Spotkanie

20 3 0
                                    

Był zwyczajny, ciepły dzień w miasteczku Plymouth (1). Po ulicach jeździły samochody łamiące co chwila jakieś zasady ruchu, na chodnikach tłoczyli się ludzie. Jacyś urzędnicy, a może pracownicy korporacji. Gołębie latały po bezchmurnym niebie, a pojedyncze drzewa, których nikt jeszcze nie zdążył wyciąć kołysały się na delikatnym wietrze.

Zwykły dzień, a po środku niego, po środku pośpiechu i gwaru wolno szła dziewczyna. Powoli, jakby leniwie stawiała nogę za nogą. Cała jej sylwetka była lekko zgarbiona, w ręce trzymała torebkę, która mocno jej ciążyła. Wydawała się okropnie zmęczona i zasmucona- mowa jej ciała wskazywała na to jednoznacznie. Ubrana była w zaskakująco ładną, zwiewną sukienkę w kwiatki i delikatne czarne buciki. Włosy ułożone miała w delikatne upięcie. W ogóle, to gdyby nie jej postawa, to zwykły przechodzień pomyśleć by mógł, że idzie na wesele, randkę lub jakąś inną wystawną uroczystość.

Dziewczyna powoli doszła do dworca gdzie odnalazła peron z którego odjeżdżał jej pociąg i usiadła na ławce. Obejrzała się dookoła, w oddali stały pojedyncze osoby zajęte własnymi sprawami. Dziewczyna podciągnęła nogi na ławkę i objęła je rękami. Pochyliła głowę, a po jej policzkach poleciały łzy. Czuła się okropnie, w głowie miała sytuacje, które wydarzyły się przez parę ostatnich dni i które ostatecznie doprowadziły ją do takiego stanu. A to, że była z dala od domu i sama jak palec tylko potęgowało jej smutek.

Trwała w uczuciu beznadziejności, bólu i łzach. Z każdą minutą było coraz gorzej, dziewczyna coraz bardziej zagłębiała się w mroku, który ją ogarnął.

-Cześć- usłyszała nagle i bardzo się przestraszyła. Podniosła oczy i zobaczyła, że przed nią stoi chłopak w mniej więcej jej wieku. Patrzył na nią z zainteresowaniem i troską, a na jego twarzy gościł serdeczny uśmiech
-Czy coś się stało?

-Nie, wszystko w porządku- skłamała dziewczyna pociągając nosem

-Hej, przecież płakałaś- odparł łagodnie i usiadł obok dziewczyny- od razu widać, że coś cię trapi!

-Przecież nawet mnie nie znasz...

-Ale jesteś człowiekiem, z jakimś problemem. A moim obowiązkiem jako istoty ludzkiej jest ci pomóc

-Czemu w ogóle cię to obchodzi?

-Jestem Nick- zignorował odpychającą odpowiedź dziewczyny- A ty?

-Beth

-Od Elizabeth?

-Nie, od Beatrice- dziewczyna mimowolnie zmarszczyła brwi wypowiadając swoje imię

-Więc widzisz Beatrice

-Na miłość Boską, tylko nie tak- podniosła głos jakby mimowolnie, lecz gdy tylko zorientowała się co zrobiła zaczerwieniła się i schowała twarz pomiędzy kolana- błagam nie pełnym imieniem!

-Spokojnie Beth, już nie będę- uśmiechnął się przepraszająco- Chciałem powiedzieć, że teraz skoro znam twoje imię jestem zobligowany, by ci pomóc.

- Nigdy nie odpuszczasz?

-Jeśli chodzi o drugą osobę to nigdy- podrapał się po głowie i przeczesał palcami grzywkę- dajesz, jak opowiesz komuś co cię gryzie, to ten ktoś może dać ci odstraszacz na gryzonia, albo przynajmniej lek na ugryzienia

- To było dziwne, wiesz?

- Wiem. Posłuchaj jestem nieznajomym, a z doświadczenia wiem, że to nieznajomi dają najlepsze rady- popatrzył na swoje stopy i lekko kopną kamyk leżący obok nich- chce ci pomóc

-Już wiem- dziewczyna nadal nie chciała pomocy od obcego typa- jesteś w jakimś kościelnym zgromadzeniu, albo charytatywnej organizacji i dlatego chcesz mi pomóc...

- CO? - gwałtownie odwrócił się w stronę dziewczyny- WEŹ NAWET NIE ŻARTUJ!!!

-Więc czemu?

- B-bo widzisz moja siostra rok temu popełniła samobójstwo- uśmiech, który ozdabiał jego twarz natychmiast spełzł. Twarz spochmurniała, a oczy zamarły wpatrzone w jeden punkt. Ten sam chłopak, który dopiero co tryskał energią i chęcią pomocy zdał się nagle jakby starzy o kilka lat i do bólu poważny- ale przed tym przez parę godzin siedziała w środku miasta

-Gdyby wtedy ktoś, ktokolwiek przyszedł do niej i no nie wiem porozmawiał, przytulił-w jego oczach stanęły łzy- może wtedy wszystko byłoby inaczej

-Nick, tak mi przykro

- Od tamtej pory obiecałem sobie, że gdy przyjdzie okazja, żeby komuś pomóc to nie odpuszczę i dołożę wszelkich starań, by go uratować

Oboje zamilkli. Cisza trwała parę dobrych minut, w tym czasie chłopak doszedł do siebie i ogarnął się psychicznie, a Beth podjęła decyzję.

-Chyba tym kupiłeś moje zaufanie... - głośno wciągnęła powietrze do płuc, poprawiła się na ławce i zaczęła opowiadać....




(1) Takie miasto naprawdę istnieje, znajduję się na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii, nad kanałem La Manche. Jednak występowanie nazwy tego miasta w tejże książce jest przypadkowa i losowa (po prostu nie chciało mi się nic wymyślać- proszę zrozumcie leniwego człowieka)

Dwie historie - dwoje nieznajomychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz