Rozdział 5

706 49 10
                                    

- Dawaj hajs, bo jak nie to marnie skończysz... - syknął ktoś zza pleców Fryderyka. 

Zaraz potem sam Frycek poczuł dość mocne uderzenie w ramię, został przygnieciony do ściany. Podniósł przerażony wzrok. Ujrzał przed sobą bandę szkolnych huliganów. Postrach szkoły. Byli co prawda dooiero w drugiej klasie, ale to nie przeszkadzało im w regularnym okradaniu i przetrzepywaniu uczniów szkoły, co zresztą, ku oburzeniu rodziców i kadry profesorskiej, uchodziło im na sucho. Teraz postrach szkoły pochylał się ciasno nad przerażonym, bezradnym Fryderykiem, który sięgał do plecaka w celu wyjęcia z niego swoich oszczędności. Całą ta chwila, zwłąszcza dla Fryderyka, dłużyła się w nieskończoność. Bładził wzrokiem po bokach, kompletnie nie mogąc uświadomić sobie, co właśnie się stało. 

- Szybciej - ponaglił bezczelnie jeden z nich. 

- Nie mam - Fryderyk spróbował nadać swojemu głosowi obojętny, suchy ton, lecz nadal strach brał górę. 

- Nie? - jeden z drugoklasistów wyrwał mu plecak, drugi chwycił mocno za ramiona i przygniótł do ściany jeszcze mocniej. 

Fryderyk jęknął zrozpaczony. 

- Nie kłąm dzieciaku, wiesz chyba dobrze, jak skończysz, jeżeli... 

- Ekhem! - wszyscy odwrócili się jak na komendę. Już chwilę później grupa rozpierzchła się bez słowa, ukazując wybawcę Fryderyka. 

Radośc Frysi uleciała z niego tak szybko, jak w niego wstąpiła. Jego wybawcą byłbowiem nikt inny jak... Ferenc Liszt. Węgier, niby kolega po fachu, chodzący do równoległej klasy międzynarodowej. Jakoś, niby, go nie trawił. "Ale on ma śliczne oczy..." W zasadzie Fryderyk jeszcze nigdy tak o nim nie myślał... Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, stojąc naprzeciw siebie. W spojrzeniu Ferenca było bowiem coś takiego, co nie pozwalało Fryderykowi oderwać od niego wzroku, po prostu zatapiał się bez pamięci w tym szarozielonym spojrzeniu... Rozmyślania przerwał im dzwonek. 

- N-nic Ci nie jest? - spytał nieśmiało Liszt, podchodząc bliżej. Ciało Fryderyka ogarnęło dziwne ciepło. 

- Nie. dzięki. Pa - powiedział szybko Fryderyk, po czym odbiegł, zostawiając skonsternowanego Ferenca samego, na środku boiska szkolnego. 

*

Fryderyk pobiegł za budynek szkoły. Chwycił się za kołnierz koszuli, próbując uspokoić oddech. "Co się ze mną dzieje?", zapytał w myślach sam siebie. Przecież... to tylko Ferenc do niego podszedł... Tylko, czy aż...? Ferenc uratował mu skórę, a on po prostu odbiegł... "Czy aby podziękowałem?", zaniepokoił się Fryderyk. 

Modern romantyzm au // Słowackiewicz&LisztinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz