Nie widziałam nic. Zupełnie nic. Tylko czarna pustka wokół. Byłam pewna, że gdybym pomachała dłonią przed twarzą, nie zauważyłabym różnicy. Jednak z racji, że jestem raczej leniwą osobą, nie chciało mi się sprawdzać tej teorii. Złowrogi szum drzew wprawiał mnie w paskudny nastrój. Pierwsze krople deszczu, spadające na moją głowę spomiędzy liści, wcale nie poprawiały sytuacji. Gdzieś w oddali rozległ się potężny grzmot, a błyskawica na chwilę lekko rozświetliła las. Obejrzałam się za siebie z niepokojem. Wbrew pozorom, zdecydowanie wolałam pozostać w całkowitym mroku.
Mocniej chwyciłam torbę i przyspieszyłam kroku. Złe przeczucia ścigały mnie jak ogary z nosami przy ziemi. Cóż mogę powiedzieć, moja kobieca intuicja rzadko się myliła. Tak było i tym razem. Kilka minut później zamarłam. Coś zwróciło moją uwagę. Gałązka złamana pod butem? Końskie parsknięcie? A może właśnie nienaturalny rodzaj ciszy, który nagle zapanował w lesie Duraim? Nie umiałam stwierdzić, co właściwie zwróciło moją uwagę, natomiast przenikliwy chłód zdecydowanie uświadomił mi, że to czas na rozpaczliwy bieg przed siebie.
Znasz to uczucie, kiedy nadchodzi gwałtowna burza, a ty stoisz na otwartej przestrzeni? Smugi coraz chłodniejszego powietrza owiewają nagie ramiona, włosy trzepoczą jak flaga na wietrze, elektryczność jest prawie namacalna wokół? Tak właśnie było w tamtym momencie. Rzeczywistość zamarła, gdy wystrzeliłam przed siebie sprintem, nie odwracając się za siebie. Nie musiałam go widzieć - wystarczająco wyraźnie czułam go jego obecność na granicy świadomości.
- Dragonfly! - basowy okrzyk poniósł się wśród gąszczu. Mimo, że dobiegał z dużej odległości, jego wibracja przeszyła moje ciało jak nóż. Sapnęłam z bólu, ale nie pozwoliłam sobie na słabość. Kto to widział, żeby elf poddał się bólowi? Zresztą ten zaraz zelżał - tym charakteryzował się "wpływ", czyli atak psychiczny. Nie zadawał obrażeń fizycznych, ale nieraz potrafił być dużo groźniejszy niż one.
Pogoń zbliżała się. Miałam wrażenie, że zmiechy drapią mnie po piętach. Mroczne potwory, które tropiły, węsząc czyjś strach. Wyglądały jak skrzyżowanie wilka z panterą, owite ciemnością gęstą jak smoła i wydzielającą podobny zapach. Służyły Wielkiemu Łowcy, którego imię zostało zapomniane wiele lat temu. Zresztą sam tego dopilnował - znając czyjeś imię, można mieć niewyobrażalną władzę nad jego życiem.
Zataczając się ze zmęczenia i potykając o korzenie, gnałam na oślep, pogrążając się w coraz większym zwątpieniu. Przecież nie dam rady im uciec... Jestem szybka - to prawda. Natomiast czy ktoś kiedyś przegonił cień? Może...
Mój wewnętrzny monolog został przerwany przez gwałtowne zderzenie z czymś dużym i twardym. Przeklęłam cicho pod nosem, lądując na ściółce.
- Taka ładna dziewczyna nie powinna samotnie włóczyć się po lesie. Nigdy nie wiadomo, na kogo wpadnie - uniosłam wzrok, próbując zobaczyć cokolwiek przed sobą.
- Kim jesteś? - zapytałam nieufnie, próbując wycofać się dyskretnie poza obszar zagrożenia.
- Mów mi Bart - mruknął mężczyzna. Złapał mnie za ramię i podciągnął do pozycji stojącej. - Przestań się szarpać, bo przerzucę cię przez ramię jak zdechłą sarnę. Nie łudź się, nie uciekniesz mi. Widzę w ciemności - parsknął pobłażliwie.
Chcąc nie chcąc, podporządkowałam się, zwłaszcza, że nie miałam czasu na kłótnie. Odór zmiechów był coraz bardziej wyczuwalny w powietrzu. W milczeniu dałam się prowadzić w nieznane.

CZYTASZ
Czarna Ważka
FantasySzybkość, inteligencja, odwaga... Mrok... Młoda elfka z przymusu wyrusza w podróż, by chronić życie swoje, swoich bliskich i całej krainy. Wielki Łowca wraz ze swoimi sługami wciąż depcze jej po piętach, ale nie spodziewa się, że tajemniczy przedmio...