1 (Czyste ręczniki)

47 0 0
                                    

— Dwadzieścia ręczników na siódme piętro. Pokój siedemdziesiąt trzy — komunikat kierowniczki sprawił, że zerwałam się z miejsca i od razu powędrowałam do metalowego wózka ze środkami czystości, pościelami i innymi rzeczami, potrzebnymi w hotelowym pokoju.

— Andrea poszła do kucharza, zanieść tace z wczorajszego bankietu. Ja mogę to zrobić — powiedziałam, zawiązując biały fartuszek.

— Świetnie! Jedno z głowy. Jak będziesz widziała Caroline, powiedz jej, że w obsłudze prosili ją o przyniesienie nowych rolek do paragonów.

— Jasne, nie ma problemu.

Zmęczona, przetarłam oczy. Nocna zmiana nie była moją ulubioną. O wiele bardziej wolałam przyjść do pracy o świcie i skończyć koło pierwszej, niż odsypiać potem w dzień. 

Powolnym i mozolnym krokiem wyruszyłam w stronę windy dla personelu. Kliknęłam siódemkę, oczekując zamknięcia się metalowych drzwi. Trzeba było przyznać, że to duże pudło na sznurach było nieźle przestarzałe w porównaniu do tego dla gości i w każdej chwili mogło się zaciąć, ale czy miałam targać ze sobą i wnosić to dziadostwo na kółkach w dodatku dwadzieścia metrów w górę? Niezbyt podobała mi się ta opcja, więc ryzykowałam.

Na moim zegarku wybiła godzina pierwsza dwadzieścia. Boże, kto o tej godzinie potrzebował aż dwudziestu ręczników, przecież to aż śmieszne. Czy ta osoba chce wycierać sobie każdą część ciała oddzielnym? Ja rozumiem, że to miejsce nie jest dla normalnie zarabiającego śmiertelnika, ale nie przesadzajmy. Znosiłam już różne dziwactwa, takie jak wybijanie szyb lub luster, co i tak zdawało się strasznie dziwaczne, bo nie wiadomo kto, mógł trzymać za swoim płaszczem nóż, a do szklanki wsypać truciznę.

Irytujące piknięcie uświadomiło mnie, że pora wyjść na korytarz. Wszędzie pozapalane były lampki na ścianach, które pokryte były farbą w kolorze kawy. Długi dywan ciągnął się aż po ostatni pokój z numerem siedemdziesiąt dziewięć.

Numery parzyste były z prawej strony, więc skierowałam się na lewo i po przejściu jeszcze paru kroków w końcu byłam na miejscu.

Zadzwoniłam specjalnym dzwonkiem do apartamentów, jednak nikt nie odpowiadał. Czekałam dwie minuty, maksymalnie cztery, ale kiedy nie uzyskałam odpowiedzi, postanowiłam spróbować ponownie. Okej, może nie jeden raz, a pięć, lecz co miałam zrobić, skoro zamówienie zostało ewidentnie złożone, no, chyba że był to tylko głupi żart.

Nastał czas na wycofanie się. Przecież w razie czego mogłam tu wrócić. Złapałam dłońmi za wózek i wtedy coś trzasnęło. Podskoczyłam do góry, kiedy drzwi z impetem otworzyły się, a w futrynie stanął brunet o ciemnych oczach.

— Dobry wieczór. Przyniosłam zamówione ręczniki — zdobyłam się na uśmiech. — Da pan radę sam, czy użyczyć ręki?

— Sam — odburknął, wyciągając z tylnej kieszeni swoich spodni portfel. Gdy ustawiałam stos białego materiału w koszyku, mężczyzna wyjął parę banknotów i rzucił je na wózek.

— Mogę wiedzieć, dlaczego pan rzuca tymi pieniędzmi? Nie dochodzi do płatności albo...

— Muszę je kupić — znów szybko urwał temat krótkim zdaniem.

— Przykro mi, jednak nie mogę tego zrobić. Asortyment należy do hotelu, jest on regularnie wymieniany i czyszczony, ale nie sprzedawany. Jeśli chce pan dokonywać płatności, proszę udać się do szefa. Aktualnie go nie ma, ale wierzę, że pojawi się z samego rana — wyrecytowałam regułkę, która mówiłam zawsze, gdy coś się działo. Chłopak spoglądał na mnie z wyjątkowo zabawnie przymrużonych oczu. Nie wiem, czy wyczekiwał reakcji bądź jakiegoś magicznego trafu, ale po prostu mi się przyglądał. Miałam ochotę podejść do niego, dać mu te cholerne ręczniki i sobie pójść, by usnąć gdzieś na fotelu, choć na sekundę, a nie użerać z jakimś dziwakiem.

— Nie komplikuj. Zamknij się, weź pieniądze i odejdź — oparł się o framugę ze zmęczonym wyrazem twarzy.

— Słucham? To, że jestem pokojówką, nie oznacza, że nie należy mi się odrobina szacunku — nadal starałam się używać miłego tonu, choć facet grał mi na nerwach jak nikt inny, a nie rozmawiałam z nim nawet trzech minut.

Gdy pakowałam materiały do kosza, chłopak wyrwał go ode mnie, jednak nie trzasnął drzwiami, czy po prostu odszedł. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam odczuwać niewyobrażalny lęk. W środku i na zewnątrz trzęsłam się jak galaretka, bałam się podnieść głowę i przy okazji unikałam kontaktu wzrokowego. Brunet był blisko, zbyt blisko.

Bałam się przełamać swój strach i na niego spojrzeć. Chciałam uciekać co sił w nogach, lecz nie mogłam. Czułam się, jakby ktoś przykleił mi buty do podłoża. Niepewnie unosiłam swoje delikatnie zamglone oczy w górę. Mężczyzna zaśmiał się z mojego zachowania i tego jak bardzo byłam wstydliwa. Wszystko zmotywowało mnie, żeby dorównać mu wzrokiem i unieść dumnie głowę. Tak, zrobiłam to, ale wtedy szczęka o mało nie spadła mi na ziemię. Jego brązowe oczy były strasznie zaczerwienione i miały jakieś takie dziwne źrenice. Dobry Boże!

On coś brał!

To był jasny znak, by wycofać się szybko z mojego punktu położenia. Choć kamery pilnowały porządku, musiałam zwiać. Nie wiadomo co mogło mu przyjść do głowy i co chciał zrobić.

Zanim jednak to uczyniłam, spojrzałam na swój dekolt. Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu, kiedy zauważyłam, iż jeden z banknotów leżał pomiędzy moimi piersiami. Pieprzone uniformy, kto je w ogóle zaprojektował?!

Szybko sięgnęłam po pieniądze, ale nie podnosiłam głowy. Obstawiam, że byłam czerwona jak burak lub gorzej. Śledziłam oczami jego buty, potem trochę nogawki jego spodni a zakończyłam na ramieniu, owiniętym w bandaż. Był brudny, ewidentnie do zmiany.

Dwa kroki do tyłu, zabrać kasę i zwiewać, mówiła podświadomość. Chłopak również cofnął się do drzwi, ale zatrzymał się, gdy ledwo opanowanym głosem powiedziałam.

— W razie potrzeby proszę dzwonić do recepcji. Numer na telefonie. Życzę dobrej nocy — pod koniec mało co nie zająknęłam się na dobre.

Nie wiem nawet, czy coś odpowiedział, czy to zignorował, gdyż skręcałam już w kolejnym korytarzu, byle jak najdalej od tego człowieka.

The ChainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz