Trup umiera ostatni

64 15 29
                                    

Kiedy 16 marca życie opuściło Piotra Sawickiego, w jego mieście nie rozdzwoniły się dzwony. Nie bito na alarm, a tłumy nie płakały na ulicach. Kiedy umarł, świat zanurzony był po szyję w szarej, jesiennej mgle, a jego spokojne serce biło równym rytmem zwyczajnych, ludzkich spraw.

I tak zwyczajnie, ludzko, umarł też Piotr. Przepracowawszy całe życie w korporacji, która w równym stopniu przejęła się jego przybyciem, jak i odejściem, dokonał swoich dni we własnym łóżku, tak wybornie znudzony i przemęczony, jak tylko oczekuje się po osobie prowadzącej równie stosowne i nienaganne życie. Kiedy żona znalazła go kilka godzin później, był już zupełnie gdzie indziej.

I nie był tam sam.

Najpierw, rzeczywiście, zdawało mu się, że był. Kiedy ocknął się w bieli, już nie na ziemi, ale w jakiś sposób nadal będąc, zrazu nikogo wokół siebie nie dostrzegł. Dopiero po chwili z nicości wyłonił się tłum postaci i stanął przed nim, a on zaskoczony aż cofnął się o krok.

– Kim jesteście? – spytał.

Tłum spojrzał na niego doskonałym, płynnym ruchem a ich rozmyte twarze skupiły na nim skryte za mgłą oczy.

– Jesteśmy Śmiercią.

– Wy? Wszyscy?

I nagle dostrzegł ich twarze i zdumiony bezgłośnie poruszył wargami, bo cały ten tłum, wszystkie dzieci, dorośli i starcy były nim samym, zatrzymanym kolejno w różnych etapach swojego życia.

– Jesteśmy wszystkim, co w tobie umarło.

– Ale każda z was... jest całością – wyszeptał w trwodze. – Aż tyle mnie...?

– Tyle straciłeś.

Przez chwilę milczenie zapanowało w tej nieziemskiej bieli, nagle jednak Piotr odzyskał rezon i z pogardą pokręcił głową.

– To nonsens – oznajmił.

A tłum odpowiedział.

– Więc słuchaj i sam zdecyduj. Czy zanim umarłeś, kiedykolwiek żyłeś?

Pierwszy podszedł do niego młody chłopak w głupiej czapeczce, nadal trochę niezdarny, ściskając w jednej ręce kij do golfa. Piotr spojrzał na niego i zaśmiał się pod nosem bez śladu rozbawienia.

– Golf? To sport dla starców i nudziarzy.

– Lubię go – odpowiedział chłopak i nagle spojrzał w oczy Piotra, spojrzał tak, jakby zaglądał do jego duszy i wydłubywał z niej skrawki siebie, dawno wdeptane w ziemię. – Ty lubiłeś.

– I jeszcze szybciej z niego wyrosłem – odpowiedział dobitnie.

– Czemu?

– A czy trzeba mieć jakiś powód? – Z niesmakiem wracał do żenujących wspomnień. – Byłbym pośmiewiskiem. Jaki dzieciak gra w golfa?

– Sprawiał ci przyjemność?

Piotr zamrugał, jakby to pytanie nigdy nie przyszło mu do głowy.

– Może.

– Innym?

– Skąd mam to wiedzieć?

– Więc grałeś, by sprawić przyjemność im czy sobie?

Piotr milczał.

– Czy ich akceptacja – drążył chłopak – kiedykolwiek sprawiła, że podskoczyłeś z radości jak wtedy, gdy pierwszy raz wbiłeś piłkę?

Coś drgnęło w Piotrze i poczuł złość na tę młodszą, głupszą część siebie, która była tak naiwna i tak mało wiedziała o życiu.

– Byłem tylko dzieckiem – rzucił. – Nie chciałem zostać pośmiewiskiem. Jest tyle innych sportów, które też mogły sprawić mi przyjemność.

Trup umiera ostatni || one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz