⋆. :°•*⋆ W Odbiciu luster ⋆*•°: .⋆

1.1K 87 203
                                    

[Łukasz]

Pogoda dzisiaj sprzyjała. Było ciepło, a lekki powiew wiatru mierzwił mi włosy. A zresztą nie tylko mi, lecz również Markowi. Kim jest Marek? Marek to chłopak o niebiesko-zielonych oczach, blond włosach, drobnej budowanie ciała, ale za to bardzo pociągającej. Ma on super charakter, choć czasami jego himerki działały mi na nerwy. To był właśnie on, Marek Kruszel. Spotykałem się z nim już od dłuższego czasu. Nasze pierwsze spotkanie wypadło bardzo niefortunnie, bo idąc do okulisty po nowe okulary przez przypadek na niego wpadłem. Niby nic specjalnego, a jednak wtedy go pierwszy raz spotkałem. Co prawda, nie zamieniliśmy ze sobą jakoś dużo słów, ale później nasze losy się dziwnie splatały.

Zupełnie tak jak nasze palce teraz.

Szliśmy właśnie na kolejną atrakcje w Wesołym Miasteczku. Mieliśmy już za sobą kilka atrakcji, ale te najlepsze zostawiamy sobie na koniec. Teraz akurat Marek zażyczył sobie, iż chce dostać misia, którego mogłem mu podarować przez wygranie w jednej z oferowanych tutaj gier. Do wyboru miałem rzucanie piłkami do pojemników, rzucanie do kosza, strzelanie do celu, ale moją uwagę przykuły zielone piłki tenisowe i to je wybrałem.

Podeszliśmy do budki, gdzie po wykupieniu pięciu piłek, zacząłem rzucać. Na moje nieszczęście za pierwszym razem piłka nie trafiła w kręgle, ale za to odbiła się o deskę i trafiła mnie prosto w głowę, na wskutek czego, spadły mi okulary.

— Kurwa... — mruknąłem i sięgnąłem po okulary leżące na ziemi, które na szczęście były całe. Wytarłem je w rękaw mojej niebieskiej bluzy. Założyłem je z powrotem, poprawiając jeszcze na nosie.

Nie zawsze musi się udać za pierwszym razem, tak? Mam jeszcze cztery rzuty, zdołam coś wygrać dla Marka. Pochwyciłem drugą piłeczkę w dłoń. Oblizałem swoją dolną, wysuszoną wargę i uważnie celowałem. W głowie obliczałem wszelakie wzory matematyczne i prędkość wiatru, by trafić w te głupie przedmioty. W końcu rzuciłem. Niestety, znowu się odbiła i tym razem nie uderzyła nikogo, ale prawie by uderzyła Marka. Jednak zdołał się odsunąć w porę.

Jest taki zwinny... zupełnie jak w...

Westchnąłem, spoglądając na niego przepraszająco. Pogładził moje ramię, dając mi tym samym otuchy. Moje serce przyspieszyło swojego tempa na ten gest. Zawsze dziwnie reagowałem na wszelakie dotknięcia z jego strony i nie tylko.

— Nie musisz nic wygrać, Łuki. Dla mnie liczy się gest, a nie...

— Dam radę — przerwałem mu i już na niego nie patrząc, wziąłem kolejną piłkę do ręki. Rzuciłem i tym razem udało mi się zbić jeden kręgiel. Uśmiechnąłem się pod nosem, ale w środku skakałem ze szczęścia. Jednak musiałem nad sobą panować, bo przecież nie będę pokazywać swojego nadmiernego szczęścia przy nich.

Kolejna poszła tak samo, również zbiła jednego kręgla, a mi nadal to nic nie dawało oprócz nagrody pocieszenia. Sięgnąłem po ostatnią piłkę. Zmobilizowany w duchu liczyłem na siebie, że trafię w sam środek i wszystkie kręgle spadną, dając mi upragnione zwycięstwo.

Naprawdę w to wierzyłem...

Szczęście mi dzisiaj jednak nie sprzyjało. Przy wykonywanym rzucie, psiknąłem i przez to trochę odrzuciło mi głowę do tyłu, a rzucona piłka trafiła we właściciela budki.

— Na zdrowie... — szepnął Marek po dłuższej ciszy panującej między nami wszystkimi.

Nie byłoby nic w tym takiego, gdyby nie fakt, że trafiłem tego pana w krocze...

— Bardzo, ale to bardzo pana przepraszam — powiedziałem skruszony, a tamten tylko westchnął i wyciągnął z jakiejś skrzyni mały breloczek z różowym misiem. Podał mi go, uśmiechając się sztucznie w moim kierunku.

Shoty z SektaBaru || KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz