Remis

16 0 3
                                    

- Kto pierwszy trafi bażanta wygrywa 10 srebrników!

Nie pamiętają nawet, który z nich wyszedł z tą propozycją jako pierwszy. Wiedzą tylko, że odrzucili miecze i ruszyli przed siebie biegiem. Obaj chcieli być najlepsi. Obaj byli.

Strzały śmigają, lecz żadna nie może trafić – bażanty uciekają, już z daleka słysząc śmiech dwóch dziesięcioletnich chłopców, którzy próbują się opanować, ale co mogą poradzić, gdy śmiech jest silniejszy od nich? Biegną szybko, drzewa wokół zlewają się w jedną, brązowo zieloną masę, lecz nagle stają. Cel jest tuż przed nimi. Siedzi spokojnie na konarze drzewa, nieświadomy, jakby czekając na śmierć. Podchodzą jak najbliżej, jedniocześnie naciągając łuki. W tym samym momencie wymieniają uśmiechy i wstrzymują oddech.

Obie strzały wbijają się prosto w serce ptaka, który ginie na miejscu.

Wymieniają spojrzenia i zaczynają się śmiać.

- To co w tym momencie? - pyta się Hwi, kiedy tylko przestaje się smiać.

- Wygląda na to, że jesteśmy kwita. - Odpowiada Seon Ho z malutkim uśmieszkiem na ustach.

- Kto pierwszy w domu wygrywa 10 srebrników!

Nie trzeba było więcej mówić – od razu póścili się biegiem. Byli bardziej wysportowani niż trzynastolatkowie w ich wieku, ale mieli podobną kondycje – w końcu ćwiczyli razem od najmłodszych lat.

Tym razem się nie śmieją, jednak uśmiech nie może zejść im z twarzy. Biegną jak najszybciej, przeskakując krzaki i omijając gałęzie, a świat znowu zlewa się w jedną, zielono brązową masę. Szaty zaczepiają im się o drzewa, prawie potykają się o własne nogi, kiedy zbiegają ze wzgórza. Tym razem jednak nie grają fair – Seon-Ho podstawia Hwi nogę, a ten wywraca się, ciągnąc go za sobą. Staczają się ze wzgórza i żaden nie ma siły już wstać. Leżą koło siebie, patrząc w chmury, wciąż jeszcze oddychając ciężko po długim biegu.

- Remis? - Pyta Hwi, obracając głowę, żeby spojrzeć na przyjaciela.

- Remis? - odpowiada Seon-ho z lekkim uiśmiechem, wciąż wpatrzony w niebo.

- Ko przejdzie egzamin wygrywa 10 srebrników!

Wreszcie coś, w czym nie może być remisu – myślą obaj i czują lekki smutek, jednak już po chwili chęć wygranej zaślepia ich. Miech wtgra najlepszy.

Nie śmieją się. Nie uśmiechają. Podnoszą miecze, stając naprzeciw siebie w pozycjach do ataku i czekają na sygnał. Może wygrać tylko jeden. Tylko. Jeden.

Ich twarze nie pokazują rzadnych uczuć, tylko w oczach tli się chęć wygranej i ta dawka uczucia, którą wciąż mają. Wciąż są dziećmi, którzy zakładają się tylko o 10 srebrników.

Sygnał przecina powietrze.

- Oboje wiemy, że nie wygrałeś. - cichy głos Hwi brzmi zimno, wręcz ostro. Seon-Ho zatrzymuje się, jednak nie patrzy na niego.

- Ty też nie. - odpowiada i dopiero wtedy może na niego spojrzeć. Jego oczy błyszczą w ciemności, a usta wykrzywiają się w uśmiechu tak, jak usta drugiego chłopaka.

- więc jesteśmy kwita. - to bardziej stwierdzenie, ale i Seon-Ho i tak kiwa głową.

- Kto przeżyje tą bitwę wygrywa 10 srebrników.

Hwi nie ma pojęcia czemu mówi te słowa, są dziecinne, ale tak kojące i naturalne w swojej prostocie. Oczy Seon-Ho błyskają zdziwieniem, ale kiwa głową.

Ich oczy są zimne. Nie ma w nich tego uczycia, które było zawsze. Twarze wykrzywione nienawiścią, skierowaną bardziej do całego tego świata niż do siebie nawzajem. Dlaczego skończyli po przeciwnych stronach, teraz walcząc na śmierć i życie? Czemu zemsta zaprowadziła ich aż tak daleko? Czemu ich miecze są zrobione ze stali, przecinając skóre niczym płutno, zamiast zostawiając siniaki?

Miecz Hwi przecina bok Seon-Ho i chociaż oboje są w szoku – jeden bardziej od drugiego, półszlachcic jest w stanie tylko wyszeptać ciche:

- Nie myśl, że wygrałeś, Hwi. Będzie remis, jak zawsze.

„Mam nadzieję" myśli chłopak, wyciągając miecz i obracając się w stronę Nam Jeona.

- Kto pierwszy dotrze do stolicy wygrywa 10 srebrników!

Krzyczy Hwi bo, kurcze, jak mógłby tego nie powiedzieć? Wiatr rozwiewa ich włosy, pęd powietrza uderza w twarz, kiedy galopują koło siebie przez pole, wreszcie razem.

Ich usta wreszcie znowu są uśmiechnięte, oczy błyszczą uczuciem, tym ciepłem, którego brakowało im od tak dawna.

- Już są moje! - odkrzykuje Seon-Ho i popędza konia.

Oboje wbijają wzrok przed siebie, chcąc być jak najlepsi, jednak oboje galopują w tym samym tempie. Pochylają się nad szyjami koni, tylko kątem oka plnując, żeby drugi nie został w tyle. W końcu ma być remis, jak zawsze.

- To już robi się nudne. - mruczy Seon-Ho, kiedy mijają wejście do stolicy w tym samym czasie. Hwi uśmiecha się i dźga go delikatnie łokciem w brzuch.

- Uwielbiasz to. Remis.

- Kto przeżyje wygrywa 10 srebrników.

Mruczy pod nosem Hwi, po raz ostatni sprawdzając stan strzał. Stoją przed wejściem do pałacu. Seon-Ho patrzy na niego. Oboje wiedzą. Oboje robią wszystko, żeby tym razem było inaczej, ale oboje wiedzą. Znowu będzie remis.

Pierwsi strażnicy ginął od strzał, jeszcze zanim zdążął wyciągnąć miecze. Potem stal mieczy dwóch przyjaciół przebija klatki piersiowe kolejnych wojowników. Wbiegają przez zamykające się drzwi do pałacu.

Kiedy Hwi wybiega z pałacu, widzi Seon-Ho klęczącego i już wie. Chwyta go w ramiona, starając się otrzeć krew z jego twarzy, żeby móc spojrzeć na niego po raz ostatni. Oboje wiedzą.

- Chyba wygrałeś... - udaje się wykrztusić półszlachcicowi, a kolejne stróżki krwi pomieszanej ze śliną wypływają z jego ust.

- Ciii, nic nie mów. Wiesz, że będzie remis. - Uśmiecha się Hwi, odgarniając spocone kosmyki z jego czoła. Krew zostaje mu na palcach, ale on nie zwraca na to uwagi.

I kiedy pierwsze strzały wbijają się w jego plecy, a ból przecina jego ciało, jest w stanie tylko wyszeptać cicho:

- Zawsze jest remis.


Mówiłam, że nie będą tylko fluff, proszę mnie nie bić! W każdym razie dzisiaj leci trochę dłuższy hurt-comfort. Enjoy!

My Country: The New Age//One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz