Pałac Posągów

36 7 10
                                    

[Praca na konkurs pisarski ahegao_man Miłego czytania!

Słowniczek (z języka islandzkiego):
örlög - los, przeznaczenie
Ísbreiðu -> ís - lód, breiðu - twierdza
álfur -> elf
Sabartann Ísbjörn -> sabartann - szablozębny, ísbjörn - niedźwiedź polarny

    Bezlitosny, arktyczny wiatr zagwizdał w szczelinach, niosąc ze sobą delikatne płatki śniegu do środka domostwa. Proste, lecz zaskakująco przestronne iglo, zamieszkiwała rodzina smoków. Starsza smoczyca zaplatała młodszemu smoczęciu dobierańce ze srebrzystobiałych pasm długiego futra. Jej własne pukle, porastające linię kręgosłupa i opadające kaskadami po bokach, wymagały jeszcze uczesania. Uczyła zafascynowane dziecko różnych sposobów plecenia warkoczy. Obok nich, staruszka oprawiała mięso przy gasnącym palenisku. Po drugiej stronie izby, młody smok podniósł się ze śniegu i przerzucił ostatnie kawałki drwa na ognisko, chwytnymi szponami ogonowymi. Nagle, przez otwór w ścianie lodu, prześlizgnęły się dwa dorosłe smoki, niosące upolowaną zwierzynę na plecach. Rzucili dwie tłuste foki obok paleniska i zwrócili się do rodziny.
- Mamy wieści z pałacu. - odezwał się lekko spięty ojciec, głowa rodziny.
- Stało się coś złego? - zmartwiła się matka trójki smocząt.
- To się dopiero okaże... Alexíus... dostał zaproszenie do pałacu. - odpowiedział żonie i dodał - Nie do odrzucenia. - wywołał tymi słowami wyraz oburzenia na pyskach smoczyc, lecz kontynuował - Otóż, powiedziano nam, że jego Örlög jest bardzo ważne dla Plemienia... pomimo że nadal nie wiemy, co dokładnie ono oznacza. - odwrócił się do młodego smoka - Będziesz musiał sam do tego dojść, synu.
- Ale Runy są tak skomplikowane i wieloznaczne... - westchnął Alexíus, dotykając miejsca na policzku, gdzie srebrzyły się zagadkowe, starożytne znaki. Wodził szponem po symbolu, przypominającym złożone ze sobą groty strzał oraz prostej, solidnej linii obok nich.
- Na pewno, w końcu, nadejdzie czas, kiedy zrozumiesz swoje przeznaczenie. Pamiętaj, że wszyscy z Plemienia przechodzili to samo. Alexíusie, zaprowadzę cię do Pałacu, lecz obawiam się, że jako zwykły poddany nie będę mógł wejść do środka razem z tobą. - Pysk poważnego smoka był, jak zawsze, niewzruszony, jak lód. - Uczta rozpocznie się o zachodzie. Musimy już ruszać, aby nie spóźnić się i okazać należyty szacunek władcy. - Nikt z rodziny nie był zadowolony, ale każdy rozumiał, że nie ma nawet sensu spierać się z władcą. Jego wola była świętością, a poza tym chodziło tu o losy całego narodu.
Młody smok skinął głową rozumnie i zdecydował się nie okazywać słabości. W rzeczywistości niepokoił się, co go czeka, ale wolał nie dopuszczać do siebie zwątpienia. Tak postępowało ich dumne plemię. Alexíus podszedł do matki, babki, siostrzyczki oraz brata i otarł się o nich łbem w geście pożegnania, po czym skierował się za ojcem, ku wyjściu z izby. Na zewnątrz padał śnieg, co nie było niczym szczególnym w miejscu, w którym mieszkało ich plemię. Młody smok był przyzwyczajony do mroźnej pogody, podobnie, jak inne pisklęta wychowujące się w tej krainie skutej lodem. Obydwaj brnęli przez białą połać w milczeniu. Śnieżynki opadały na pysk Alexíusa, przysypując go puchem podobnego koloru, co smocza sierść. Pojedynczy warkoczyk kołysał się przy jego policzku, natrętnie przypominając mu o przeznaczeniu, wyrytym na jego skórze. Z dreszczem oczekiwania rozmyślał, co mogły oznaczać te runy i czy niosły coś dobrego, czy wręcz przeciwnie.
Po jakimś czasie, spędzonym na kluczeniu wśród innych domostw, zza wysokiego muru wychynęła lodowa iglica. Gdy dwoje smoków podeszło do ściany lodu, zbliżyli się do nich strażnicy pilnujący przejścia. Wylecieli z dziury wysoko ponad ich głowami, służącej za przejście. Bariera ta miała za zadanie oddzielać arystokrację, zamieszkującą pałac, od niższej warstwy społecznej. Największy i najpotężniejszy zaś mur, otaczał granicę całego Królestwa Álfurów, broniąc je od niebezpieczeństw.
- Któż idzie? - zawołał gwardzista do nowoprzybyłych.
- Úlfur, Kryjący Piękną Miłość, wraz z jego synem, Alexíusem. - odpowiedział jego ojciec pokornie, schylając głowę.
- Alexíus. Dziecię, które ma się dzisiaj stać Elfem. Zapraszamy w Lodowym Pałacu Isbreiðu. - Strażnicy skinęli lekko łbami w jego stronę. - Ty, nie jesteś jednak zaproszony, Úlfurze. - Zwrócili się z opanowaniem do starszego smoka. Ten, pochwycił wzrok syna, w milczącym pożegnaniu i odwrócił się do drogi. Alexíus uczepił się myśli, że po raz pierwszy zauważył nutę uczucia w zimnych oczach jego ojca. Nie był jednak pewien, co oznaczała.
Razem ze strażnikami przekroczył barierę, i natychmiast uderzyła go inność tego krajobrazu od tego, w którym się wychowywał. Zamiast oddalonych od siebie, samotnych domostw, ujrzał majestatyczny pałac, ze strzelistymi wieżami oraz szerokimi okiennicami, wzniesiony całkowicie z lodu. Przeszklone zamarzniętą wodą, ściany odkrywały widok niezliczonych wydrążonych korytarzy. Smoki, znalazły się w lśniącym ogrodzie, który wyglądał, jak wykuty z najprawdziwszego kryształu. Zachodzące słońce, rzucało różowe światło na rzeźby. Alexíus mimowolnie uchylił pysk, podziwiając piękno ogrodu w zachwycie. Przedziwne lodowe figury najróżniejszych rozmiarów, przypominały mu trochę drzewa, występujące w lasach na wschodzie, lecz miały one bardziej egzotyczny wygląd. Nim młody smok się obejrzał, strażnicy przystanęli przed ogromnymi, bogato zdobionymi żłobieniami, drzwiami. Wielkość i majestat już samego wejścia sprawił, że młody smok poczuł się jeszcze mniejszy i nieistotny, niż za jakiego się wcześniej uważał.
- Uczta właśnie się rozpoczęła. Zaprowadzimy cię do króla. - poinformował go strażnik, otwierając masywną bramę. Alexíus podążył niepewnie za pałacowymi gwardzistami. Po chwili, z przytłaczającego korytarza, przeszli do ogromnej sali balowej, wychodzącej na dziedziniec. Była to komnata niewyobrażalnych rozmiarów, a przez lustra lodowych ścian, dawała złudzenie jeszcze przestronniejszej. Wypełniała ją apetyczna woń mięsa, dolatująca z podłużnych, wyciosanych z lodu stołów, zastawionych do ostatniego wolnego miejsca wymyślnymi potrawami. Gdzieniegdzie, z lodu wyrastała kolejna rzeźba, przedstawiająca, to rodzinę królewską, to bohaterów z legend. Pomiędzy nimi, nadworni muzycy wygrywali piękne dźwięki na flecie i harfie. W sali, aż roiło się od smoków, uczesanych w wymyślne fryzury oraz ubranych w wartościowe futra. Jednak jedna postać szczególnie zwróciła uwagę Alexíusa. Nieprzeciętnych rozmiarów smok z koroną z sopli lodowych, leżał na tronie, wyprostowany, z majestatycznie wyciągniętymi przednimi łapami przed siebie. Białe, jak śnieg futro, które przywdział, zdecydowanie musiało należeć do wielkiej bestii, Sabartann Ísbjörn. Te potwory przypominające niedźwiedzie polarne z ogromnymi kłami i przewyższające wielkością smoki, od wieków śmiały im grozić. Jednak, żaden niedźwiedź szablozębny nie mógł równać się z królem. Alexíus tylko słyszał pogłoski o potędze ich władcy, nigdy jeszcze nie widział go osobiście. Zaparło mu dech w piersi, gdyż gwardziści poprowadzili go prosto w stronę przywódcy, nie zważając na zaskoczone spojrzenia i milknące na ich widok rozmowy.
- Jego Wysokość, Aðalríkur, o Potędze Gradobicia. - ukłonił się jeden ze strażników.
- Oto, Dziecię, które dzisiaj ma się stać Elfem, Alexíus - dodał drugi, zapowiadając gościa.
Młody smok stał w bezruchu, ze ślepiami wlepionymi w potężnego władcę, gdy zrozumiał, że powinien okazać szacunek królowi. Spłonął granatowym rumieńcem i niezdarnie skłonił łeb.
- Witam, Cię, mój drogi Elfie! Chciałbym, abyśmy traktowali się nawzajem, jak na równi. Od dziś, wstępujesz do grona arystokracji! Mam nadzieję, że będziesz się czuł, jak w domu, w moich skromnych pałacowych progach! - Jego Wspaniałość pochylił łeb w stronę niskiego, w porównaniu do tronu, Alexíusa i uśmiechnął się dystyngowanie. Młody smok nie potrafił rozszyfrować tego wyrazu pyska. Nie przypominał on promiennych uśmiechów siostry, czy matki, a raczej wydawał się zbyt sztuczny, by być prawdziwym. Alexíus jednak, pomyślał, że musiał źle ocenić ten niezwykle piękny uśmiech i z niepewnością odwzajemnił go.
- Ucztujmy! - wykrzyknął donośnie władca. Głos rozniósł się echem po sali i dołączył do niego chór uradowanych gości. Jego Wielkość skinął ogonem w stronę mniejszego tronu przygotowanego po jego lewej stronie, zapraszając młodego smoka do stołu. Po prawicy króla zaś, Alexíus zauważył piękną smoczycę z równie ostro zakończoną lodową koroną. Musiała być to jego żona i Wieszczka Przepowiedni, Rúna. Usłyszał, jak wzburzona szepcze do króla „Przecież to jeszcze tylko pisklę!", po czym podchodzi do niego.
- Pokaż mi się, no, dziecko. - Odgarnęła szponami jego srebrzysty warkoczyk i dokładnie zbadała widniejące na jego policzku symbole. Zaczął się wiercić z zakłopotania pod czujnym spojrzeniem jej przenikliwych fioletowych oczu.
- W-wie, Pani, co to oznacza? - z trudem wykrztusił pytanie. Ku jego rozczarowaniu, pokręciła przecząco głową.
- Przepowiednie mają wiele znaczeń. Twoje Örög wytwarza bardzo silną energię. Oznacza to, że twój los jest niezmiernie ważny dla historii. - Jej tajemniczy głos kłuł jego łuski dreszczem, jak szpilki lodu. - Sam będziesz musiał się z nim zmierzyć, kiedy przyjdzie czas... - Dodała stanowczo, ale Alexius słyszał to już wiele razy. - Jest jeszcze taki mały... - Wtrąciła pod nosem, tak by nikt jej nie usłyszał i pogrążyła się w głębokich rozmyślaniach. Lecz do młodego smoka doleciały te słowa i oburzyły go bezgłośnie. Przecież nie był bezbronnym jajkiem! Jednak, wieszczka miała rację, był jeszcze w zbyt młodym wieku, aby otrzymać drugie imię podczas tradycyjnej ceremonii, obejmującej smoczęta wkraczające w okres dojrzewania. Zgodnie z tym obyczajem, młode smoki oprócz pierwszego imienia nadanego zaraz po narodzeniu, otrzymywały przydomek, jako dowód dorosłości, który zawiera dosłowne znaczenie Örlög widniejącego od zawsze na ich ciele. To wtedy Wieszczka Przepowiedni, pełniąca również rolę kapłanki, odczytuje starożytne runy i wyjaśnia co mogą one oznaczać, by przygotować młodych na ścieżkę ich życia. Dorośli zawsze przestrzegali go jednak, aby nie uznawać tych słów zbyt pochopnie za prawdę, bowiem prawdziwe przeznaczenie jest zagadkowe i często ma ukryte znaczenie.
- Zbierzcie się, bracia i siostry Elfy. - Donośny głos Kapłanki Losu przeciął tłoczne powietrze. Ku zdziwieniu Alexíusa, wszyscy goście w jednym momencie zaprzestali zabaw i uczty, zwracając głowę ku podwyższeniu, na którym stały trony, a muzyka ucichła. W tej właśnie chwili światło pełnego księżyca wpadło do sali balowej rozbijając swój promień o każde lustro lodu. Lśnienie ogarnęło cały pałac, a młody smok łapczywie chłonął ten widok z rozdziawionym pyskiem. Chyba nigdy nie widział czegoś równie pięknego. Blask ten omal go nie oślepił, ale młodzieniec dzielnie walczył z własnymi powiekami, by móc patrzeć się na to światło jeszcze choć trochę. Wiedział, że księżyc lada chwila może zmienić położenie i zatrzeć jakikolwiek ślad po tym cudzie. Smoczyca spojrzała na niego wymownie, prosząc by się opanował, bo wszystkie oczy zwrócone były w ich stronę, po czym kontynuowała - Tej nocy, jeden z naszych przechodzi ważną zmianę w życiu. Oddaje się Księżycowi pod opiekę. Oto Alexíus, pisklę, które dziś staje się prawdziwym smokiem, dziecię, które staje się pełnoprawnym Elfem. - Młody smok zadrżał na dźwięk tych słów. Dopiero teraz poczuł, jak niedoświadczony i niedojrzały jest, by odbyć tak wspaniałą ceremonię. Kapłanka zwróciła łeb do nieba, w stronę tarczy jaśniejącego księżyca - O, Wszechpotężny Ás! Nieskazitelna Taflo! Nasz panie Lodu! Spójrz swym księżycowym okiem z nieboskłonu, w dół, na tego młodzieńca. Pragnie on zawierzyć tobie swoje życie i poznać swoje Örlög. - zwróciła się z powrotem do młodego smoka - Alexíusie, Przynoszący Żniwa Lodu, bóg Lodu Ás daje ci siłę i mądrość, abyś dobrze wypełnił swe Przeznaczenie.
Wśród zebranych rozeszło się poruszenie, spowodowane nadanym mu przydomkiem. Uwagę Alexíusa odwróciła od tego zamieszania zaskakująca przemiana. Czuł się pewniejszy, bardziej rozumny i bardziej połączony ze światem zewnętrznym. Poczuł każdą łuską blask księżyca padający na niego ze wszystkich stron, rozgrzewający jego ciało i dodający otuchy. Wyczuł pod łapami moc wibracji, którymi rozlegała tafla lodu, upewniając go jak wielki był pałac, w którym się znajdował. Nade wszystko zdziwił go znak na jego policzku, który teraz zaczął wściekle pulsować światłem, aż smok poczuł kłujący lodowaty ból. „Przyniosę Żniwa Lodu" pomyślał, „... cokolwiek to znaczy". Gdy księżyc minął już swe najwyższe położenie i schował się za chmurą, dziwne uczucie osłabło i całkowicie zniknęło. Muzycy zaczęli już ponownie grać na instrumentach, a goście powrócili do świętowania, gdy on stał w miejscu, jak przymarznięty i próbował ochłonąć. Rozejrzał się, ale nigdzie nie zauważył, ani króla, ani jego żony. Goście zdawali się doskonale bawić bez niego, pomijając parę smoków, którzy złożyli mu uprzejme gratulacje, więc Alexíus zaczął iść naprzód. Zszedł z podium, minął suto zastawione stoły oraz gwardzistów na straży i zniknął w jednym z korytarzy. Na wpół przytomnie stawiał łapę za łapą, całkowicie pogrążony w myślach o swoim Örlög i o tym, jak zmieni się jego życie od tamtej chwili. Został mianowany przez króla arystokratą, co oznaczało zamieszkanie w Isbreiðu na zawsze i możliwe, że nawet braku kontaktu z rodziną! Bał się, że zabronią mu przekroczyć barierę odgradzającą wyższe klasy społeczne od reszty mieszkańców. Kluczył po labiryncie wydrążonych w wielowiecznym lodzie tuneli, prowadzących, raz w górę, raz w dół, raz przecinających lub krzyżujących się. Młodzieniec szedł wzdłuż ściany w ciszy, delikatnie gładząc z namaszczeniem lód. Był jego dumą i przyjacielem, tak jak był dumą i przyjacielem jego narodu. Spostrzegł, że musiał znaleźć się już głęboko pod powierzchnią, ponieważ światło ledwo tu dochodziło. Na szczęście, nie przeszkadzało mu to, wszystkie Elfy miały bardzo dobry wzrok, wyćwiczony podczas strzelania z łuku oraz życia w krainie długich nocy. Nie sprawiało mu trudności widzenie w ciemności, jeżeli choć odrobina promieni docierała tu odbijając się od tafli lodu. Wtem, spostrzegł, że korytarz którym podążał skończył się, a on stoi tuż przed wejściem do ogromnej, tajemniczej komnaty. Sklepienie z każdym jego krokiem zwiększało dystans od podłogi, a pomieszczenie było tak obszerne, że wydawało się nie mieć drugiego końca. W ścianach widniały intrygujące wyżłobienia, zawijające pod różnymi kątami i biegnącymi po lodzie, jak wiatr. Alexíus był pod wrażeniem ich kreatywności, przez chwilę poczuł jednak puls niepokoju. Mógłby wtedy przysiąc, że szramy w lodzie przypominały mu ślady po szponach, wiedzione silnym uczuciem gniewu lub rozpaczy. Potrząsnął łbem i skierował się w głąb komnaty. Mijał potężne filary podtrzymujące jaskinię zmarzliny przed zawaleniem. Każdy z nich był wyżłobiony z lodu w kształcie smoka, z którego wyrastała właściwa podpora. Posągi te wyglądały majestatycznie, tajemniczo i nad wyraz realistycznie, coś, czego młody smok spodziewał się po dekoracjach zamku. Zachwycił się tym, że lodowe statuy wydawały się być, jak żywe. W miarę jak zbliżał się do, coraz ciemniejszego, centrum pomieszczenia, kolumny zdawały się zagęszczać. Zdziwiło go to nietypowe rozmieszczenie, gdyż z pewnością obdarowany zdolnością kontrolowania lodu wybraniec, od wieków przekazujący dziedzictwo z pokolenia na pokolenie, był na tyle biegłym architektem, by praktyczniej umieścić filary. Gdy podszedł bliżej, niemal odskoczył od lodowej bryły. Przetarł łapą oczy i poczuł wzmożoną siłę uczucia niepokoju, które towarzyszyło mu już od początku wizyty w pałacu. Jego serce zaczęło wyrywać się z klatki piersiowej, jak zwierzyna zagnana w pułapkę. Przyjrzał się temu samemu posągowi jeszcze raz, przecierając drżącym ramieniem taflę. Zachłysnął się, zrozumiawszy, że to co właśnie widział wcale nie było nim, a zamarzniętym ciałem. Ciałem smoka. Rozejrzał się w panice w ciemności dookoła. Zewsząd patrzyły na niego puste, szkliste ślepia odbijające resztkę światła, która dostała się do pokoju. Alexius poczuł lodowaty chłód, uczucie, do którego myślał, że był przyzwyczajony. „Gdzie ja się znalazłem?!" Cały drżał, pragnął uciec z tego miejsca, jak najszybciej, lecz jego mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. Wszystko zmuszało go do wpatrywania się w przeraźliwą bryłę lodu, w której na wieczność został uwięziony Elf. Ciało smoka wykręcone było w przyprawiającej o mdłości pozycji, a warkocze spływały, po nim niczym łzy. Na pysku o zrozpaczonych oczach wyryte miał Örlög, które na moment zaiskrzyło światłem, lub tylko je odbiło. Ta chwila wystarczyła, by Alexíus je odczytał. Pokryte ranami Runy brzmiały... „lód", tak jak u niego samego oraz „zakłócenie, rozdzielenie". Młody smok zauważył, że w posągach zamknięci byli arystokraci, sądząc po ich majestatycznym wyglądzie. On natomiast stał pyskiem w pysk przed ówczesnym władcą, którego ostre szpikulce korony wyrastały z filaru. Zadrżał. „Coś poszło nie tak i lód rozdzielił go od rodziny..." pomyślał. Nie można uciec przed przeznaczeniem. Dotknął swojego znaku na policzku i w tej chwili zapragnął zdrapać go z pyska, tak jak próbował zamarznięty król. Powstrzymał się jednak, ponieważ jego mięśnie nadal wydawały się, jak z rybiej galarety. Czuł, że on sam przymarza do podłoża i niedługo dołączy do otaczających go nieszczęśników. Co mogła oznaczać jego przepowiednia? Czy spadnie na niego szczęście czy wręcz przeciwnie? Może pisana mu jest właśnie taka przyszłość? Wyobraził sobie, ból wykręcający jego ciało, pazury szukające oparcia w ścianie lodu, dodające kolejne ślady do ornamentu... Czuł, że zapada się w swoim własnym umyśle. Chciał uciec, jak najdalej z pałacu, w którym wszystko wydawało się być lodowymi posągami. Z tego poczucia bezsilności wyrwał go piękny dziewczęcy głos. Udało mu się odwrócić i mrużąc oczy, ujrzał cień postaci w nikłym świetle dochodzącym z wejścia komnaty.
- Kim jesteś? Jeszcze nie widziałam, by ktoś z arystokratów się tu zapuszczał. Nikt nie chce pamiętać o tym ponurym miejscu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 16, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pałac Posągów [One-shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz