Kiedyś...?

24 3 0
                                    

Stali naprzeciw siebie.

Odgłosy walki nie ucichły. Ludzie nie przestali nagle umierać.Wszystko trwało i chyba to było najgorsze.

Hwi chciał, żeby wszystko się zmieniło. Żeby było tak jak w filmach. Żeby przestał czuć odór krwi, słyszeć krzyki śmiertelnie rannych towarzyszy i wrogów, żeby cofnął się do czasów, kiedy miecze były drewniane i zostawiały tylko siniaki.

Żeby wpatrzone w niego brązowe, mieniące się stalą oczy wciąż były pełne cieepła i uczucia, a ból w nich zniknął. Żeby krew na jego ciuchach była wymyślona, widziana tylko oczami wyobraźni tak jak wtedy, kiedy walczyli na treninach.

Stali naprzeciw siebie.

Seon-ho nie czuł bólu. Jego ramiona były przyzwyczajone do trzymania miecza, ciało nauczyło się biegać w ciężkiej zbroi jaką miał teraz na sobie, a takie draśniecia, z których krew powoli farbowała jego szatę na czerwono, były już dla niego norma. P r z y z w y c z a i ł s i ę d o n i c h. A przynajmniej tak sobie wmawiał.

Ale prawdziwy ból dotknął go, kiedy jego oczy napotkały te jego. Te oczy, które niegdyś były wypełnione uczuciem przeznaczonym tylko dla niego, a teraz jedyne ciepło, jakie w nich widział to blask odbijającego się ognia pochodni.

Stali naprzeciw siebie.

Ich spojrzenia się zmieniły, kiedy oboje zauważyli to, co było i już nigdy nie będzie. Idąc tu wiedzieli, że nie będzie odwrotu. Mieli nadzieję, która roztrzaskała się w małe kawałeczki, gdy spojrzeli sobie w oczy. I teraz stali tu, pośrodku pola bitwy, pośrodku zapachu krwi, ciał trupów, jęków rannych, okrzyków walczących, pośrodku potu, żaru bijącego od ognia, pośrodku śmierci.

Ruszyli w swoim kierunku.

Pierwszy krok. Drugi. Ugięcie kolana. Odbicie się od ziemi. Wyskok.

Ruszyli w swoim kierunku.

Pierwszy krok. Drugi. Noga przed siebie. Ugięcie kolan. Przyjęcie postawy obronnej na uderzenie z góry.

Ruszyli w swoim kierunku.

Ich miecze zdeżyły się, lecz żaden z nich nie usłyszał dźwięku stali. Na ułamek sekundy widzieli siebie, sprzed dziesięciu lat, gdy ich miecze były jeszcze drewniane, gdy ciepło w ich oczach nie było tylko odbijającym się pożarem. Przez ułamek sekundy usłyszeli uderzenie drewna o drewno. Malutkie uśmieszki na ich ustach pojawiły się też na ułamek sekundy.

A tuż po tym wirowali już w tańcu śmierci, a dzwięki uderzania stali o stal mieszały się z tysiącem innych odgłosów.


Szczerze, trochę nie wiem co to miało być. Nawet nazwać tego nie umiem. No, ale powstało i mam nadzieję, że mimo wszystko się podobało.

My Country: The New Age//One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz