Rozdział drugi

13 1 2
                                    

Czekała w napięciu. Słyszała szuranie butów, przytłumione i podekscytowane głosy kobiet i mężczyzn, którzy zapewne zastanawiali się, co mogło spowodować tak nagłe zatrzymanie pociągu. Dziewczyna siedziała, wiercąc się niecierpliwie na swoim miejscu. W końcu wstała i niepewnie wyjrzała na korytarz. Napotkała zdezorientowane spojrzenia współpasażerów, ale nigdzie nie było śladu po tajemniczym chłopaku, który nakazał jej pozostanie w przedziale. Lecz, gdy tylko wysunęła stopę za próg, kątem oka dostrzegła białą czuprynę, kontrastującą na tle przeważnie ciemnych włosów reszty podróżnych. Cofnęła się szybko i zasunęła drzwi w tym samym momencie, w którym za szybą pojawiła się rozzłoszczona twarz chłopaka. Złapał za klamkę i szarpnął nią tak gwałtownie, że ręka Ivy uderzyła o framugę.

- Mówiłem żebyś siedziała na swoim miejscu? - warknął, a jego oczy nagle rozbłysły. Ivy miała wrażenie, że jego gniew płonie. W tym stanie można było powiedzieć, że wyglądał niesamowicie. Miał w sobie coś nadnaturalnego.

- Wyjrzałam tylko na chwilę - próbowała się tłumaczyć. Jednocześnie masowała obolałą rękę, która przy dotyku stawała się jeszcze bardziej bolesna, więc szybko ją puściła. Patrzyła teraz na nadgarstek, który robił się powoli coraz bardziej czerwony.

- Pokaż - polecił jej towarzysz, z którego złość nagle jakby wyparowała. Wyciągnął dłoń, by złapać rękę Ivy. Pomyślała wtedy, że chłopak potrafi być naprawdę delikatny. Dotyk jego palców zdawał się nieść ulgę.

- Na szczęście nie jest zwichnięty. Wybacz - mruknął, rumieniąc się lekko, jakby zawstydził go sam fakt, że musi ją przeprosić.

- W porządku, zaraz przejdzie - uśmiechnęła się niemrawo. - Dowiedziałeś się, co się stało z pociągiem?

- Konduktor nie był w stanie mi udzielić dokładniejszych informacji, niż to, że jest jakaś awaria pieca - westchnął, siadając i zabrał się z powrotem do czytania. Ivy pokiwała głową i również zajęła miejsce naprzeciwko. Dziwnie się czuła, gdy pociąg stał. Może wyjdę na zewnątrz? - pomyślała, patrząc na ładny, kolorowy las za oknem. Wstała i podeszła do drzwi.

- Dokąd się wybierasz? - zapytał chłopak, nie odrywając oczu od książki.

- A co cię to obchodzi? - odparła zirytowana. - Kim jesteś by mnie tak kontrolować?

Chłopak uniósł wzrok. Jego przenikliwe spojrzenie spoczęło na niej, sprawiając, że wstrzymała oddech.

- Martwię się, Ivy. Teraz nie pojmujesz, ale są ludzie, którzy, chcą twojej śmierci - powiedział poważnie. Dziewczyna struchlała.

- Skąd wiesz jak mam na imię? Co to za ludzie? O co chodzi, przecież miałam jedynie opuścić swój dom... - pytała drżącym głosem. Sprawa stawała się coraz bardziej tajemnicza. Chłopak przekrzywił głowię i poprawił kołnierz białej, eleganckiej koszuli. Ivy dopiero teraz zwróciła uwagę na jego ubranie. Marynarka skrojona na miarę, pochodziła bez wątpienia, od jednego z najlepszych, londyńskich projektantów. Buty, wypolerowane na błysk, że ich czerń zdawała się emanować własnym światłem, nawet spinki do mankietów wydawały się drogie. Czy przed nią siedział jakiś angielski arystokrata? Który na dodatek wiedział o Ivy więcej niż ona sama.

- Dowiesz się wszystkiego, gdy dotrzemy do Birmingham. A przynajmniej tyle ile będzie ci niezbędne - odparł tonem, który definitywnie kończył dyskusję. Ivy zmarszczyła nos, ale nic więcej nie powiedziała. Odwróciła się ponownie w stronę drzwi.

- Muszę wiedzieć dokąd idziesz - usłyszała zza pleców.

- Na zewnątrz - mruknęła z rezygnacją i umknęła szybko przed spojrzeniem jej mimowolnego strażnika. Szła opustoszałym korytarzem. Wszyscy musieli być na dworze. Dotarła do wyjścia, gdzie przywitała ją ściana lasu z delikatnymi prześwitami skoszonych pól. Ivy odetchnęła świeżym powietrzem. Było tu zdecydowanie przyjemniej niż w pociągu. Na polanie obok torów zostało rozbite coś na kształt obozowiska. Kobiety siedziały na porozkładanych na trawie kocach i szalach, a mężczyźni stali, paląc papierosy. Ivy pomyślała, że mają szczęście, bo angielska jesień jest zwykle kapryśna. Jednak dzisiejszy dzień był naprawdę piękny. Dziewczyna zeszła na trawę i poszła dalej od ludzi w stronę otwartej przestrzeni. Przedzierała się chwilę przez krzaki jeżyn, aż dotarła na skraj lasu. Słońce chyliło się ku zachodowi, zalewając krajobraz złoto-pomarańczowym blaskiem. Ivy rozpływała się w tym widoku, poczuła się zjednoczona z naturą. Miała nadzieję, że nowe miejsce, w którym przyjdzie jej mieszkać będzie choć trochę podobne do wsi, w której się wychowała. Nie umiała sobie wyobrazić życia w zatłoczonym mieście. Jej myśli zaprzątnęły słowa, które usłyszała niedawno. Ktoś pragnie jej śmierci. Tylko dlaczego? Zawsze żyła w odosobnieniu. Nie miała wielu znajomych, nigdy nie miała nawet prawdziwego przyjaciela. Nie wychylała się zanadto, więc jakim cudem coś miałoby się dziać nad jej głową bez jej wiedzy. Z rozmyślań wyrwał ją ledwo słyszalny szelest. Nim zdążyła się odwrócić poczuła chłód na szyi. Zamarła, a gardło ścisnął strach.

- Nie odwracaj się - polecił jej nieznany głos. Wiedziała tylko, że należał do mężczyzny. Był zaskakująco ciepły, ale stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. Poczuła przyjemny zapach kawy. Co się tu dzieje? Obcy dalej trzymał otrze przy jej ciele.

- Masz to? - zapytał, ale skierował to pytanie do kogoś kogo Ivy nie widziała.

- Skąd panicz wie, że to ona? Będziemy mieć problemy, jeśli pomyliliśmy osoby - odparł lekko przestraszonym tonem towarzysz oprawcy.

- To musi być ona. Podwiń rękaw - nakazał dziewczynie pierwszy z mężczyzn i odsunął się od niej nieznacznie. Ivy drgnęła, ale zrobiła, co kazał. Nie odwracając się podwinęła rękaw bluzy i wystawiła rękę tak, by mogli dokładnie ją obejrzeć. Mężczyzna złapał jej nadgarstek i przekręcił przedramię tak, żeby widzieć jego wewnętrzną część. Oczom wszystkich ukazało się bladoróżowe znamię przypominające ni to krzyż, ni to strzałę.

- Mówiłem. Mamy właściwą dziewczynę - powiedział ten pierwszy z zadowoleniem. - A teraz dawaj to, co kazałem.

Ivy nie widziała, co to za przedmiot. Była przerażona i coraz bardziej żałowała, że nie uwierzyła do końca w słowa chłopaka z przedziału. Nie miała pojęcia, że niebezpieczeństwo jest aż tak realne. W końcu w ciągu osiemnastu lat jej życia nie działo się nic nadzwyczajnego, a tym bardziej próby zrobienia jej krzywdy. Postanowiła jednak przed ewentualną śmiercią spojrzeć przynajmniej na twarze napastników i odwróciła się. Przed nią stał elegancki, młody mężczyzna w cylindrze i fraku, w ręku trzymał ozdobny sztylet, który jeszcze chwilę wcześniej znajdował się na szyi Ivy. W drugiej dłoni trzymał laskę zakończoną gałką z masy perłowej. Sam wyraz jego twarzy nakazywał okazywanie szacunku. Kolejny arystokrata? Kto podróżuje tym pociągiem? Drugi był bardziej niepozorny. Jego ubiór nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym, gdyby Ivy spotkała go na ulicy pewnie nawet nie zwróciłaby na niego uwagi. Mógł być sługą "panicza", jak sam go przed chwilą nazywał.

- Co wam takiego zrobiłam? - szepnęła ledwie słyszalnie Ivy. Ręce drżały jej z emocji, nie wiedziała, na którego z nich patrzeć. Mężczyzna we fraku popatrzył na nią z pogardą.

- Kto by pomyślał, że wnuczka Nicolasa okaże się taką prostaczką - rzucił i schował sztylet.

- Skąd znasz imię mojego dziadka? - zapytała z zapartym tchem, a miejsce wcześniejszego strachu zastąpił gniew. Dlaczego wszyscy nagle wiedzą o niej tak dużo?

- Czyli dalej nic nie wiesz. Jakie to... - nie dokończył, bo nagle drzewo obok niego zapłonęło niebieskim, oślepiającym płomieniem. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, ale zanim to zrobił Ivy zdążyła zobaczyć jak na jego twarz wstępuje wyraz przerażenia.

- Spodziewałem się, odkąd zobaczyłem cię w pociągu, że będziesz próbował takich sztuczek, Fredericku - odezwał się zimno chłopak z przedziału, który wyrósł jak z podziemi kilka metrów za Ivy i resztą. Frederick zaśmiał się nerwowo.

- Nie mów mi, że jej bronisz. Nic się nie zmieniłeś. Dalej jesteś dzieckiem, Alastarze - odparł z ironicznym uśmiechem, ale jego oczy pozostały przestraszone. Ivy patrzyła to na jednego, to na drugiego. Więc chłopak z przedziału ma na imię Alastar. Nie brzmiało ono jakby pochodził z Anglii, choć w jego akcencie nie słychać było naleciałości z innych regionów Wielkiej Brytanii. Białowłosy chłopak zacisnął pięści, a jego twarz zasłonił nieokiełznany gniew.

- Pożałujesz, że próbowałeś jej tknąć - wycedził, unosząc prawą dłoń w stronę Fredericka.

Zagubiona pośród cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz