Według świętej zasady podejmuje się bronić i prowadzić tą rodzinę przez najgorsze i najlepsze momenty.-Podniosłak kielicha i kolejny już raz wypiłam krew moich ludzi, łącząc nas znów w rodzinę...
CZYTASZ
Omerta. Moją rodziną jest mafia...
Teen FictionNazywam się Maria Montoya Ramires a oto historia mojej rodziny...