rozdział I

26 8 13
                                    

Idę właśnie jedną z niebiańskich alejek. Stąpam po białych obłokach przez które przemykają pojedyncze promienie zachodzącego słońca. Są takie piękne tu róż tam pomarańcz, jeszcze indziej krwista czerwień. Patrzę pod nogi a nie przed siebie przed co na kogoś wpadam.

- Oj przepraszam najmocniej - I już się zaczyna - Naprawdę nie chciałem na Ciebie wpaść. Nie patrzyłem przed siebie - I właśnie tego nienawidzę w niebie. Anioły tu są zbyt grzeczne, zbyt uprzejme, zbyt miłe, zbyt idealne, aż żygam na ten widok.

A teraz co stoi przede mną o głowę wyższy łysy napakowany anioł z wyższej rangi, który powalił by mnie jednym ciosem, płaszczy się przede mną jak bym to ja był teraz na jego miejscu.

-Po co mnie przepraszasz! - Odrzekłem mu trochę unosząc głos

- B-b-bo na Ci-cie-bie wpa-pa-dłem - No teraz to sobie ze mnie chyba żartujesz typie.

-Ty się jąkasz!? - Przełknął głośno śline, na co parsknołem śmiechem
- Kurwa nie wierzę ty się mnie boisz - mówiłem już cały roześmiany - To ja do jasnej cholery powinienem się bać Ciebie. Jesteś ode mnie większy i na pewno silniejszy. Powinieneś na mnie krzyczeć i mnie pobić potem zostawić i mieć w dupie a ty mnie kurwa przepraszasz! - dźgałem go palcem w tors który nie powiem był twardy jak skała. Patrzyłem w brązowe oczy które napełniały się łzami - Serio teraz się poryczysz bo niższa ranga cie poucza SERIO! - nie wytrzymał i się rozpłakał. Jego głos był tak donośny że anioły wyglądały z okien złocistych kamienic. Słyszałem zgrzyt zbroi, ale zanim się odwróciłem dostałem czymś twardym w głowę i już leżałem twarzą na obłokach. Na moje szczęście nie były twarde. Próbowałem się podnieść, ale coś lub ktoś położył mi buta na twarzy po czym ręce spiął w żelazne kajdany i podniósł z ziemi, prowadząc w dobrze znane mi mjejsce.

«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»

Siedzę w celi już kilka godzin. Nie wypuszczą mnie puki się nie wyspowiadam z grzechów i odpokutuje winy.

-Jak ty to robisz że już trzeci raz w tym tygodniu się widzimy - Zapytał wchodząc do pomieszczenia strażnik

-Po prostu bardzo Cię lubie i nie mogę bez Ciebie żyć - Uśmiechnąłem się cwanie - Dobrze że zawsze trafiam do tej samej - Wskazuje ręką na cele - Mam do niej sentyment - on tylko prychnął i wyszedł. Długo nie czekałem na jego powrót. A nawet kumpla zaprosił - A ty co!? po autograf !? - Parsknąłem pod nosem

-Już se tak nie zchlebiaj - Odezwał się pimpek na posyłki - Zaraz będziesz piszczeć z bólu - O co im kurwa chodzi!

Pimpek do mnie podszedł i złapał za kark przygniatając do podłogi. Wyciągnął coś z kieszeni. Słyszałem dźwięk otwieranego scyzoryka. Nagle poczułem niewyobrażalny ból pleców.

- Aaaaaaaaaa! - Tylko tyle zdołałem z siebie wydusić bo zemdlałem.

AngelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz