prolog

13 2 1
                                    

Pov Maja

Rozmawialam na discordzie z naszą ekipa pakując ostatnie rzeczy do walizek, za 2godziny miałam pociąg do Warszawy muszę się wyrobić jakoś. Jestem debilem jak można grać do 3 i zapomnieć się spakować gdy ma się na to miesiąc. Brałam co było pod ręką, modliłam się bym niczego nie zapomniała.

- ej maha o której będziesz na miejscu ? - zapytała Nikola.

- eeee nie wiem jak się spóźnię do nie będę ale raczej na 11, a o której jest lot? - odparłam.

- 12.30 chyba zaraz jeszcze sprawdzę, a właśnie masz bilet spakowany? - odpowiedziała Nikola.

- o kurwa nie, nie wiem gdzie on jest - na te słowa nastała cisza no prócz mnie która się wyjebała o doniczkę na korytarzu w poszukiwaniu biletu.

- MAM - wydarlam się biegnąc do pokoju z puszka redbulla i biletem.

Miałam pół godziny do pociągu. Wyniosłam walizki na korytarz i zamówiłam ubera. Zatrzymałam się przed lustrem w małym ciasnym przedpokoju. Włosy po za ramiona w kolorze ciemnego brązu ładnie komponowały się z piegami na mojej skórze. Nie byłam ani jakoś opalona ani kompletnie blada. Coś pomiędzy. Zielone oczy które wprawiają niektórych w zainteresowanie moja osoba, pojebane trochę. Miałam na sobie czarną ciepła bluzę z MISBHV. Tego samego koloru jeansy i botki na obcasie typowo zimowe. Zarzuciłam na siebie kurtkę oraz założyłam czapkę. Zimy w tym roku były dość mroźnie, a śniegu aż nadmiar. Z zamyśleń wyrwało mnie powiadomienie. Uber jest na miejscu.

Wzięłam do rąk walizki oraz plecak i kierowałam się w dół. Po chwili wszystko schowałam do bagażnika. Byłam już na dworcu. Powiadomiłam o tym grupę. Ledwo co zdarzyłam na pociąg. Skasowałam bilet oraz zajęłam miejsce przy oknie. Na moje szczęście w tej strefie pociągu nie było nikogo. Założyłam słuchawki i puściłam ulubionego wykonawcę Nikoli czyli no ofc reto.

---

Dojechałam. Zamówiłam ubera na lotnisko, czekając zamówiłam jeszcze karmelowe frappucino w starbuksie niedaleko. Zdenerowawałam się, utknęliśmy w długim korku mimo że byliśmy już prawie przy celu jakiś nie cały kilometr do lotniska Chopina. Zostało 30 minut to lotu. Zapłaciłam panu, wzięłam walizki w ręce i biegłam cholerny kilomentr w grudniu na lotnisko. Po drodze miałam z tysiąc zawałów serca chyba. Ale zdążyłam. Szybko dałam bagaże na taśmę i jeden podręczny ze sobą. Pobiegłam przez bramki gdzie za nimi czekała już cała ekipa, na szybko się przywitaliśmy i jak debile po mefedronie pobiegliśmy na samolot. To było szalone. Lecieliśmy do Portugalii, lot będzie trochę trwał..

• Święta •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz