Rozdział 11

512 37 0
                                    

- Pospiesz się! 

Fryderyk już ponad pół godziny stał pod prysznicem, zalewając ciało gorącą wodą, a umysł tysiącami przemyśleń, pytań i obaw. Być może dzisiaj dowiedzą się więcej o wycieczce...? 

- Fryderyku, spóźnisz się do szkoły. 

Faktycznie, do rozpoczęcia lekcji zostało 40 minut, a on był zupełnie w proszku. 

W zasadzie... należałoby zaznaczyć, że do autobusu zostało mu 20 minut, więc czasu miał jeszcze mniej. 

Szybko wycierając włosy, ubierając pierwsze lepsze wyciągnięte z szafy ubrania kontynuował swoje rozmyślania, w których tak naprawdę sam już się pogubił... Za często bowiem przybierały one kształt pewnego pianisty z klasy międzynarodowej. 

*

Ferenc na przystanek dobiegł w ostatniej chwili. Szybko wskoczył do autobusu, ściągając na siebie oburzone spojrzenia wszystkich starszych pań w promieniu kilku metrów, po czym odetchnął z ulgą. Ta ulga nie trwała jednak długo, bo pierwszą osobą, którą Ferenc ujrzał po skasowaniu biletu był Fryderyk. 

W zasadzie to już pisali ze sobą trochę... Ale przecież rozmowa na żywo znacznie różni się od konwersacji w internecie. Co nie zmienia faktu, że w obu przypadkach początek jest najtrudniejszy. 

Ferenc wahał się przez chwilę: podejść czy nie? Z jednej strony, kompletnie nie miał pojęcia, co powiedzieć, z drugiej natomiast, byłoby to co najmniej niemiłe, gdyby tylko patzrył się na niego przez całą drogę. 

*

On tu był. 

W zasadzie nic specjalnego. Jazda autobusem z kolegą ze szkoły. 


Kolegą...?  


Fryderyk tak bardzo chciałby poszerzyć ich znajomość... 


- Cześć - z rozmyślań wyrwał go radosny, choć niepewny głos Ferenca. 

- Hej - odpowiedział Fryderyk, uśmiechając się lekko. 

Frycek po prostu nie mógł powstrzymać się przed spojrzeniem Ferencowi w oczy. 

- Jak... jak się czujesz..? - zapytał Ferenc, gniotąc w palcach skrawek koszuli. 

Fryderyk westchnął cicho słysząc jego głos. Niepewny, lekko łamiący się... starający silić się na obojętność. 

Sam Frycek też silił się na obojętność, ale wychodziło mu to niezaprzeczalnie lepiej niż Ferencowi. 

- Bardzo dobrze. A Ty...? - odpowiedział Frycek. 

- Te-eż. Dzięki. 

"No to była konwersacja na poziomie przedszkola", zauważył w myślach Ferenc, wychodząc z autobusu. Na samo przypomnienie wydarzeń sprzed kilkunasty sekund parsknął śmiechem. 

W odpowiedzi otrzymał pytające spojrzenie Fryderyka, który szedł koło niego z rękoma wciśniętymi głęboko w kieszenie spodni, ze wzrokiem wbitym w ziemię. 

Ferenc machnął tylko ręką. 

- Nasza rozmowa przed chwilą musiała wyglądać co najmniej śmiesznie - wyjaśnił, odwracając głowę w stronę Fryderyka. 

Frycek zaśmiał się cicho. 

- O której dzisiaj kończysz? - zapytał Ferenc, zdecydowanie śmielej, niż poprzednio. 

Zatrzymali się przed budynkiem szkoły. Fryderyk zerknął szybko na ekran telefonu, po czym znów spojrzał Ferencowi w oczy. 

- 13:30 - odpowiedział trochę zbyt stanowczo. 

Ferenc pokiwał głową i odwrócił wzrok rumieniąc się lekko. 

- Hm. Tym razem ja kończę dużo później. Może wyszlibyśmy kiedyś na kawę...? - zaproponował Ferenc, wbijając wzrok w ziemię i kopiąc od niechcenia jakiś kamień. 

Fryderyk poczuł jak jego serce znacznie przyspiesza. 

- P-pewnie - odpowiedział z ciepłym uśmiechem. 

- Czyli jeszcze zobaczymy kiedy nam obu pasuje, teraz muszę iść. Ty chyba zresztą też - zauważył z uśmiechem Węgier. 

Fryderyk pokiwał głową. 

- Do zobaczenia... - powiedział, wchodząc do budynku szkoły głównym wejściem. 

Ferenc odprowadził go jeszcze wzrokiem, po czym z uśmiechem przeszedł przez boisko szkolne, wchodząc do szatni. 

*

- Przepraszam za spóźnienie - powiedział cicho Fryderyk, przechodząc przez salę lekcyjną do swojej ławki. 

Dlaczego musiał spóźnić się akurat na lekcję wychowawczą? A może to nie była jeszcze lekcja wychowawcza...? 

- Oh, nasz wzorowy uczeń się spóźnił! Podaj powód swojego spóźnienia - poprosił Julek zaraz po tym, jak Fryderyk znalazł się koło niego. 

- Autobus się spóźnił - skłamał Fryderyk, nie odwracając się nawet w stronę przyjaciela, patrząc tylko na tablicę, tym samym w jakimś stopniu zasłaniając rumieniec, który wykwitł właśnie na jego twarzy. 

Juliusz wzruszył ramionami i oparł głowę na dłoniach. Zachowanie Fryderyka odebrał jako wyraźny sygnał, że pogadają na przerwie. 

Julek położył głowę na ławce i przymknął oczy. Ostatnim zdaniem, które zdołał zakodować w swojej pamięci, były słowa wypowiedziane przez nauczyciela tak samo monotonnie jak cała przekazywana przez niego wiedza: "na następnej godzinie przedstawię wam dokładny harmonogram wycieczki". 




A/N

Dzisiaj napisałam jeszcze troszkę dłuższy rozdział i wreszcie coś tu się dzieje. No i wreszcie przechodzimy do wątku wycieczki. 

Dajcie znać czy wam się podobało! 

Miłego dnia! 🖋

Modern romantyzm au // Słowackiewicz&LisztinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz