Postanowiłam, a raczej zostałam zmuszona do zabrania się projektowania wnętrza kawiarenki, w której się znajdywałam sącząc swoją ulubioną kawę z mlekiem. To moje zadanie do jutra. Szef obiecywał mi podwyżkę, sporą podwyżkę. Oczywiście jeśli mój pomysł się spodoba. Jednak jego mina wyglądała na taką, jakby myślał: „Oczywiście, oczywiście. Potakuj Jane, potakuj. Niech myśli o podwyżce. Może za pięć lat. Niech myśli, że teraz. Jestem seksowny, mam piękny piwny brzuch. Mmmm. Seks Bóg”. Na samą myśl o nim robi mi się niedobrze. Nie wiem czemu się zgodziłam. Może dlatego, że chciałam mieć jakiś projekt zrobiony i wykonany na żywo, co udałoby mi się wymsknąć z tej szarej dziury, która co prawda zrobi się niebawem pięknym lokalem przyciągający tłumy ludzi dzięki mnie. Gratulację dla mnie. Kłaniam się w myślach przed sobą ironizując. Zastanawiam się nad wyborem ściany między seledynowym a słonecznym żółtym popijając przy tym kawkę. Czuję, że dosiada się ktoś do mnie przy barku. – Jaki kolor ożywi ten lokal? Seledynowy czy słoneczny żółty? – palnęłam patrząc się cały czas na komputer do osoby, która usiadła, która miała czelność zawężać moją przestrzeń pracy. – Każdy kolor ożywi tą szarość tego lokalu. – Słucham?- Odwracam się i z wrażenia wypada mi filiżanka z kawą, która rozlewa się po moich ulubionych szarych rurkach i upada na ziemię, roztrzaskując się na milion kawałeczków. – Przepraszam! – szepczę i chwytam za serwetki z lady, którymi wycieram spodnie na udzie. – Pozwól, że pomogę. – Unoszę do góry głowę zawstydzona, a moim oczom ukazuje się piękny uśmiech, powodujący cudny dołeczek w policzku samego Harrego. – A to Ty! Nieznajoma. – zatapiam się w jego oczach i wsłuchuję się w jego piękny brytyjski akcent.
CZYTASZ
Story of my life. H.S.
FanfictionZnowu się spóźnię na te pieprzone metro, tak jak ostatnim razem kiedy drzwi zamknęły się przed moim nosem i mogłam sobie tylko załkać ze smutku machając chusteczką na pożegnanie i być zmuszona iść pieszo. Ugh… biegnę ile sił w nogach trzymając luzem...