Dom Węża mógł poszczycić się wieloma osiągnięciami, ale zapytani o to uczniowie zawsze przywoływali jeden zaledwie przykład - sezonowe imprezy. Huczne, pełne elegancji i starannych przygotowań, które odchodziły w zapomnienie średnio godzinę po rozpoczęciu wskutek różnorodnych trunków pietrzących się na stołach. Choć tematyczne wystroje budziły podziw, na tym nie kończył się wkład jaki ślizgoni musieli włożyć, by podtrzymać reputację najlepszych gospodarzy. Najbardziej zrzędliwe z skrzatów i personelu Hogwartu musiały zostać uciszeni odpowiednim zaklęciem, same lochy obłożone zaklęciami zatrzymującymi wszelki hałas wewnątrz. Należało sporządzić odpowiednią listę gości, nie uwzględniającą osób gotowych zdradzić wydarzenie wskutek ewentualnych nieprzyjemności i tych powszechnie uznawanych za wrogów Slytherinu.
Tak przynajmniej było jeszcze zeszłej zimy. Pieczę nad tegorocznym Halloween i osobami zaproszonymi sprawowała jedna z młodszych uczennic, nie do końca zorientowana w owych niepisanych zasadach i rozdająca zaszyfrowane wejściówki hojniej i gorliwiej, niż było to wskazane.
Ostry wiatr szarpał bezlitośnie gałęziami potężnych drzew i zasypywał grunt kaskadą pomarańczowych liści, unoszących się potem na taflach płytkich kałuży rozkwitłych obficie na już wcześniej podmokłym terenie. Deszcz nie ustawał od paru dni, nie ustępując w miarowym stukaniu o okna Wielkiej Sali. Krople zasnuwały widok, pogrążając pomieszczenie w mroku rozświetlanym jedynie drżącym światłem świec. Czerwonawe światło odbijało się w okularach Harry'ego, gdy z zdumieniem obserwował jak obca mu dziewczyna tanecznym krokiem odchodzi, rzuciwszy wcześniej zapieczątkowany liścik na jego kolana.
— Kolejna wielbicielka? — mruknął Ron, unosząc brew i ciekawsko zerkając na kopertę. Na próżno doszukiwali się w niej jakiegokolwiek podpisu czy inicjału, jedynie bystre oko węża o wysuwającym się raz po raz języku zdawało się z nich kpić, im dłużej wlepiali w nie zdezorientowane spojrzenia. Oprócz owej ilustracji stanowiącej swego rodzaju pieczątkę papier był nieskazitelnie czysty. Symbol Slytherinu nie wróżył niczego dobrego, ale było w tym coś intrygującego, toteż Harry cieszył się, że Hermiona zamiast kolacji wybrała naukę. Był pewien, że brunetka szybko pozbyłaby się dziwnego podarunku i w ułamku sekundy przeszła nad tym do porządku dziennego. Gryfon musiał przyznać, że brzmiało to najracjonalniej, ale nie zaspokoiłoby jego ciekawości, a jedynie ją spotęgowało.
Puścił sugestię Rona mimo uszu. Wbrew jego słowom wcale nie miał wielu wielbicielek, a wskutek kolejnych wydarzeń uczucia Hogwartczyków względem niego zmieniały się niczym kolor liści za oknem. Uwielbienie szybko mogło przeistoczyć się w pogardę, u niektórych owy niesmak pozostawał na dłużej. A węże, takie jak ten, który mrugał do niego z liściku miały w to swój chlubny wkład.
— No, otwórz! — Harry wzdrygnął się gwałtownie słysząc głos Seamusa tuż obok swojego ucha. Nie zdawał sobie sprawy ile spojrzeń zdążyli przyciągnąć, a uświadomienie sobie tego wcale nie zmniejszyło jego wątpliwości. Jeśli to kolejny z głupich żartów Ślizgonów z całą pewnością nie chciał paść jego ofiarą pod czujnym spojrzeniem połowy gryfońskiego stołu. Mrucząc pod nosem wrzucił kopertę do obszernej kieszeni szaty i ciągnąc Weasleya za ramię zaczął przepychać się do dormitorium. Ciche szepty i głośne nawoływania towarzyszyły mu do samego wyjścia, toteż spokój opustoszałych korytarzy przyjął z niewysłowioną wdzięcznością. Od czasu do czasu dało się słychać echa odległych kroków, jednak nie tracił czasu by zastanawiać się nad ich źródłem. Jeśli zawartość niepozornego listu okaże się niebezpieczna, najlepiej będzie, jeśli odkryje to i pozbędzie się go jak najszybciej.
₀․₀₀◦────────────────◦ ₃․₁₅
◂◂ ► Ⅱ ▸▸